[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Przeszedł mnie taki nieprzyjemny dreszcz - odpowiedziała dziewczyna. - Widok
morza i samotnego brzegu niemal przyprawił mnie o płacz. Pusty brzeg nad bezkresnym
73
morzem. Rozkołysane fale uderzają o piach, rok za rokiem, stulecie za stuleciem, tysiąclecie
za tysiącleciem. Na brzegu nigdy nie pojawił się ślad człowieka ani zwierzęcia. Morskie fale
nigdy nie spotkały niczego poza pustymi plażami, skałami, wśród których nigdy nie
zabrzmiał ludzki głos ani krzyk ptaka. Tylko lód w mrozne zimy...
- Fantazjujesz, Tiril - uśmiechnął się Erling. - Ale może to wcale nie takie niemądre.
- Ona ma rację - orzekł Móri.
Nikt nie śmiał mu się sprzeciwiać.
Theresa podjęła opowieść:
- Próbowali skierować statek ku brzegowi, lecz zatonął, zanim dopłynęli. Ruszyli więc
wpław, tak jak przedstawia to relief. Byli jednak wycieńczeni, a na brzegu morza nie znalezli
pożywienia poza jakimiś drobnymi małżami. Wiedzieli, że nie mają przed sobą długiego
życia. Z wielkich kamieni zbudowali ołtarz, położyli na nim kulę, którą otrzymali od gwiazd.
Modląc się do niej, zniknęli. Nie wiadomo, gdzie. Powiadają jednak, że ich duchy pokazały
się w starożytnym Rzymie. Dlaczego akurat tam, nie wiadomo.
Czworo przyjaciół spoglądało na siebie z coraz większym niedowierzaniem.
No, ale przecież to tylko baśń!
Theresa westchnęła, jak gdyby wyczuwając ich dystans.
- Ale znalazł się wśród nich jeden, prosty wojownik, nie tak uzdolniony jak pozostali.
Oddalił się od swych towarzyszy i z pewnej odległości obserwował ich poczynania. Widział,
jak kula się rozżarzyła, jak jego pobratymcy jeden po drugim znikają. Jego przodkowie
mieszali się z małpokształtnymi istotami i dlatego odczuł strach na widok owego
tajemniczego rytuału. Zdumiony i przerażony powędrował w głąb owej pustej krainy i dotarł
wreszcie do ludzkich siedzib. Mieszkańcy tych okolic okazali się nadzwyczaj prymitywnym
ludem, lecz on ich zaakceptował. Przyłączył się do nieznanego plemienia, spłodził dzieci z
ich kobietami. Właśnie jego potomkowie z pokolenia na pokolenie przekazywali sobie tę
baśń. %7łołnierz na starość gorzko żałował, że nie zdecydował się towarzyszyć swym
pobratymcom do gwiazd. Powędrował więc w stronę morza, chcąc odnalezć ołtarz i cudowną
kulę, połączyć się ze swymi dawnymi przyjaciółmi.
Nigdy ich jednak nie odnalazł. Brzegu ani morza już nie było. Nowi współplemieńcy
podczas jednej z długich wypraw łowieckich znalezli go martwego na pustkowiu. I tak się
kończy baśń o morzu, które nie istnieje.
Księżna przestała mówić, zapadło milczenie. Móri i Catherine puścili jej ręce.
- To dziwna baśń - zauważyła Aurora.
74
- Rzeczywiście - zgodził się z nią Móri. - Tak niezwykła, że niemal wydaje się
prawdziwa.
- No tak, baśnie zwykle bywają bardziej spójne, zawierają morał albo jednoznaczne
zakończenie - głośno myślała Tiril. - W ludowych baśniach często występuje trzykrotność.
Byli sobie trzej bracia, w trzecim królestwie, w trzeciej krainie i tak dalej. Tu nic takiego
nie ma.
- A kielich? - dopytywał się Erling. - I relief w Tistelgorm? Jak one się do tego mają?
W baśni okoliczni mieszkańcy nazywali zamczysko Tistelgorm.
- Nie wiem - bezradnie odparła Theresa. - Kielich znajdował się w posiadaniu naszej
rodziny do chwili, gdy odwiedzili nas krewni i przyjaciele. Podejrzewaliśmy, że ktoś z nich
go zabrał. A relief w Tistelgorm? Rzeczywiście, tajemniczy zamek w jakiś sposób łączył się z
baśnią, ale dlaczego, nie wiem.
Tiril dyskretnie ziewnęła.
- Ach, moi drodzy - poderwała się Theresa. - Noc już mija, musicie być zmęczeni.
Zdecydowanie pokręcili głowami.
- Dopiero teraz poczułam się nieco znużona - wyznała Tiril z uśmiechem. - Jakby ktoś
nagle mnie czymś omotał.
- Wobec tego musimy się pożegnać - postanowiła księżna. - Gdzie mieszkacie?
Popatrzyli po sobie. Odpowiedział Móri:
- W Christianii zatrzymaliśmy się w niedużym pensjonacie. Ale na stałe Catherine
mieszka w Krokskogen, o dzień drogi stąd, Erling w Bergen. A my...
Wzruszył ramionami.
Theresa popatrzyła na córkę.
- Odziedziczyłaś chyba dom w Bergen?
- Tak, ale...
Erling ją wyręczył:
- Tiril nie chce tam wracać. Obiecałem, że zajmę się sprzedażą domu.
- Rozumiem. To znaczy, że... nigdzie nie mieszkasz?
- A Móri jeszcze mniej - dodała Tiril.
Księżna zwróciła wzrok ku niemu. Odparł:
- Nie mam domu od najwcześniejszych młodzieńczych lat. Właściwie od dzieciństwa.
- Ależ to okropne! - przeraziła się Theresa.
75
- Nie bardzo też chcemy wracać do pensjonatu, bo prześladowcy Tiril odkryli naszą
obecność - dodał Erling.
Zapadła chwila kłopotliwego milczenia.
- Oczywiście zaopiekuję się tobą, Tiril, kiedy już załatwię wszystkie sprawy, jakie
wiążą się ze śmiercią mego męża, i będę mogła na zawsze opuścić zamek Gottorp -
oświadczyła Theresa. - Ale w tej chwili...
- Ja się tym zajmę - rzekła Aurora. - Wy czworo zostaniecie naturalnie tutaj na tę noc,
a raczej na ten kawałek nocy, bo właściwie już świta. Panie przenocują w prawym skrzydle,
panowie w lewym. Pokażę wam cztery sypialnie, mam nadzieję, że możecie się sami o siebie
zatroszczyć. Nie ma tu służby, a Theresa w tych ciężkich chwilach zapewne będzie
potrzebowała swej pokojówki.
- Damy sobie radę - zapewnił Erling. - Dziękujemy za życzliwość, panno Auroro!
- Nie skończyliśmy jeszcze tej rozmowy - przypomniała Theresa. - Czy możecie po
południu przyjechać na Akershus? Aurora i ja będziemy miały czas na zastanowienie się.
Musimy się znów wszyscy spotkać jak najszybciej!
Rozstali się, umówiwszy porę spotkania. Nero spokojnie podreptał za Tiril. Spodobał
mu się ten wielki nowy dom, obiecująco pachniało tu myszami.
76
ROZDZIAA 10
Móri miał kłopoty z zaśnięciem o poranku; blade światło dnia sączyło się przez
ciężkie, z pewnością zakurzone kotary. Dwór tak długo pozostawał nie zamieszkany, że
pustka zaczynała już nabierać w nim kształtu.
Nie miał okazji porozmawiać z Tiril, chociaż tak bardzo mu na tym zależało. Chciał
jej przekazać, czego dowiedział się od swych towarzyszy: obiecali, że nic złego ją nie czeka,
jeśli się pobiorą i dopełnią małżeństwa. Stało się jednak tak, że Tiril spotkała swą matkę i z
jednej strony było to najlepsze, co mogło się zdarzyć, z drugiej jednak musiał teraz prosić
księżną o rękę Tiril, a to natychmiast wydawało się trudniejsze.
Wszystkie marzenia, jakie snuły mu się po głowie...
W końcu pomimo wzburzenia zdołał zapaść w sen.
Tiril obudziła się, bo Móri delikatnie nią potrząsał. Poderwała się, niepewna, gdzie
jest.
- Minęło już południe - oznajmił. - Erling i ja wybieramy się do starego bankiera,
który pośredniczył pomiędzy twoją matką a konsulem Dahlem.
- Pójdę z wami.
- Nie, ty i Catherine pojedziecie do Akershus. Spotkamy się tam za godzinę.
- A co mamy robić w Akershus?
- Wesprzeć twą matkę w przygotowaniach do transportu zwłok księcia i dotrzymać jej
towarzystwa. Erling już tam był i pomógł jej w załatwieniu kilku praktycznych spraw. Potem
będziemy dalej rozmawiać.
- Za długo pozwoliliście mi spać!
- Potrzebowałaś tego. Przeżyłaś trudne, pełne napięcia chwile. - Przysiadł na brzegu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]