[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie zdawała sobie z tego sprawy, ucieszył się.
- Nie widzę dokładnie, stoisz za daleko. - Zamknął z trzaskiem laptop i odłożył go na bok. - Podejdz
bliżej.
- Przecież nie będę paradować jak jakaś modelka! - oburzyła się, ale w głębi duszy marzyła, żeby
znowu, choć na chwilę, być w centrum uwagi Luiza.
Zrobiła kilka niepewnych kroków, sukienka przyjemnie pieściła jej ciało przy każdym ruchu.
- I jak? - powtórzyła pytanie.
- Aadne kolory - skomentował sucho.
Holly oniemiała. Aadne kolory?! Przecież sam je wybierał! A może nie? Może zlecił to zadanie
jednej ze swoich sekretarek, olśniło ją. Rozczarowana i zawstydzona własną naiwnością opuściła głowę.
- Pytałam, jak wyglądam - bąknęła, choć nie spodziewała się usłyszeć niczego miłego.
Zastanawiała się, czy odrzuca go jej ciąża, czy po prostu nie podoba mu się już ani trochę.
- W porządku.
Wstał, z rękami w kieszeniach obszedł ją dookoła, a potem stanął naprzeciw i kołysząc się na
obcasach, zmierzył ją wzrokiem niczym projektant oceniający efekty swoich wysiłków.
- Podobają ci się kolory - parsknęła ze złością.
- Spodziewałaś się komplementów?
- Oczywiście, że nie! - zaprzeczyła natychmiast. - Pytam, bo nie chcę wyglądać śmiesznie. Niektóre
kobiety eksponują ciążę i ubierają się, jakby wcale nie miały wielkiego brzucha. Zakładają obcisłe albo
skąpe ubrania, żeby mężczyzni nadal się za nimi oglądali. Naiwne. - Holly wydęła pogardliwie usta.
Na samą myśl o Holly oblepionej spojrzeniami innych mężczyzn Luiz zatrząsł się ze złości.
Podejrzewał, że reagował tak gwałtownie nie przez zazdrość, a jedynie dlatego, że Holly nosiła pod sercem
L R
T
jego dziecko. Każdy prawdziwy mężczyzna bronił swojego potomstwa już od momentu poczęcia,
racjonalizował.
- Ta sukienka jest odpowiednia, chociaż...
Spojrzała na niego pytająco.
- Materiał jest trochę przezroczysty.
- Przezroczysty? - Nie zrozumiała.
- Prześwituje. Widać, że nie masz na sobie biustonosza - wypalił bez ogródek.
Holly poczerwieniała i odruchowo zakryła piersi dłońmi. Jednocześnie zdała sobie sprawę, że
widział ją nagą tyle razy, że wstydliwe zasłanianie się wyglądało żałośnie.
- Przymierzałam kostiumy kąpielowe, które kupiłeś, i nie założyłam potem biustonosza... - zaczęła
się tłumaczyć.
- Domyśliłem się - przerwał jej ze zmysłowym uśmiechem. - Któryś się nadaje?
Wyobraził sobie, jak zamyka w dłoniach jej piersi i delikatnie je masuje. Ciekawe, jakie teraz były?
Bardziej miękkie? Jeszcze bardziej wrażliwe na dotyk i pieszczoty?
- Tak, oczywiście. Nie powiedziałeś mi jeszcze, dokąd jedziemy. Wiem tylko, że będzie tam ciepło.
- Udawała spokojną, ale z trudem ignorowała mrowienie w piersiach i napięcie w podbrzuszu.
Kiedy Luiz stał blisko, jej ciało reagowało automatycznie. Pragnęła czuć jego wielkie dłonie na
swych piersiach, szorstki język drażniący sterczące sutki. Zdała sobie nagle sprawę, że oddycha płytko, a
jej serce wali jak oszalałe.
- Cieszę się, że dobrze wybrałem - odpowiedział. - Szkoda, że nie zaprezentowałaś mi się w
kostiumie - dodał, spoglądając na nią pożądliwie.
Widział ogień w jej oczach, ale użył całej swojej siły woli, żeby jej nie dotknąć.
- Jasne, to dopiero byłoby przedstawienie - parsknęła.
- Dlaczego? Ciąża ci służy - odpowiedział, wzruszając ramionami.
- Tylko tak mówisz - żachnęła się. Powinna się teraz schować za parawanem, przebrać w swoją
sukienkę, a nie stać jak zahipnotyzowana i wdawać się w niebezpieczne gierki słowne z mężczyzną,
któremu nie potrafiła się oprzeć.
- Czyżby?
Holly z przerażeniem patrzyła, jak jej własna ręka ląduje, jakby bez udziału jej woli, na piersi
Luiza.
- %7ładnego dotykania, tak postanowiłaś, jeśli się nie mylę - powiedział cicho, ale nie odsunął się.
- Ja nie... - Holly natychmiast cofnęła dłoń.
- Nie ma się czego wstydzić.
- Przestań, nic do ciebie nie czuję, jesteś kłamcą, wcale cię już nie pragnę! - Holly prawie krzyczała.
L R
T
- Pożądanie wymyka się rozumowi i dlatego nad nim nie panujesz. Mógłbym cię wziąć tu i teraz,
pośród wszystkich tych ubrań, na szezlongu... - Wyobraznia Luiza podsuwała mu coraz to nowe obrazy ich
ciał splecionych w miłosnym uniesieniu.
Holly zrobiła kilka niepewnych kroków do tyłu. Nienawidziła się za tę słabość. Jak mogła pożądać
mężczyzny, który ją okłamał, porzucił, a teraz traktował jak inkubator dla swego cennego potomka? Chyba
nie miała ani krzty szacunku do samej siebie, stwierdziła z rozpaczą. Zamknęła oczy i wyrzuciła z siebie na
jednym oddechu:
- Może nadal mi się podobasz, ale to jeszcze nic nie znaczy. - Otworzyła oczy i rzuciła ostro: - To
czysto fizyczna reakcja. - Odwróciła się, żeby nie zauważył łez bezsilności zbierających jej się pod
powiekami.
Prawdopodobnie Luiz spodziewał się, że nadal będą uprawiać seks, mimo że odrzuciła jego
oświadczyny. Zdeprawowany bogacz, pomyślała ze złością. A może planował użyć jej słabości, żeby ją do
siebie przywiązać i w ten sposób odsunąć innych mężczyzn, tak by nie zbliżyli się do jego dziecka? Holly
zadrżała. Sam, jako wolny mężczyzna, Luiz będzie mógł spotykać się dalej z modelkami i aktorkami, a
ona, opętana pożądaniem, pozostanie jego niewolnicą. Luiz Casella, jak Większość bogaczy, wierzył, że
może mieć wszystko.
Musiała się bardziej postarać, jeśli nie chciała się stać jego ofiarą.
- Unikasz odpowiedzi, kiedy pytam, dokąd jedziemy - odparła lodowatym głosem.
- Okej, usiądz. - Wzniósł oczy do nieba, dając jej do zrozumienia, co myśli o jej uporze. - Na jednej
z wysp bermudzkich prowadzę ciekawy projekt, hotel ekologiczny dla wymagających klientów. Pierwszy z
kilku, które zamierzam zbudować w różnych miejscach świata.
- Hotel? Myślałam, że zajmujesz się komputerami. - Holly nie kryła zdziwienia.
- Dywersyfikuję ryzyko.
- Och.
Zapadła niezręczna cisza.
- Czyli jedziemy na Karaiby?
Luiz roześmiał się, ale życzliwie.
- Bahamy. Znam tę wyspę bardzo dobrze. Ojciec zbudował tam wiele lat temu dom, do którego co
roku jezdziliśmy całą rodziną. To raj dla wielbicieli natury.
Holly słuchała jego opowieści z rosnącym uczuciem smutku; dzieliła ich przepaść kulturowa i
majątkowa nie do przeskoczenia.
- Byłam za granicą tylko dwa razy, w Hiszpanii z tatą na wakacjach i we Francji na szkolnej
wycieczce - odparła sucho.
- W takim razie mam nadzieję, że ci się spodoba. I tak miałem tam jechać w interesach, a w obecnej
sytuacji dwa tygodnie poza Londynem powinny sprawić, że prasa o nas zapomni.
L R
T
- Czyli będziesz tam pracować? - Starała się, żeby nie usłyszał rozczarowania w jej głosie. -
Dziwiłam się, że chcesz zostawić swoje imperium na tak długo.
Spojrzał na nią wymownie, ale nie zareagował.
- Wybrałaś jakieś ubrania? - zmienił temat.
- Tak, chociaż wolałabym, żebyś mi nie robił prezentów.
- Wiem - uciął. - Nie traktuj ubrań jako prezentu. To konieczność. Musisz mieć w czym chodzić na
wakacjach.
- Rozumiem, oczywiście. Nie martw się, nie posądzałam cię o romantyczne gesty - skomentowała
zjadliwie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]