[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wagi, aby walczyć o swoją miłość, przeciwstawić się rodzi-
com, być może zdołałaby urzeczywistnić swoje marzenia.
Być może nadszedł czas, aby wyjść z cienia i powiedzieć
S
R
prawdę. Teraz. W tej chwili. Jej ojciec już ją znał i wkrótce
wszyscy będą ją znali... Prostując ramiona, powiedziała:
- Przepraszam cię, Charlie, ale to nie twoja sprawa.
- Oczywiście, że moja! - Był naprawdę zdziwiony jej reak-
cją. - Rozumiem, że potrzebujesz czasu, ale ja jestem cierp-
liwy. Zaopiekuję się tobą. Zrobię dla ciebie wszystko... Wy-
starczy, że skiniesz palcem, a będę przy tobie.
-Charlie... - Zadrżała w powiewie zimnego wiatru. -
Przykro mi. Nie miałam pojęcia... Naprawdę, cenię sobie
twoją przyjazń, ale Matt i ja...
- Matt i ty? - Jego twarz wykrzywił ponury grymas. - Nie
możecie być... razem. On jest z rodziny Hanoverów...
- Ona również do niej należy, Fletcher - powiedział Matt,
podbiegając do niego z tyłu. - Naprawdę.
Charlie nadal patrzył na Fleur błędnym wzrokiem.
- Pobraliśmy się prawie sześć lat temu - wyjaśnił Matt,
ignorując nieśmiałe protesty Fleur. - Fleur jest moją żoną.
A Tom moim synem. - Po chwili spojrzał na pobladłą twarz
Fleur i spytał: - Dobrze się czujesz?
- Czy dobrze się czuje? - zawołał Charlie. - Jak ona może
dobrze się czuć?
Fleur zdążyła krzyknąć na widok wyciągniętej pięści
Charliego, Matt zaś nie wykonał żadnego ruchu, aby się bro-
nić albo uniknąć ciosu. Zachwiał się i następnie podniósł
rękę do ust, podczas gdy Charlie odwrócił się i sztywnym
krokiem odszedł.
- Matt! O Boże! - Fleur wyciągnęła spod bluzy kawałek
piżamy, aby wytrzeć mu krew. Trzęsła się jak osika. - Zasłu-
żyłeś sobie na to! - powiedziała z wściekłością, przecierając
jego rozciętą wargę. - Obydwaj zachowaliście się jak nean-
S
R
dertalczycy. Co w ciebie wstąpiło? Przecież widziałeś, jaki
był zdenerwowany!
- To on zachował się jak neandertalczyk. Wiedziałem, że
musi się na kimś wyładować i pomyślałem, że lepiej, żebym
to był ja.
Zmarszczyła brwi.
- Charlie by mnie nie uderzył.
- Widziałem, jak cię trzymał, Fleur. - Wyciągnął rękę i de-
likatnie dotknął jej ramienia. - Będziesz miała siniaki.
- Przytrzymał mnie, żebym nie upadła - oświadczyła. Nie
chciała słuchać tego, co mówił Matt.
- Widziałem jego twarz, gdy szedł za tobą. Tacy jak on
- cisi i spokojni - którzy mają na czyimś punkcie obsesję, są
najbardziej niebezpieczni.
- Obsesjonat? Och, nie... - Urwała. - On nigdy nie wy-
konał w moim kierunku żadnego ruchu, nie próbował nawet
pocałować mnie w policzek.
- Dotąd nie miał żadnej konkurencji. Uważał, że cała do
niego należysz.
- Nie! Nie miał prawa. Niczym go nie zachęcałam...
- Powiedział pewnej osobie, którą wysłałem, aby się cze-
goś o was - o tobie i Tomie - dowiedziała, że wyjdziesz za
niego za mąż.
- Nigdy w życiu! - Nagle zdała sobie sprawę, że tak to mo-
gło wyglądać. - Och, wielkie nieba! To okropne. Czuję się
podle... Powinnam być ci wdzięczna, że mu nie oddałeś.
- Tylko ten jeden raz. Następnym razem, gdy cię dotknie,
dostanie za swoje.
- Nie będzie miał takiej szansy. -I zdecydowanie zmieniając
temat, powiedziała: - A więc wysłałeś kogoś na przeszpiegi?
S
R
- Musiałem wiedzieć, do czego wracam. Sześć lat to kawał
czasu i miałaś pełne prawo...
- Wystarczyło, abyś podniósł słuchawkę telefonu i spytał.
- Nie była pewna, czy ma ochotę śmiać się, czy płakać. W re-
zultacie nie zrobiła ani jednego, ani drugiego, tylko dodała:
- Trzeba przyłożyć coś zimnego na twoją wargę.
Potem, gdy przykładała paczkę mrożonej fasolki na usta
Matta, głośno spytała samą siebie:
- Jak mogłam nie zauważyć, co Charlie do mnie czuje? Nie
dostrzec niebezpieczeństwa? Nie miałam zamiaru go zranić...
- Wiem.
- Wiesz?
- Gdy rozkręcałem działalność na Węgrzech, w moim
biurze zaczęła pracować pewna dziewczyna, Katia. Okaza-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]