[ Pobierz całość w formacie PDF ]
smoka i dzieckiem króla, tą, która musi iść samotnie, bo nie ma za sobą domu.
Woda śpiewała, cichutka i nieulękła. Irena, znużona, zwinęła się w końcu do snu.
Tu, gdzie się zatrzymali, było wilgotno, dotyk paproci przejmował chłodem, ziemia
była mokra. Nie mogła się rozgrzać. W pobliżu nie było nic, z czego można by
rozpalić ognisko, a czuła się zibyt zmęczona, żeby iszukać drewnia na ogień. Hugh
spał twardo leżąc twarzą do ziemi, ręce mocno przycisnął do siebie dla ciepła. Róg
czerwomego płaszcza zaczepiony o paprocie zwisał. Wsunęła się tam plecami do
pleców Hugha. Nie było wygodnie. Odwróciła się i objęła go ramieniem pod opończą.
Teraz było ciepło i dobrze. Usnęła kamiennym snem.
Przebudziła się i leżała spowita w ciepło, kołysana łagodnym rytmem oddechu
Hugha i swego własnego, zupełnie spokojna. Zaczęły się wyłaniać wspomnienia,
dokuczliwe jak kamyki i ostre progi na dnie struimiemia: znowu zbiegała nikłą stromą
ścieżką do wejścia jaskini wykrzykując wyzwanie i znowu ślizgała się po skałach i
padała, 'a'ż wreszcie usiadła wyplątując saę ze zwojów czerwonego płaszcza.
Siedziała chwilę, ciągle jeszcze nie rozbudzona spoglądała na paprocie i na strumyk,
na drzewa w wąwozie, na błękitnawe otchłanie i dalekie kontury górskich grzbietów,
na niebo bez barwy. Podpełzła do strumienia i zaczęła pić przykucnięta tam, gdzie
opływał zakolem szary głaz; obmyła twarz i kark, żeby się orzezwić, a potem oddaliła
się nieco ścieżką i skręciła w bok na siusiu. Kiedy wróciła, Hugh siedział skulony,
zakutany w płaszcz. Jego gęste, szorstkie włosy zesztywnilały mimo jej usiłowań
wypłukania z nich krwi i sterczały na wszystkie strony, szczę151
ki pokrywał gęsty zarost; wyglądał ponuro i imizemie. Dużo czasu minęło, nim
odpowiedział na pytanie, jak się czuje.
Okay powiedział. Zimno.
Wyjęła chleb i mięso dla obojga. Podała mu jego porcję, ale nie wyciągnął ręki spod
płaszcza. Kulił się żałośnie.
Nie teraz rzekł.
No jedz. W ogóle nie jadłeś wczoraj, czy kiedy to było.
Niegłodny.
No to napij się chociaż.
Kiwnął głową, ale nie ruszył się, zęby podejść do strumienia. Po chwili odezwał się:
Ireno.
Aha powiedziała żując wędzoną baraninę. Była straszliwie wygłodzona i nawet
zezowała ku jego nie napoczętej porcji.
To& Gdzie&
Wyżej wskazała ma gęsto porośnięte zlbocze nad strumieniem. Spojrzał tam
niespokojnie.
Czy ono&
Zdechło.
Hugh zadygotał; widziała, Jak drżenie przebiega przez całe jego ciało. Było jej go
żal, ale w tym momencie zajmowało ją głównie jedzenie.
Zjedz coś powiedziała. To takie dobre. Niedługo powinniśmy zbierać się do
drogi. Jeżeli czujesz się na siłach.
Do drogi& powtórzył.
Zaatakowała kromkę twardego, suchego chleba.
Odejść. Wyjść. Do bramy.
Nie odpowiedział. Wziął pasek suszomeg6 mięsa, poobracał go w ustach bez
przekonania i dał spokój. Poszedł do struiniefnia. Poruszał się niezgrabnie i długo
trwało, nim wreszcie schylił się nad wodą. Pił długo, w końcu wstał z wysiłkiem
przytrzymując na ramionach czerwony płaszcz.
Przydałaby się moja koszula albo coś takiego powiedział.
Zobacz, czy wyschła. Musiałam ją wyprać. I twoją kurtkę też.
152
Spojrzała na swoje dżinsy, sztywne, całe w czarnych smugach zaschłej krwi,
przełknął ślinę.
Dobra. Gdzie jest koszula? zauważył koszulę rozłożoną na wielkiej paproci.
Zrzucił płaszcz, żeby ją włożyć. Irena obserwując go dostrzegła piękno potężnych,
gładkich ramion i szyi. Przepełniło ją współczucie i podziw. Powiedziała:
Hugh, zabiłeś smoka.
Skończył zapinać guziki i po chwili zwrócił się ku niej. Stał wśród baldachimowych
paproci i głazów nieruchomy, ona też nieruchoma między skałą a paprocią, i patrzyili
na siebie.
Poszłaś przede mną powiedział z wolna, odtwarzając tamtą chwilę na- zakręcie
wysokogórskiej ścieżki. Zbiegłaś w dół, wołałaś "Wychodz!". Jak ty to& Dlaczego
to zrobiłaś?
Nie wiem. Miałam powyżej uszu tego swojego strachu. Wściekłam się, kiedy
zobaczyłam wejście. Jak tylko je zobaczyłam, wiedziałam, wiedziałam, że ona tam jest
i że ty do niej pójdziesz, wejdziesz tam i nigdy nie wrócisz i nie mogłam tego znieść.
Musiałam ją sprowokować, żeby wyszła.
Wepchnął koszulę w dżinsy krzywiąc się przy każdym ruchu.
Powiedziałaś "ją" zauważył.
Bo to była ona. Nie chciała wspominać o piersiach i szczupłych rękach.
Potrząsnął głową, przybity, jeszcze bledszy.
Nie, to był& Musiałem go zabić, bo& powiedział i nagle wyciągnął rękę szukając
oparcia; zachwiał się.
Nieważne. To nie żyje.
Stał nieruchomo z odwróconą twarzą, patrząc na strumyk.
Czy szpada&
Pas i pochwa gdzieś tu leżą pod paprociami. Szpada jest& musiała być równie
zielona na twarzy jak on, bo przerwał jej zaraz:
Nie chcę jej.
Hugh, powinniśmy iść dalej. Ja już chcę iść. O ile masz dość sił.
Ale co się ze mną działo?
153
Ono się na ciebie zwaliło.
Odetchnął głęboko, na jego twarzy odmalowało się oszołomienie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]