[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w niedrogim hoteliku i wrócić.
Pakowanie zajęło parę minut. Do zabicia było jeszcze tyle czasu! Cały wieczór, cała noc... Róże.
Tylko róże mogły dziewczynę uratować. Otworzyła jedną ze swych ulubionych stron i przepadła bez reszty. Kamila mogła nie spać, mogła nie jeść,
byle miała dostęp do internetu albo dobrej książki.
Budzik, profilaktycznie nastawiony na czwartą rano, obudził dziewczynę z płytkiego snu z buzią na klawiaturze komputera. Uniosła oczy, zamrugała
nieprzytomnie i aż podskoczyła na krześle całkowicie obudzona. Jedzie do Warszawy na rozmowę kwalifikacyjną! Firma sama Kamilę znalazła, a miły z
głosu pan Jacek Kornacki zadał sobie trud, by do niej zadzwonić i zaprosić do swojego biura.
Półtorej godziny pózniej dziewczyna staÅ‚a na peronie w oczekiwaniu na pociÄ…g. CzuÅ‚a lekkie déjà vu. ParÄ™ tygodni wczeÅ›niej miaÅ‚a jechać tym
samym pociągiem ku jeszcze większej przygodzie, która zaczynała się na miejscu, w Krakowie, a kończyła w Mediolanie. Na szczęście Kamila zawróciła
w połowie drogi.
Tym razem miało być inaczej.
Jak poprzednio wsiadła do pociągu, zajęła swoje miejsce i czekała z rosnącą niecierpliwością na odjazd. Jak poprzednio ruszała pełna nadziei i
radości. I dokładnie tak jak poprzednio tuż przed stacją Miechów poderwała się na równe nogi i z jękiem rezygnacji, którego na szczęście nikt nie słyszał,
wyskoczyła z pociągu, gdy tylko ten się zatrzymał.
Osłupiałym spojrzeniem zupełnie jak poprzednio odprowadziła niknące na horyzoncie światła ostatniego wagonu i również tak jak tych kilka
tygodni wcześniej powlokła się do kasy, kupiła bilet powrotny i osunęła się na ławkę w poczekalni.
Zwiesiła głowę.
Beznadziejna. Jesteś beznadziejna szeptała z rozpaczą.
Jedno różniło ten raz od poprzedniego: nie czuła ulgi. Nie wracała niczym córka marnotrawna do domu. Wracała jako człowiek całkowicie przegrany,
bo: Sorry, Kamilko droga, ty skończony nieudaczniku, trzeciej szansy nie dostaniesz. Po prostu na nią nie zasługujesz! . Czuła pod powiekami piekące łzy
rozczarowania samą sobą. Jesteś leniwa! wyrzucała sobie w myślach. To po prostu lenistwo i wygodnictwo! Do końca życia chciałabyś pasożytować
na biednej ciotce, ale nic z tego!
Jeszcze dziś znajdziesz jakąkolwiek pracę, choćby miało to być... coś okropnego... cuchnącego... nie do wytrzymania. Nie zasługujesz na nic
lepszego! I będziesz tyrała bez słowa skargi, aż... zarobisz na ten ogródek działkowy, a ciocia będzie z ciebie dumna. Oczywiście nie przyznasz się jej, jak
na to zapracowałaś.
Tak monologując w myślach, Kamila wsiadła do pociągu powrotnego.
Cichy głos gdzieś na dnie duszy podpowiadał, że to nie lenistwo, a strach. Zwykły strach przed nieznanym każe Kamili wracać do domu. I strach
przed zmianą, którego nabrała po śmierci mamy, gdy zmiany nastąpiły jedną za drugą, a każda dotkliwsza, każda bardziej radykalna. Do utraty mamy
doszła utrata domu, w którym Kamila się urodziła i wychowała, koleżanek z dzieciństwa i ze szkoły, całej przeszłości i bezpiecznej przyszłości...
Kamila miała prawo obawiać się zmian, ale tak się składa, że bywamy najgorszymi wrogami samych siebie i najsurowszymi sędziami. Wolała
wmówić sobie, że jest leniwa, niż przyznać się, iż jest tchórzem. Choć gdyby była dla siebie łagodniejsza, zrozumiałaby, że to nie tchórzostwo. Ale Kamila
mogła wybaczyć każdemu, tylko nie sobie.
I nie Jakubowi, rzecz jasna, który nigdy o wybaczenie nie poprosił.
Jak to: nie zjawiła się ?! Jakub, wyprowadzony z równowagi pierwszymi słowami dyrektora Kornackiego, ścisnął komórkę tak, że aż pobielały mu
knykcie. Po raz drugi wystawia pracodawcę do wiatru, z tym że tym razem jestem to ja?!
Nie wiem, panie prezesie odparł pokornie Kornacki. Czyżby zle przeprowadził rozmowę z Kamilą Nowodworską? Może od razu trzeba było
zaproponować jej dobrą pensję? Bądz co bądz to protegowana szefa i nie ma co oszczędzać... Dzwonię do niej od rana, ale nie odbiera telefonów.
Ma wyłączoną komórkę?
Teraz już tak odpowiedział z wahaniem, bojąc się, że wkurzy tym szefa jeszcze bardziej. Co za głupia, zmanierowana smarkula! Będzie musiał
osobiście pofatygować się do Krakowa i namawiać ją na przyjęcie tej pracy. Jak to jednak będzie wyglądało? Firma narzucająca się potencjalnej
pracownicy? Bez doświadczenia, bez referencji... Kto uwierzy w taki kit? Będzie musiał użyć całej siły przekonywania, by ta cała Nowodworska dała się
podejść. Może zwietrzyła podstęp? Może nie chce być utrzymanką prezesa? Okaże się, że to wcale mądra dziewczyna, a prezes będzie musiał
znalezć sobie łatwiejszą...
Pojadę do niej i nawet siłą ściągnę do Warszawy obiecał Jakubowi na głos, nie przyznając się do swoich myśli.
Nigdzie nie pojedziesz! warknął Jakub. Zastanowię się, co dalej robić, czy w ogóle coś robić, i wtedy dopiero poczynimy stosowne kroki. Nie
czekając na odpowiedz, rozłączył się bez pożegnania.
Jacek Kornacki spojrzał niemal z nienawiścią na gasnący wyświetlacz. Chciałby pozwolić sobie na taką samą impertynencję...
Ciocia zadzwoniła około godziny dziesiątej. Kamila patrzyła szklistym wzrokiem na rozśpiewany telefon i nie była w stanie odebrać połączenia.
Rozpłakałaby się po pierwszych słowach i ciocia jak rano ona sama ruszyłaby w podróż powrotną, a do tego Kamila nie mogła dopuścić. Aucja ma
prawo do własnego życia i spełniania marzeń. Jeśli dzięki Kamili pękną one niczym bańka mydlana, chyba po raz drugi spróbuje... Lepiej o tym nie
myśleć. I nie odbierać na razie połączenia. Zamiast tego...
Kamila otworzyła laptop i zaczęła pisać:
Dear,
jaka ja jestem głupia, jaka beznadziejna... Dostałam propozycję pracy, dobrej pracy... Sami do mnie zadzwonili z dużej warszawskiej firmy. Miałabym
gdzie mieszkać, z czego żyć.
Zaczęłabym wszystko od nowa. Stanęła o własnych siłach.
Zamiast tego...
Tobie, i tylko Tobie, mogę się przyznać: jestem tchórzem. Podłym tchórzem. Bałam się tak bardzo, że wysiadłam w nieszczęsnym Miechowie i
zawróciłam.
Dlaczego nie ma Cię przy mnie? Dlaczego nie oddasz mi trochę swojej siły?
Nie wiem, jak długo wytrzymam w tym bagnie. Mam dosyć. Chodzą mi po głowie różne myśli, a jedna jest coraz bardziej natarczywa: skończyć to
wszystko raz na zawsze i uwolnić świat i ciocię od siebie. Naprawdę ona zasługuje na coś więcej niż kula u nogi zwana Kamilą.
Teraz rozumiem, dlaczego mnie zostawiłeś.
K.
Jakub przeleciał wzrokiem treść maila, wybrał numer Kornac kiego i rzucił: Jedz do Krakowa i sprowadz ją. Natychmiast.
Rozdział V
[ Pobierz całość w formacie PDF ]