pdf > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pozwalając, żeby natura płynęła w nas jak rzeka, swobodnie i nieskrępowanie.
 Tak, masz rację. Masz zupełną rację!
Zmęczona tą sceną, Konstancja poszła do swego saloniku na górze, najprędzej jak
mogła. Będzie teraz zawsze miała doskonałą wymówkę, żeby folgować swemu egoizmowi.
Clifford nie mógł dostać się na drugie piętro bez straszliwego zamętu i pomocy służących,
którzy musieliby wnieść go na górę. I rzeczywiście nigdy się tam nie zjawiał.
Po tej scenie z Cliffordem Konstancja poczuła się bardzo niedobrze. W jej wnętrzu
zrodziły się dziwne sensacje i ogarnęło ją zabójcze uczucie mdłości. Nienawidziła Clifforda i
jego zachowania. Wzdrygała się wspominając w jak ohydny, pół obłąkany sposób, całował jej
rękę, a potem ślubną obrączkę. Jest wpół obłąkany! A z wszystkich chorób, najbardziej
przerażał i odpychał ją obłęd. Zdawało się jej, że jego zródłem jest tkwiące w człowieku zło.
Gdy w duszy króluje zło, umysł popada w obłęd, aby się dostosować do panującego w niej
zła. Pierwszy raz w życiu zapragnęła, żeby Clifford umarł. Nigdy dotąd mu tego nie życzyła. I
nawet teraz wzdrygała się z odrazy do samej siebie. A jednak czuła, że w jej sercu rodzi się i
wzbiera nieme pragnienie: Tak, życzyła sobie jego śmierci. Przerażało ją to. Ale tego
wieczoru dręczyła ją jakaś ponura zmora. Lęk przed czymś nieokreślonym. Zwiat wydawał jej
się szary i wrogi, oraz z góry potępiony i skazany na zagładę, nadciągającą powoli i
złowieszczo, jak powódz. Szare, powolne, zaborcze fale  czuła ich mdłą wilgoć, niby pleśń
na ścianach swego pokoju. I nie była w stanie tego znieść. Kochała swój pokój. Delikatny
szaroróżowy kolor tapet, włoskie maty na podłodze słodko pachnące sitowiem i kilka
leżących na nich cienkich, perskich, bladoniebieskich i ciemnoróżowych dywanów. Szpinet,
wytworne biurko z różanego drzewa oraz krzesła, pokryte kretonem w tulipanowy deseń,
wiszącą nad szezlongiem makatę z toile de Jouy, mały kominek z żółtego marmuru z
palącymi się grubymi szczapami i dwa wielkie wazony z pękami różowych chryzantem. Ale
tego wieczoru wszystko to było martwe. Efekty wysiłków, jakie włożyła, starając się uczynić
ten pokój pięknym, wydawały się jej teraz chybione i niedorzeczne, jak puder na twarzy starej
wiedzmy. Ani ogień na kominku, ani paląca się lampa, nie mogły stłumić męczących ją
mdłości i lęku, ani wrażenia, że na jej krytych kretonem krzesłach i ścianach powoli osiada
pleśń nieubłaganej zagłady. A ona, siedząc samotnie w wygodnym fotelu przy marmurowym
kominku, wydawała się sobie bezgranicznie starą wiedzmą. Zewsząd wpełzała ukryta
plugawa sprośność, a na ten widok w jej brzuchu odzywał się okropny, mrożący strach. Jak to
jest możliwe? Czyżby jej dziecko zmarło, a ona nosi trupa w swym łonie? Myśl o tym
przejęła ją paraliżującym lękiem. Czy jej ciało zmieniło się w cmentarz? Skąd się bierze ten
straszny, mrożący ją lęk?
Docierał do niej zewsząd: nie tylko z gabinetu, w którym przebywał wpół obłąkany
Clifford, ale również z wilgotnej głębi parku i z woni siarki dolatującej tu, ponad koronami
drzew, z odległego Tevershall. Szary, spleśniały koszmar, zapleśniały koszmar,
zapowiadający bliski koniec świata.
Pleśń  symbol rozkładu i demoralizacji. Clifford był w szczególny sposób amoralny.
Sprawiał, że życie stawało się przerażającą komedią. Tylko dlatego, żeby zadowolić swoją
próżność i bezprzykładny egoizm, uczynił ją niepokalaną matką, brzemienną dziewicą, która
miała także rodzić jako dziewica. Okropność! Już dziewiczy poród, sam w sobie, był
niemoralną ohydą, gdyż czuła w sobie ciepło tego drugiego mężczyzny. Dziecko było jego
żywym nasieniem, ukrytym w jej łonie. Brednie Clifforda o dziewiczym porodzie były dla
niej ciężką zniewagą.
Ale tak właśnie było. Clifford zawsze nienawidził seksu, jak wszystkiego, co wymykało
się spod jego egoistycznej kontroli. A ona była prawie tyle samo winna, co on. Teraz pojęła,
że oboje grzeszyli wyobrażając sobie, że przez seks rozbudują i wzmocnią własne  Ja".
Każde z nich pragnęło zwycięstwa swojego  Ja", ona  jej, a on  swego. Teraz Clifford,
dotknięty kalectwem, ale uparty, pogrążał się nieprzytomnie w złudnej fikcji, a jego egoizm
przeradzał się w obłęd. Ona zaś połową swej jazni przeniosła się w inny świat, a połową
tkwiła na starych pozycjach.
Znów pomyślała o Parkinie. Jego też opanował jakiś demon, coś, co ją przerażało i od
czego powinna się trzymać z daleka. Ale był to demon żywy i nie było w nim nic sprośnego
ani brudnego. Był nim morderczy gniew, który nawiedzał jego duszę, jak upiór. Czuła, że jest
wszechwładny i nie może go zwalczyć. Nie pozostało jej nic innego: musi czekać. Czuła, że
ten gniew krąży w jego duszy, tam i z powrotem jak miotający się w klatce lampart,
zdecydowany wydrzeć się na wolność i skoczyć do oczu swoim prześladowcom. Tak, to musi
kiedyś nastąpić. A ona musi czekać.
Ale jeśli to co ich łączyło... czułe radosne uczucie, umarło? Co teraz? Czuła, że umarło
tego właśnie wieczoru. Zdradziła je i umarło.
Co dalej? Urwał się nieskończenie delikatny, żywy kontakt między nimi obojgiem.
Mocna, serdeczna więz. Duncan miał rację: to ten nowy, szczery kontakt między-ludzmi jest
kluczem do życia. Teraz to zrozumiała, właśnie teraz, kiedy ów kontakt nagle się zerwał i
czuła się jak amputowana kończyna, odcięta od żywego ciała. Dotąd ciepły nurt życia płynął
tak pewnie i swobodnie w jej brzemiennym ciele, że nie uświadamiała sobie jego istnienia.
Myślała, że wszystko to bierze się z niej samej, dzięki jej wspaniałemu zdrowiu.
Ale dziś wieczorem, kiedy świat zrobił się ponury i pełen widm, a w jej wnętrzu zalęgł
się zimny żrący niepokój, zrozumiała swój błąd. Z tym człowiekiem łączyło ją coś świętego...
żywy, nieuchwytny, serdeczny kontakt. Dziś wieczorem zerwała go przez swoją głupią
zarozumiałość, a Clifford zniszczył niedorzeczną sceną.
Och, jak mogła tak lekko go potraktować. Był istotą jej życia. Nie on sam, ale jej
niepojęty kontakt z nim. On był esencją jej życia. Jej jedyny żywy, cudowny kontakt z
życiem. Teraz zdała sobie sprawę, że po zerwaniu go stała się kolejnym widmem, takim
samym jak Clifford i tylu innych.
Całym sercem buntowała się przeciwko tym upiorom. Powinny zginąć. %7łyły tylko po
to, aby cały świat uczynić koszmarem. Były nieubłagane, jak postępujący rozkład ciała. Nie
mogły się zmienić... co najwyżej przyśpieszyć rozkład. Istniały tylko w tym celu... w żadnym
innym.
Uklękła, wtuliła twarz w poduszkę fotela i zaczęła bezradnie się modlić.
 Ratuj mnie, błagam! Ocal mnie! Ocal mnie przed tym koszmarem! Nie pozwól, żeby
zerwał się kontakt, który nas łączy. Zachowaj go dla mnie... zachowaj go dla mnie, a mnie dla
niego! Nie daj mi popełnić zdrady. Błagam, uchroń mnie przed nią. Wskaż co mam robić? Co [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cyklista.xlx.pl
  • Cytat

    Do wzniosłych (rzeczy) poprzez (rzeczy) trudne (ciasne). (Ad augusta per angusta). (Ad augusta per angusta)

    Meta