pdf > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

handlowego i wypatrzyła dla siebie fioletowy golf bez rękawów,
który być może nie był oszałamiająco piękny, ale stanowił przy-
najmniej miłą odmianę w stosunku do tego, co posiadała. Poza
tym, co też miało swoje znaczenie,
był przeceniony. Kupiła sobie również czarną spódnicę do kolan i
buty na obcasie. Przyglądała się teraz sobie w lustrze z
niedowierzaniem. Już dawno nie wyglądała tak ładnie i kobieco
zarazem. Z zadowoleniem przypomniała sobie o kolczykach w
kształacie rozgwiazdy, które dostała kiedyś w prezencie. Będą
świetnie pasować do tego zestawu, pomyślała uradowana.
- O, widzę, że zabrałaś ze sobą Lou - przywitał ją w drzwiach
Patrick. Ku jego zdziwieniu było dziesięć po szóstej, a sądził, że
Lisa należy do osób chorobliwie punktualnych. - To dobrze -
dodał, widząc niejaką konsternację na jej twarzy -zawsze
przecież to bratnia dusza.
Lisa roześmiała się z ulgą.
- Była przez cały dzień sama, więc pomyślałam, że gdy znowu
wyjdę, będzie bardzo nieszczęśliwa. Mam nadzieję, że nie sprawi
ci kłopotu...
- W żadnym wypadku - wpadł jej w słowo Patrick. - Naprawdę
bardzo ją lubię. - Musiał przyznać, że Lisa wyglądała
znakomicie. Nawet jej włosy sprawiały wrażenie bardziej
miękkich i aksamitnych.
- A to co? - spytał zaskoczony.
- Kupiłam coś na deser - odparła tajemniczo, zamykając za sobą
drzwi.
Dlaczego przyszła z psem? Patrick był napra-
wdę zaskoczony, nie spodziewał się, że wezmie jego słowa do
serca.
- Fantastycznie... - Raz jeszcze zmierzył ją wzrokiem. Naprawdę
niezle, przyznał w duchu. -Zwietne kolczyki - powiedział na głos,
gdy szli
do salonu.
- Dostałam je od Tima.
- Super! Od razu mówiłem, że to fajny gość. Lisa rzuciła okiem
na salon. Nie ma co, Patrick
się postarał. Wszystko było wysprzątane, a na stole stał piękny
bukiet.
- Och, jakie cudne kwiaty - powiedziała z zachwytem i zatopiła w
nich twarz.
Cholera, zaklął w duchu, szkoda, że nie zdążyłem włączyć
muzyki, zanim zadzwięczał dzwonek. Jakoś nie chciał, by
myślała, że jest górą mięśni, dużym, brutalnym hokeistą.
- A właściwie, jak one się nazywają? Roześmiała się serdecznie i
dotykając kilku
z nich, powiedziała:
- To są lilie, to róże... tutaj jest paproć, a to... Nie, niestety nie
wiem, jak one się nazywają. Są bardzo piękne.
- Czego się napijesz? Drinka, wina, a może soku?
- Kieliszek wina z przyjemnością...
- Białe czy czerwone?
- Białe, poproszę.
Patrick poszedł do kuchni i wyciągnął z lodów-
ki butelkę szampana. To też białe wino, pocieszał się, tyle że z
bąbelkami. Nierozłącznie kojarzyło mu się z flirtem i
uwodzeniem, choć wiedział, że nie będzie to typowy wieczór,
żaden z tych, jakie niejednokrotnie spędzał z kobietami.
Kiedy korek z głośnym świstem przeleciał obok Lou, ta ze
skowytem uciekła pod stół.
- Nie bój się, mała - Lisa schyliła się, żeby ją pogłaskać - to nic
strasznego. - Potem spojrzała nieco podejrzliwie na Patricka. -
Szampan? Coś świętujemy?
Napełniając kieliszki, zastanawiał się nad rozsądnym
wyjaśnieniem. Podał Lisie kieliszek, mówiąc z uśmiechem:
- Za Trevora! W końcu ma dzisiaj urodziny. Ile kończy lat?
Osiem?
- Tak. - Upiła spory łyk i odstawiła kieliszek na stole.
- Trochę muzyki?
- Czemu nie... chętnie.
- Wprawdzie Dan nie ma szczególnego wyboru, ale przywiozłem
na szczęście kilka swoich kaset.
Po chwili pokój wypełnił miły, kojący jazz.
- Pomóc ci w czymś? - zapytała z zapałem.
- O nie, dzisiaj jesteś moim gościem. Już nakrywam do stołu... -
mówiąc to, przeszedł do małej, funkcjonalnie urządzonej
kuchenki, połączonej z salonem.
Lisa wzięła do ręki swój kieliszek i usiadła na miękkiej sofie.
- Więc jakie zaplanowałeś na dzisiaj menu? A zresztą, może to
tajemnica? - zapytała, kiedy pojawił się znowu.
- Nie, skąd. Mam nadzieję, że lubisz owoce
morza?
- Wprost uwielbiam...
- Zwietnie, w takim razie zaczniemy od koktajlu z krewetek -
zakomunikował z dumą. Jak to dobrze, że udało mu się kupić już
przygotowane krewetki i doskonały sos.
Jej oczy błyszczały i zdawała się być szczęśliwa. Cudownie
wyglądała taka zrelaksowana.
- Super...
- A potem droga pani, stek z sosem czosnkowym, szparagi i
pieczone ziemniaki. A ta sałatka
- tu wskazał na półmisek, który trzymał w ręku
- to moja specjalność.
- O, jestem pod wrażeniem.
- Pozwoli pani, że doleję jej wina...
- Nie powinnam - powiedziała niepewnie.
- Ale przecież nie musisz jechać do domu...
- A nawet iść, jeśli nie masz na to ochoty, pomyślał, nie bez
nadziei. - Opowiedz mi coś jeszcze o sobie - dodał, siadając. -
Nawet nie wiem, czym się zajmujesz.
- Nie wiesz? - zdziwiła się. - Sądziłam, że
Tim już ci wszystko wypaplał. Jestem księgową i pracuję w
firmie konstruktorskiej w Longley. Księgowa...
- No, teraz ja jestem pod wrażeniem.
- Ta praca sprawia mi przyjemność, a poza tym jest niezle płatna,
więc po tym jak zginął Dave, doszłam do wniosku, że będę mogła
się z tego utrzymać. - Raz po raz przejeżdżała palcem po brzegu
kieliszka.
- A czym zajmował się Dave?
Po plecach Lisy przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Mimo że od [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cyklista.xlx.pl
  • Cytat

    Do wzniosłych (rzeczy) poprzez (rzeczy) trudne (ciasne). (Ad augusta per angusta). (Ad augusta per angusta)

    Meta