[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Annie zmarszczyła brwi.
- Co to za szkoła?
- Z internatem. Dower House.
- Aha. - Jedna z najdroższych w kraju. Dwa lata temu, z okazji zakończenia roku
szkolnego, Annie wygłosiła tam przemówienie i wręczała nagrody. Albo nie wywarła
wielkiego wrażenia na Xandrze Saxon, albo nowa fryzura zmieniła ją nie do poznania. -
Widać, że nie czuje się tam szczęśliwa.
- Chciałem dla niej jak najlepiej. Mieszkam w Stanach, a jak się domyśliłaś, jej
matka jest zajęta czymś innym. Zdaje się, że teraz właśnie przebywa w podróży poślub-
nej.
- Trzeciej.
- Drugiej - sprostował George. - My nie mieliśmy poślubnej. Pobraliśmy się, kiedy
byłem na pierwszym roku studiów i dziecko już było w drodze.
- Musiało być wam ciężko.
R
L
T
- Na pewno niewesoło. Penny pojechała do swojej matki, jeszcze zanim urodziła
Xandrę, i już do mnie nie wróciła. Nie winię jej za to. Jak się nie uczyłem, to harowałem,
żebyśmy mieli co jeść i gdzie mieszkać. Nie tego się spodziewała po małżeństwie z sy-
nem George'a Saxona.
- Przykro mi.
- Mnie też - uciął.
Annie zorientowała się, że George nie ma ochoty kontynuować tematu.
- Co takiego przeskrobała Xandra? - zapytała.
- Pożyczyła sobie samochód dyrektorki i wybrała się na przejażdżkę.
- Aha. - Szesnastolatka, więc oczywiście nie ma jeszcze prawa jazdy ani ubezpie-
czenia. To wiele wyjaśnia. - Chęć zwrócenia na siebie uwagi?
- Bez większego powodzenia. Przewidując, że smarkata może wyciąć jakiś numer,
Penny na wszelki wypadek wyłączyła komórkę.
- Ale Xandra ma jeszcze ciebie.
George uśmiechnął się ironicznie.
- Jestem ostatnią osobą, do której by zadzwoniła. Bardzo bym pragnął, żeby było
inaczej, lecz niestety dla mojej córki znaczę tylko tyle, co podpis na czeku.
- Tak sądzisz?
George uniósł okulary pod światło, sprawdził, czy szkła są czyste, potem spojrzał
na Annie.
- Nie sądzę, wiem. Jestem tutaj tylko dlatego, że ojciec dostał zawału. - Podszedł
do Annie, nasunął jej okulary na nos, przytrzymał chwilę, kciukami dotykając chłodnych
policzków. Ich oczy spotkały się. Annie rozchyliła wargi, z jej ust wyrwało się cichutkie
westchnienie. George musiałby mieć serce z kamienia, by oprzeć się pokusie skorzysta-
nia z tak otwartego zaproszenia. - Pierwsza zasada kamuflażu...
Lekko musnął wargami jej wargi. Czyżby chciał sobie samemu udowodnić, że jest
niewzruszony niczym skała?
R
L
T
ROZDZIAA PITY
Wargi Annie, gdy je rozchyliła w cichym okrzyku zdziwienia, były miękkie i ule-
głe. Nie jest to reakcja uwodzicielki, która żadnemu mężczyznie nie przepuści, lecz
dziewczyny całowanej po raz pierwszy, pomyślał George.
Podnieciło go to w sposób, w jaki żaden pocałunek doświadczonej kobiety by go
nie podniecił. I kiedy odrobinę zdyszany cofnął się, by spojrzeć na Annie, zobaczył, że
oczy ma zamknięte, a na ustach błogi uśmiech.
- Pierwsza zasada kamuflażu - podjął przerwany temat - to nie zdejmować kostiu-
mu. Nawet na chwilę.
Do rozmarzonej Annie jego słowa dotarły z lekkim opóznieniem. Otworzyła sze-
roko oczy i gwałtownie się zaczerwieniła. George czuł, jak delikatna skóra na jej policz-
kach pali mu opuszki palców. Czy to reakcja na jego dotyk, czy może wstyd, że została
przyłapana na oszustwie?
- Skąd... skąd wiesz, że to kamuflaż?
- Skoro ich nie włożyłaś, kiedy sprawdzałaś wiadomości w telefonie, domyśliłem
się, że nosisz je dla ozdoby.
- Ozdoby? Raczej wątpliwej.
- Rzeczywiście widywałem ładniejsze oprawki - przyznał George, starając się za-
chować kamienną minę.
- To paskudztwo spadło mi z nosa prosto w obierki z ziemniaków - wyjaśniła An-
nie. - Odłożyłam je na bok i całkiem o nich zapomniałam.
Trudno o bardziej otwarte przyznanie się do winy.
- Szkoda, że ich nie wrzuciłaś razem z obierkami do kubła na śmieci.
- Obawiam się, że nie byłyby pożądanym dodatkiem do kompostu.
- Racja, ale jeśli nie chcesz zostać rozpoznana, radzę poszukać odpowiedniego
rozmiaru. - Zrobił przerwę w nadziei, że teraz Annie wyzna mu prawdę. Kiedy milczała,
dodał: - Albo załóż barwne soczewki kontaktowe. Takie, które by stonowały ten intrygu-
jący błękit.
R
L
T
- Okulary kupiłam przez internet. Nie miałam pojęcia, że są różne rozmiary opra-
wek. - Annie wzruszyła ramionami. - Może powinnam wybrać bardziej seksowne?
- Może. Powiem ci jedno: jeśli ktoś zechce zrobić twój portret pamięciowy, to nie
okulary cię zdradzą, a fryzura.
- Och! - wykrzyknęła Annie i dotknęła włosów. - Nie, nie, nie ma takiego niebez-
pieczeństwa - dodała. - Sama je sobie dziś obcięłam. Nożyczkami do paznokci.
No tak. %7ładna kobieta nie paradowałaby z tak obsmyczonymi włosami dłużej niż
to konieczne.
- A ja sądziłem, że to sekator do przycinania żywopłotów - zażartował George.
Pogodził się już z tym, że Annie nie chce mu zdradzić swojego sekretu. A może
chce go uchronić przed wiedzą, która niekoniecznie wyszłaby mu na dobre?
I zdecydowanie byłoby rozsądniej nie wyobrażać sobie, jak wyglądała, zanim po-
zbawiła się włosów. Długich, jedwabistych.
- No, lepiej zajrzę do warsztatu, zanim Xandra rozbierze twój samochód na części.
- Wziął szklankę z wodą, podszedł do drzwi, lecz na progu się obejrzał. Jej reakcja na
pocałunek wciąż go intrygowała. Jakoś nie pasowała do wersji o zazdrosnym partnerze. -
Odpowiedz na trapiące cię pytanie o ziemniaki znajdziesz w książce kucharskiej. Na pół-
ce za telewizorem matka trzyma całą kolekcję. - Nie musiał sprawdzać, czy wciąż tam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]