pdf > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

udziałem Mesjasza. Z tych czterech tchnień wywodzi się tchnienie boskie. Drżałem z pożądania,
tak bardzo chciałem złożyć na jej ustach pocałunek miłości, połączyć na zawsze nasze tchnienia.
Jakże marzyłem, żeby być blisko niej.
Moje serce wzdychało do niej, pożądała jej moja dusza.
Mimo tego, co powiedziała, mimo jej odmowy, byłem tuż obok niej, zaledwie dwa kroki od
niej i wystarczyłby tylko jeden ruch, żeby moje serce, udręczone pętami miłości, otworzyło się. O
Boże! Dlaczego nie miałbym się z nią zaręczyć zgodnie z prawem i regułą?!
Zamiast tego trawiło mnie rozdzierające bolesne pożądanie, jak niedająca się uleczyć rana.
Byłem chory, chory z miłości.
Im uważniej obserwowałem ją z głębi mojej duszy, tym mocniej czułem tę irracjonalną siłę,
która popychała mnie ku niej za sprawą potężnego prawa przyciągania, zwanego pożądaniem.
Gdyby tylko była żydówką... Wyciągnąłbym do niej rękę, a ona pozwoliłaby się pocałować.
Bo jest napisane: Niech składa swymi ustami pocałunki na mych ustach.
Zwarlibyśmy się w miłosnym uścisku i połączyłaby nas miłość, a skóra Jane doświadczyłaby
największej pieszczoty pierwszego promienia światła.
Dotknięcie jej skóry byłoby pieszczotą, a pieszczota byłaby jak wino, które daje radość.
Miłość dodałaby sił mej duszy, przywracając jej młodość. Jane całowałaby mnie, obdarowywała
pieszczotami cudowniejszymi od wina i odurzała słodkim zapachem swych perfum. Piżmo, mird i
szafran. Pocałowałaby mnie siedem razy i te pocałunki byłyby niby siedem stopni Drabiny Jakuba.
I zapaliłyby się wszystkie gwiazdy na niebie, rozbłysły promienistym światłem.
Wówczas poszedłbym za nią, został z nią, wyszedł jej na spotkanie, wyciągnąłbym do niej
rękę, by patrzeć tylko na nią, posiadać i kochać, tak jak symbolizuje to litera alej, w której kryje się
sekret uśmierzania namiętności. Bo w literze alej jest słodkie światło, łagodny płomień, sekret
wszystkich sekretów. Poczułbym zapach jej skóry na mojej skórze i oszalały ze szczęścia i
wzruszenia, stałbym się tym, kim jestem, bo byłbym w niej, a ona we mnie i tym sposobem
tworzylibyśmy jedność.
Jak bardzo pragnęła tego moja dusza!
Gdy się obudziłem, zbliżał się świt. Jane patrzyła na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
- Pracowałaś przez cały ten czas?
Skinęła głową.
- Tak. Szukałam dodatkowych informacji o templariuszach.
To zaskakujące, Ary, jak wiele jest między wami podobieństw.
- O kim mówisz?
- O esseńczykach i templariuszach. %7łyjecie zgodnie z ideałem podwójnego powołania, zresztą
bardzo sprzecznego - mnicha i żołnierza. Przyjęliście podobne zasady i jesteście im absolutnie
posłuszni, bezwzględnie prąc naprzód, nie uznając żadnych ograniczeń ani półśrodków. Macie ten
sam cel - odbudować Zwiątynię. To przecież nie może być dziełem przypadku.
- Podobnie jak Koskka sądzisz, że templariusze znali zasady esseńczyków?
- Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
- Czy wiedzieli także o ofierze składanej w Dzień Sądu?
Jane wstała i, okrywając się żakietem, powiedziała:
- Tak przypuszczam.
Gdy zatrzymałem samochód przed domem w dzielnicy Porte Brancion, dochodziła czwarta
rano. Ulica była pusta.
Miasto spało, pogrążone w ciemnościach i ciszy. Pchnęliśmy ciężkie drzwi. Znowu szliśmy
tym samym korytarzem, który prowadził do sali, gdzie znajdował się Zwój Srebrny. Odczekaliśmy
kilka minut. Nie odezwał się żaden alarm.
Jane wyjęła latarkę i omiotła pomieszczenie wąskim promieniem światła.
Czekało nas bardzo trudne zadanie - otworzyć oszkloną szafę i zabrać zwój. Tę delikatną
operację miała wykonać Jane, która włożyła czarny trykot, czarne rajstopy i takież buty. Podeszła
na palcach do szafy, otworzyła ją i wyjęła drewnianą szkatułkę. Podałem jej szczypce. Bez
wahania chwyciła nimi zwój, a ja wziąłem go od niej delikatnie i owinąłem lnianym szalem.
Nagle usłyszeliśmy kroki. Ktoś wchodził po schodach.
Ledwo zdążyliśmy się schować. Zobaczyliśmy, że to właściciel restauracji, którego
poznaliśmy poprzedniego dnia.
W ręku trzymał miecz templariuszy, broń cherubinów. Miał on kształt litery T, zajin - siódma
litera alfabetu, litera walki i siły, mocy, potrzebnej do walki o życie.
ZWÓJ SZÓSTY
Zwój Templariuszy
Albowiem oni mnie znieważyli i nie zważali na mnie, gdy Ty moc swoją przeze mnie okazałeś.
Wypędzili mnie bowiem z mojej ziemi jako ptaka z gniazda swojego, a wszystkich moich
przyjaciół i bliskich ode mnie odsunęli i uważali mnie za bezużyteczne narzędzie.
Ale to oni, tłumacze kłamstwa i prorocy fałszu, knuli spisek przeciw mnie z Belialem, chcąc
Twoje Prawo, które Ty wyryłeś w sercu moim, zamienić na pochlebstwa zwodnicze dla Twego
ludu.
Oni spragnionym nie dali napoju Poznania, lecz pragnącym podawali ocet, aby patrzeć na ich
odurzenie, gdy będą zachowywać się jak szaleni podczas swoich świąt i wpadać będą w ich sieci.
Zwoje z Qumran Hymny
Nigdy nie uczyłem się historii i niewiele wiem o Zachodzie i jego tajemnicach. Znam historię,
która jest we mnie żywa poprzez rytuał. To pamięć mojego ludu i nie widzę różnicy między
przeszłością, terazniejszością i przyszłością.
Wiedziałem jednak, że teraz chodzi o czasy obecne, nie tylko o epokę chrześcijaństwa, ale i o
czas terazniejszy oraz przyszły, że terazniejszość nie jest niczym innym jak tylko przyszłością, a ta
znowu jest czasem, który powrócił, albowiem działania wypełniające nasz czas zawsze są [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cyklista.xlx.pl
  • Cytat

    Do wzniosłych (rzeczy) poprzez (rzeczy) trudne (ciasne). (Ad augusta per angusta). (Ad augusta per angusta)

    Meta