[ Pobierz całość w formacie PDF ]
objęciach.
Zbudziło ją błękitnozielone światło słońca, przebijające przez ściany
szałasu. Ziewnęła, przeciągając się leniwie.
Obok niej zaszeleściły liście. To poruszył się Dominik. Popatrzyła na
niego i przez moment zastanawiała się, dlaczego oboje są nadzy. Falami zaczęły
napływać wspomnienia - piękne, rozkoszne. W pierwszej chwili zesztywniała na
- 97 -
S
R
wspomnienie swej śmiałości, ale uśmiechnęła się na myśl, jak namiętny, a
jednocześnie czuły był Dominik.
Zacięła mu się przyglądać. Był pięknym mężczyzną, opalonym i
muskularnym.
Zapragnęła dotknąć Doma, lecz bała się go obudzić - wolała, by jeszcze
spał. Wraz ze wschodem słońca minął czar wspólnej nocy.
Myśli jej krążyły leniwie. Zawsze sądziła, że kieruje własnym losem. Czy
naprawdę musi opuścić Coconut Cay? Przecież może przedłużyć sobie wakacje
i zostać tak długo, jak długo potrwają wykopaliska.
Ale nie trwałoby to wiecznie. Nadeszłaby chwila powrotu do pracy w
Houston - należała do tamtego świata. Za Boga nie opuściłaby firmy i swego
dziadka. Zbyt wiele mu zawdzięczała, zbyt wielu rzeczy ją nauczył. Jedną z tych
podstawowych nauk była lojalność.
Miejsce Dominika było tutaj. Wepchnięcie go w ramy miejskiego życia
byłoby okrucieństwem.
Ogarnął ją straszny żal. W oczach stanęły jej łzy i zaczęły spływać po
policzkach. Dominik Seeger był najwspanialszym mężczyzną, jakiego spotkała
w życiu - mocnym, inteligentnym, łagodnym, obdarzonym silną wolą;
mężczyzną, z którym mogłaby spędzić całe życie. Nigdy do tego nie dojdzie.
Zrozumiała jego lęk. Pojęła ból, bo będzie go czuła, kiedy wróci do swego
świata, porzucając jedynego człowieka, na którym tak rozpaczliwie jej zależy,
którego potrzebuje.
Alicja popatrzyła na pogrążonego we śnie Dominika. Zaczęła
koniuszkiem palmowego liścia łaskotać go w obrośniętą pierś. Zmiejąc się,
zaskoczona własną śmiałością, schodziła niżej i niżej.
Mężczyzna otworzył powoli oczy i chwycił jej dłoń.
- Czy wiesz, co robisz? - spytał, uśmiechając się leniwie. Przebudzenie
było rozkoszne.
- 98 -
S
R
Odpowiedziała mu śmiechem, pociągnął ją więc ku sobie. Straciła
równowagę i opadła na Doma.
- Dzień dobry - powiedział i wpił się w jej wargi.
- Hmm, to naprawdę miły początek dobrego dnia - stwierdziła, kiedy
wreszcie złapała oddech. - Cieszę się, że jesteś w dobrym nastroju. Nie cierpię
porannych burczymuchów.
- Ja? Burczymucha? Przenigdy! A na pewno nie dzisiaj. - Pocałował ją w
czubek nosa. - Do licha, czy zawsze jesteś taka ładna?
- Bałam się, że będziesz żałować tego, co wydarzyło się w nocy -
odezwała się poważnym naraz tonem.
- Mówiłeś, że nie powinniśmy... Zamknął jej usta pocałunkiem.
- Może któregoś dnia będę żałował - odparł. - Ale nie dzisiaj. Było to zbyt
piękne.
- Bardzo piękne. - Kiwnęła głową.
- Cieszę się, że to mówisz - powiedział z krzywym uśmiechem. - Ale
wszystko stało się tak szybko. Kobieta taka jak ty zasługuje...
- Kobieta taka jak ty"? - spytała nagle. - Myślałam, że jestem wyjątkowa,
a ty mnie zaszufladkowałeś.
Przyglądał się jej z namysłem.
- No cóż - odparł po długiej chwili. - Myślę, że jesteś jedyna w swoim
rodzaju. - Obrzucił jej smukłe ciało przeciągłym spojrzeniem. - Chodzmy
popływać - zmienił nieoczekiwanie temat.
- Popływać? - Miała nadzieję, że pozostaną jeszcze w swoim gniazdku z
palmowych liści, że powtórzą magiczne chwile, jakie przeżyli w nocy.
- Chcę cię obejrzeć w świetle dziennym - oświadczył.
No cóż, skoro tak... Skinęła głową.
Pobiegli po zimnym jeszcze piasku nad wodę. Morze było błękitne i
spokojne, całkiem inne niż poprzedniego dnia, i Alicja poczuła nieprzepartą
- 99 -
S
R
ochotę na kąpiel. Zcigali się pośród fal, nurkowali niczym rozbawione delfiny,
łapiąc się i całując.
Alicja nigdy nie czuła się tak zjednoczona z naturą, nigdy nie czuła w ten
[ Pobierz całość w formacie PDF ]