[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gości - dodała.
- Nie chcę żadnych gości, chyba że to hydraulik! - zawołał. - Zakręć
zawór!
- Ale nie wiem, gdzie on jest - odpowiedziała.
- No to trzymaj, ja zakręcę! - Wcisnął jej w ręce ręcznik, którym starał
się zatamować wyciek.
Do chwili jego powrotu, przód jej ubrania był całkowicie mokry i
nawet z włosów kapała jej woda. Z kranu ciągle się lało, ale strumień powoli
się zmniejszał. W końcu kran zasyczał i ucichł.
- Co się właściwie stało? - Dana powoli wyżymała mokre ręczniki.
- Jedno z połączeń się obluzowało, a gdy próbowałem je dokręcić,
pękła stara rura. Czy ty sprawdziłaś instalację, kupując ten dom?
Perlisty śmiech przeciął powietrze niczym miecz samuraja. W
drzwiach kuchni stanęła Tiffany, a za nią wsunął się Barclay.
- A kiedy ona kupiła ten dom? - spytała zjadliwie Tiffany. - Czyżbyś
nie miał w tej sprawie nic do powiedzenia? Ciekawe...
- Hm, nie możemy mieszkać bez wody. - Dana zignorowała pytanie
Tiffany. - Kiedy zdołasz to naprawić?
- Nie wcześniej niż jutro, całe podłączenie zlewu jest do wymiany -
pona
ous
l
a
d
an
sc
odparł Zake.
Dzwonek u drzwi zadzwonił ponownie. A teraz kto to, pomyślała
Dana z przestrachem.
Ale to był tylko dostawca pizzy. Dana zapłaciła i przyniosła pizzę do
kuchni.
- Przykro mi, że nie możemy wam nawet zaproponować kawy czy
herbaty - powiedziała Dana. - Nie ma tu także takich wygód jak w Baron's
Hill.
- A właśnie, możecie przenocować w Baron's Hill - Barclay odezwał
się po raz pierwszy.
- Dziękuję za propozycję - odparł Zake. - Ale pójdziemy do hotelu.
- Obawiam się, że to się wam nie uda - oznajmił Barclay. - Wszystkie
miejsca są zajęte, dziś jest w mieście jakiś duży zjazd.
Twarz Tiffany stężała. Teraz nie było w niej nic pociągającego.
Wydawała się twarda i zimna jak kamień. Ale po chwili odzyskała dyżurny
uśmiech. - Jaka szkoda, że nie zamówiłam apartamentu z dwiema
sypialniami - zaszczebiotała. - Moglibyśmy sobie urządzić przyjęcie w
piżamach i pogadać do póznej nocy. O niczym bardziej nie marzę, tylko o
gadaniu do póznej nocy z Tiffany Rowe, pomyślała Dana.
- To bardzo miło z twojej strony, Barclay, ale... - zaczął Zake.
- Nalegam - nie dał mu dojść do słowa Barclay. - Dana zrobiła tyle dla
naszej uczelni, że chciałbym jej okazać wdzięczność choćby w taki sposób.
- Dobrze - zgodził się Zake. - Dziękujemy.
- W takim razie odwiozę Tiffany do hotelu, a potem spotkamy się w
Baron's Hill - zaproponował Barclay.
- Chyba nie chcesz się mnie pozbyć? - fuknęła Tiffany ze złością.
- Nie musisz się nami przejmować, mam przecież klucz do budynku -
pona
ous
l
a
d
an
sc
przypomniała mu Dana.
- Zwietnie, Dano - ucieszył się Barclay. - Wszystkie pokoje gościnne
są przygotowane.
- A my chyba odwiedzimy ten nocny klub, o którym mi mówiłeś,
prawda, Barclay? - powiedziała słodziutko Tiffany.
- Czyż nie jest wspaniała? - szepnął Barclay do Dany, gdy ich
odprowadzała do przedpokoju.
- Wspaniała? - Popatrzyła na niego uważnie.
- Wspaniała, cudowna i niesamowita - wyszeptał Barclay.
Tak, Tiffany jest na swój sposób niesamowita, przyznała w myślach
Dana.
- Dobrze się złożyło, że Zake był tutaj - dodał Barclay
rozpromieniony.
Tak, to się faktycznie dobrze dla ciebie złożyło, odpowiedziała mu w
myślach. Inaczej musiałbyś tu ze mną siedzieć. Hm... zastanowiła się
chwilę. Chyba właśnie dostałam kosza od Barclaya.
Gdy wróciła do kuchni, Zake właśnie wycierał podłogę.
- Mówiłeś, że Tiffany jest subtelna - zwróciła się do niego. - Jest
równie subtelna co rakieta balistyczna.
- No cóż, myślę, że mocno ją wytrąca z równowagi twoja obecność i
to, że pokazuję, jak mi na tobie zależy - odparł. - Zazwyczaj jest słodka.
Być może miał rację. Ale Dana w obecności Tiffany czuła się tak,
jakby patrzyła prosto w wymierzony w siebie pistolet.
W Baron's Hill było cicho, spokojnie i niemal całkowicie ciemno. W
porównaniu z jej małym domkiem budynek wydawał się ogromny, większy
nawet niż za dnia. Ich kroki niosły się echem po korytarzu. Zatrzymała się
na szczycie schodów.
pona
ous
l
a
d
an
sc
- Oto część gościnna. - Otworzyła pierwsze drzwi.
- Jest tu sypialnia, ale i salonik. A tu rozkładana kanapa.
- Nie sądzę, żebyśmy mieli z niej korzystać - odpowiedział Zake. - Jak
znam Tiffany, to namówi Barclaya, żeby jutro rano przyjść ze świeżymi
rogalikami i kawą.
- Naprawdę myślisz, że mogłaby wpaść na taki pomysł? - spytała, ale
za chwilę sama sobie odpowiedziała.
- Barclay nigdy nie wniósłby tacy ze śniadaniem, to zajęcie dla
służby, on jest stworzony do wyższych celów.
Zake rzucił torbę na kanapę, a za chwilę sam się na niej rozłożył.
- Nigdy nie traktowałaś Barclaya poważnie, prawda?
- spytał znienacka.
Zaskoczyło ją to pytanie. Zrozumiała, że popełniła kolejny błąd, nie
doceniła Zake'a. Nie pilnowała się zbytnio, gdy mówiła o Barclayu i Zake
zorientował się, że nie tylko nie miała zamiaru za niego wychodzić, ale też
niezbyt go ceniła. Jednak jej największym błędem było to, że nie
kontrolowała swoich uczuć. Pozwoliła, by jej oczarowanie Zakiem ożyło.
- Nigdy ci na nim nie zależało, czułem to, gdy cię całowałem -
powiedział zachrypniętym, zmysłowym głosem.
Danie zrobiło się gorąco. Pragnęła go. Tak naprawdę nigdy nie
przestała go pragnąć. A teraz widziała, że i on o niej myśli. Chociaż zdawała
sobie sprawę, że z jego strony to może być tylko czysto fizyczny pociąg,
seks bez miłości. Bała się, że jej to nie wystarczy.
Rozpakowali rzeczy w milczeniu.
- Szkoda, że nie pomyśleliśmy o wstawieniu do pokoi gościnnych
półek z książkami. - Dana starała się wybrać neutralny temat.
- Skoro goście nie skarżyli się na brak lektury, to być może zajmowali
pona
ous
l
a
d
an
sc
się ciekawszymi rzeczami niż czytanie książek. - Zake uśmiechnął się
łobuzersko. Podniósł się z kanapy i poszedł do sypialni. - Większego łóżka
już nie mogli wstawić - mruknął. - Ale jak szerokie by nie było, to i tak
wspólne w nim spanie może się skończyć w wiadomy sposób. - Spojrzał na
nią wymownie.
- Jeśli masz na myśli ten nieszczęsny poranny incydent. .. Byłam
zaspana, ale zapewniam cię, że potrafię nad sobą zapanować. To się więcej
nie powtórzy.
- Nie wątpię, że potrafisz nad sobą zapanować. Pytanie jednak, czy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]