[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żeby to zrobić. Poza tym wiedziała, że gdyby nie otrzymała nic w zamian,
umarłaby z bólu.
Usłyszała szczekanie psów i wkrótce zobaczyła biegnących ku niej
Baxtera i Taffy, a w oddali potężną sylwetkę D.J. jadącego w
116
RS
towarzystwie dwóch innych mężczyzn. Jak zwykle na jego widok serce
zabiło jej mocniej.
A potem wszystko stało się w ułamku sekundy. Spłoszony
szczekaniem koń zrzucił ją z siodła i Alaina wisiała na nim z jedną stopą w
strzemieniu i z głową tuż przy ziemi. Instynktownie myślała tylko o tym,
żeby upaść wtedy, gdy tylne kopyta znajdą się na ziemi - żeby koń jej nie
stratował. Gdy upadała, szczekanie rozlegało się już gdzieś tuż przy jej
uchu, ale jedyną rzeczą, na której mogła skupić uwagę, był tętent kopyt.
Gdy w chwilę potem się ocknęła, natychmiast pomyślała o psach.
Baxter. Leżał na grzbiecie, uderzony tylnym kopytem Santany. Pies był
zakrwawiony, miał zamknięte oczy i nie poruszał się.
O Boże, nie!
- Baxter - zawołała do psa i nie zwracając uwagi na piorunujący ból
w łokciu chwyciła jego łeb i położyła sobie na kolanach. Tufty podbiegł
nieufnie do Alainy, czując zapach krwi. Oby zdążyła go ocalić.
- Alaino! - słyszała z oddali głos D.J. i tętent końskich kopyt, ale
nawet nie uniosła głowy. Położyła obie dłonie na psiej piersi, która słabo
się unosiła i opadała. Nie waż się umierać! Zamknęła oczy Wiedziała, że
musi zejść głęboko w swoją podświadomość, żeby uratować to stworzenie.
Czuła przypływ siły. Ona sama nie wytwarzała tej energii, była jedynie
przekaznikiem. Słyszała mocne uderzenia tętna. Bicie serca Baxtera.
Słyszała także głos D.J. i choć wydawał się bardzo od niej oddalony, czuła
jego dotyk na ramieniu. A więc będzie musiała zrobić to w jego obecności,
a potem się z tego wytłumaczyć. Trudno. Liczyło się tylko to, co było
teraz.
117
RS
Czuła, jak życie z nową siłą wzbiera pod jej rękami. Rytm serca był
teraz tak głośny, że zagłuszał wszystko inne. Poczuła, że pies liże ją po
policzku. Otworzyła oczy. Pies nadal był zakrwawiony, ale się ruszał i
nawet dzwigał ku niej głowę.
Jednak jej przytomność trwała bardzo krótko. Odwróciła się do D.J. i
zobaczyła niedowierzanie w jego oczach. Potem ciemność powoli objęła
jej głowę, tułów i w końcu Alaina utonęła w niej zupełnie.
Do jej świadomości zaczął się przedzierać miarowy dzwięk jakiejś
maszyny elektronicznej i niemiły zapach lekarstw. Powoli otworzyła oczy.
Czuła potężny ból głowy.
Gdzie się, u diabła, znalazła?
Biały pokój był prawie pusty, nie licząc łóżka, na którym leżała,
jakichś obrazków na ścianie i telewizora. Do jej uszu dochodziły dalekie
szepty. Kiedy zobaczyła, że przy jej łóżku stoi kroplówka, zaklęła w
duchu.
Szpital.
Baxter. Zamrugała kilka razy i w ułamku sekundy wszystko jej się
przypomniało. Zemdlała, zanim zdążyła wyjaśnić D.J., że zaśnie, a kiedy
się obudzi po kilku godzinach, wszystko będzie w porządku. Pewnie i tak
by nie uwierzył.
Dopiero teraz zauważyła, że D.J. stał w półcieniu przy oknie,
wyglądając w ciemną noc. Jak mu to wytłumaczy? Szukała właściwych
słów, kiedy nagle się obejrzał i ich oczy się spotkały. Podszedł do niej
szybko.
- Dobrze się czujesz?
118
RS
- Tak. - Na myśl o tym, że będzie musiała mu to wyjaśnić, zrobiło jej
się sucho w gardle. - D.J....
- Zawołam lekarza.
- Nie. - Usiadła odrobinę za szybko i sala zaczęła wirować. - Proszę,
nie. Daj mi chwilę. Tylko tyle potrzebuję.
D.J. poczekał, aż Alaina dojdzie do siebie.
- Jak długo byłam nieprzytomna?
- Pięć godzin. Przywiozłem cię do miasta zaraz po... - Zacisnął zęby.
- Znalazłem numer twojej siostry w twojej komórce i zadzwoniłem do niej.
Alaina skinęła głową, dziękując Bogu, że zdecydował się zadzwonić
do Kiery, a nie do Treya.
- Co ci powiedziała?
- Niewiele. - W jego tonie wyczuwalne było niezadowolenie. - Tylko
to, że powinienem ci pozwolić spać i że kiedy się obudzisz za kilka
godzin, wszystko będzie dobrze.
- Czuję się dobrze. - Minął mi nawet ból głowy, pomyślała,
odkrywając się. - Gdzie moje ubrania?
- Gdzie twoje ubrania? - Jego głos był napięty. Zrobił krok w jej
kierunku, po czym się zatrzymał. - Jeszcze nigdy w życiu się tak nie
bałem. A ty się pytasz, gdzie są twoje ubrania?
- D.J., czuję się już dobrze. - Wyczuwalna w jego zachowaniu
rezerwa niepokoiła ją. - Czy możemy już stąd iść?
- Nie, dopóki mi nie powiesz, co się dokładnie stało dzisiejszego
popołudnia.
- Czy Baxter jest cały i zdrów? - zapytała, chcąc uniknąć odpowiedzi
na pytanie, ale także dowiedzieć się o stan pieska.
119
RS
- O tym właśnie mówię, Alaino. - Patrzył na nią wzrokiem pełnym
pomieszania i niedowierzania. -Baxter czuje się świetnie, jest ledwo
zadraśnięty. A Santana kopnął go w głowę, tak że psa odrzuciło na kilka
metrów. Po takim uderzeniu zwierzę nie wstaje tak po prostu i nie skacze
jak zawsze. - Spojrzał jej prosto w oczy. - Chcę wiedzieć, co zrobiłaś.
- Nie wiem, jak ci wytłumaczyć coś, czego sama dobrze nie
rozumiem.
- Spróbuj - upierał się.
Położyła się z powrotem na łóżku i zapatrzyła w sufit.
- To po prostu część mnie. Tego, kim jestem. Kiedy zwierzę jest
ranne, muszę mu pomóc, dotknąć go i to po prostu się dzieje.
- To? - Jego oczy się zwęziły. - To znaczy co?
- To przeze mnie przepływa - wyszeptała. - Jakiś rodzaj energii czy
siły.
- Chcesz mi powiedzieć, że jesteś uzdrowicielką?
Zamrugała na to słowo, jakby kompletnie nie pasowało do jej opisu.
- Jeśli musisz nalepić jakąś etykietkę, to tak. - Uniosła głowę i
spojrzała na niego dumnie. - Właśnie tym jestem.
Patrzył na nią dłuższą chwilę, po czym wrócił pod okno.
- Użyłaś tego wobec mnie?
Przełknęła głośno ślinę.
- Nie, nie zrobiłam tego.
- Pierwszego dnia, gdy cię poznałem, kiedy kopyto Santany
zadrasnęło mnie w ramię, coś się wtedy stało, prawda?
- Nigdy mi się to wcześniej nie zdarzyło, D.J. - wyjąkała. - Nie z
człowiekiem. Ale kiedy cię dotknęłam, coś się stało.
120
RS
- Więc pewnie także potrafisz czytać w moich myślach? Wiesz, co
czuję? Czy wygram wycieczkę na loterii?
- Oczywiście, że nie. Nie mam zdolności parapsychologicznych.
- Santana. - D.J. przesunął ręką po włosach. - Kociak. Baxter. Ty...
- Pomogłam im - dokończyła za niego, kiedy się zawahał.
- Nie wierzę. Widziałem to, ale nie wierzę. - Zaczął chodzić
nerwowo po sali. - Jak ty i twoja rodzina zdołaliście to utrzymać w
tajemnicy?
- Musieliśmy. - Westchnęła, przypominając sobie, jak wiele razy
musiała szukać racjonalnego wyjaśnienia dla niezwykłego uzdrowienia
jakiegoś zwierzęcia. - Wystarczająco długo żyliśmy w cieniu skandalu
związanego z moim ojcem. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała moja
rodzina, były nowe plotki. - Przymknęła oczy, nagle zmęczona. - Myślisz,
że mi się podoba to, że jestem inna niż wszystkie kobiety, niż wszyscy
ludzie? Ale ja tego nie wybierałam, D.J, to samo mnie wybrało. A ja
przyjęłam. Przepraszam, że ci o tym nie powiedziałam. Powinnam była ci
zaufać...
- Nie, Alaino - głęboki, znajomy głos odezwał się od progu. - Nie
powinnaś była.
- Trey? - Osłupiała Alaina patrzyła, jak Trey podchodzi do jej łóżka.
Spojrzała na D.J. z gniewem. - Czy ty...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]