[ Pobierz całość w formacie PDF ]
biały strój francuskiego pułku.
Nie możesz tego włożyć! powiedziała z trudem, jakby jej
dech zaparło.
Markiz roześmiał się.
Nałożę rogi i ogon samego diabła, bylebyśmy dotarli
bezpiecznie do jachtu odpowiedział. Szybko się przebieraj,
Lukrecjo. Im prędzej stąd odejdziemy, tym lepiej. A jeżeli
będziesz grzeczną dziewczynką, dostaniesz coś do jedzenia.
Mówił w sposób żartobliwy jak do dziecka, lecz zrozumiała, że
polecenie jest poważne i nieodwołalne. Oddaliła się w głąb lasu,
położyła rzeczy, które dostała od niego, i zaczęła ściągać suknię.
Pomyślała, że markiz słusznie nazwał ten strój odświętnym.
Czerwona wełniana kamizela, noszona przez wieśniaczki,
bawełniana spódnica oraz śnieżnobiały fartuch. Markiz pamiętał
nawet o wykrochmalonym białym czepku z długimi wiszącymi
wstążkami.
Rzeczy były znoszone, lecz czyste. Markiz znalazł je
poukładane starannie w szufladzie. Były dla niej za duże,
szczególnie w talii, ale ścisnęła się fartuchem i zawiązała go z
tyłu. Ciasno zaplotła włosy i skryła je pod czepkiem, tak jak
widziała to u Francuzek. Swoją kosztowną suknię wrzuciła do
zajęczej nory i wróciła do markiza. On siedział i nożem obcinał
Strona nr 125
Barbara Cartland
naszywany nosek w skórzanym bucie.
Co ty, u licha, robisz? spytała.
W takiej chwili jak ta wielką uciążliwością jest duży wzrost.
Na szczęście nikt się nie zdziwi, jeżeli żołnierzowi z buta wyłażą
palce. Napoleon nie ma pieniędzy na to, by je wydawać na
żołnierski ubiór.
Będzie ci w nich niewygodnie ostrzegła Lukrecja.
Dla ciebie mam coś znacznie gorszego odpowiedział
markiz, kierując wzrok na parę drewnianych chodaków leżących
na ziemi.
Muszę to nosić? spytała.
Tylko wtedy, gdy ktoś się przybliży odparł. Chodzić w
tym jest męczarnią. Możesz je trzymać w ręku i wkładać na nogi,
gdy przechodzimy przez wioskę albo gdy natkniemy się na
wścibskich Francuzów.
Skończył obcinać noski u swoich butów, włożył je i związał
kawałkami sznurowadeł. Wstał. Miał na sobie parę wytartych,
postrzępionych bryczesów, na których znać było trudy drogi.
Czy zdjęłaś swoją koszulkę?
Nie odpowiedziała ze zdziwieniem. A miałam to zrobić?
Uśmiechnął się.
Gdy będą nas przesłuchiwać, mogą się zdziwić, że francuska
chłopka nosi jedwab i koronkę pod spodem. Jednakże jeżeli mają
ciebie powiesić, to i ja będę wisiał, więc też zatrzymam swoją
koszulę. Facet, który nosił ten mundur, był zdaje się zdrowo
pachnącym synem tej ziemi.
Zdejmę koszulkę, jeżeli tego chcesz powiedziała Lukrecja.
Nie przejmuj się odrzekł markiz. Musimy być na tyle
ostrożni, by się nie dać złapać.
To mówiąc wciskał na swoją koszulę mundur. Był mały i za
ciasny w ramionach, a tak zniszczony i sponiewierany, że gdy
markiz rozdarł kilka szwów, by czuć się, wygodniej, nie było
widać znaczącej różnicy.
A teraz powiedział do Lukrecji ponieważ pracowałaś w
szpitalu, to pewnie potrafisz zrobić bandaż z ręcznika i obwiązać
Strona nr 126
ZNUDZONY PAN MAODY
nim moją głowę.
Lukrecja podniosła z ziemi ręcznik, który leżał obok
drewnianych kloców. Markiz pozbierał swoje rzeczy i zniknął w
lesie, a ona darła ręcznik na wąskie paski. Ręcznik był z taniej
bawełny, szorstki i suchy, dość stary, wyglądał niechlujnie.
Jesteś gotowa? zapytał markiz po powrocie z lasu.
Siadaj powiedziała.
Zrobił, co kazała, a ona zabandażowała mu czop i związała
fachowo bandaż z tyłu głowy.
Jak wyglądam? spytał z błyskiem w oczach.
W rzeczy samej mogłam się była spodziewać, że zjawi się tu
francuski laluś odpowiedziała. Mam nadzieję, Monsieur, że
jestem wystarczająco szykowna, by panu towarzyszyć.
Mrugnął w jej kierunku. Biały czepek kontrastowo odbijał od
czarnych włosów, a niespokojne błękitne oczy wydawały się
niemal za duże do jej drobnej twarzy.
Tres elegante! powiedział markiz. A teraz pospieszmy
się. Gdzieś za milę obiecuję ci kromkę chleba i kiełbasę.
Twoja troskliwość mnie wzrusza odpowiedziała Lukrecja.
Podniosła drewniaki i przewiesiła je przez ramię. Markiz
związał je sznurowadłem od porzuconego buta. Ten sposób był
[ Pobierz całość w formacie PDF ]