[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sądzisz, jakie mam szanse na to, żeby wygrać proces
o opiekę nad Nicholasem?
- Olbrzymie. On jest gwiazdorem, a ty porządną
dziewczyną.
- No więc w najlepszym wypadku utracę Devina,
prawda? I nawet nie będziemy przyjaciółmi jak teraz.
A niewykluczone, że stracę i syna. Jak mogłabym ryzy-
kować?
- Robin, śmierć Jeffa nie może mieć wpływu na każ-
dą podejmowaną przez ciebie decyzję. Być może któregoś
dnia znowu poniesiesz wielką stratę - takie jest życie.
Ale upewnianie się, że nie ma się nic do stracenia, to
nie jest dobry sposób na przyszłość. Boisz się, że kiedyś
utracisz Devina? No cóż, przecież teraz też go nie masz.
Czy tak jest ci lepiej?
Robin nie odezwała się ani słowem, zaś Judy popa-
trzyła na zegarek.
- Wzmiankowany osobnik pojawi się tu za jakieś pół^
godziny, więc lepiej się przebierz - powiedziała.
- Co takiego? - Robin z niedowierzaniem spojrzała
na przyjaciółkę.
S
R
- Słyszałaś. Devin będzie tu za pół godziny.
- Skąd wiesz?
- Bo dzwonił do mnie w zeszłym tygodniu i pytał,
czy mogłabym przyjechać na ten weekend, żeby popil-
nować Nicholasa - wyjaśniła Judy. - Ma jakieś specjalne
plany na wieczór. Wiedział, że nigdzie z nim nie pój-
dziesz, jeśli małym nie zaopiekuje się ktoś, komu całko-
wicie ufasz.
Robin otworzyła usta, aby zaprotestować, ale z jej
gardła nie wydobył się żaden dzwięk.
- Sama widzisz, przyjeżdża, żeby zobaczyć ciebie,
nie Nicholasa - powiedziała z naciskiem Judy. - Czy to
ci nic nie mówi? I nie wściekaj się. Wiedział, że jeśli
wcześniej cię gdzieś zaprosi, natychmiast odmówisz.
- Nie mylił się.
- Idz z nim, Robin. Dla odmiany spędz z nim trochę
czasu. Kiedy nadejdzie odpowiednia chwila, powiedz mu
to wszystko, co powiedziałaś mnie, i posłuchaj, co ci od-
powie. - Judy wzruszyła ramionami. - Oczywiście, być
może nawet nie poruszycie tego tematu. Może on się
w tobie wcale nie kocha. Może sobie to wszystko wy-
myśliłaś.
Robin już jej nie słuchała. Patrzyła na podwórze, na któ-
rym Devin bawił się, gdy był dzieckiem, na starą stodołę,
gdzie odbywały się próby jego pierwszego zespołu. Mie-
szkała w jego domu. Była matką jego syna. Najwyrazniej
przypadł do gustu jej najlepszej przyjaciółce. W pewien
sposób Robin należała już do Devina Fitzgeralda i nie mog-
ła dłużej udawać, że nie wie, co się dzieje.
S
R
Mogła powiedzieć nie". Wcale nie było za pózno.
Mogła stanąć we frontowych drzwiach, uprzeć się, że
nie umawiali się na dzisiaj i wysłać go w drogę powrotną.
Zamiast tego siedziała jednak w jego jeepie, ubrana
w nową białą spódnicę i biały sweter, który lekkomyślnie
kupiła w zeszłym tygodniu. Być może w głębi duszy
przeczuwała wówczas, że nadejdzie taki wieczór, gdyż
żadna matka z odrobiną oleju w głowie nie kupuje sobie
białych ubrań. Małe dziecko potrafi błyskawicznie zruj-
nować taki strój.
Dzisiaj jednak go założyła.
- Byłem przygotowany na wszystko - powiedział
Devin. - Morderstwo. Ciężkie uszkodzenie ciała. Osten-
tacyjne milczenie.
- To była obrzydliwa manipulacja.
- Wolałbym zaprosić cię na randkę jak dorosły męż-
czyzna dorosłą kobietę, ale wiedziałem, że poniósłbym
klęskę.
- Kiedy to ostatni raz poniosłeś klęskę?
- Kiedy to ostatni raz wyszłaś gdzieś bez Nicholasa?
- A jeśli będzie za mną tęsknił? Jeśli zacznie płakać,
a Judy nie będzie miała pojęcia, co zrobić?
- Powinnaś mieć więcej wiary w swoją przyjaciółkę
i swojego syna. Teraz mały rzadko korzysta z twojego
pokarmu, zresztą zadbałaś o wszystko przed wyjściem.
Judy doskonale da sobie radę.
- Nie powiesz mi, dokąd jedziemy?
- Nie. - Popatrzył na nią i uśmiechnął się.
Wbrew sobie odwzajemniła jego uśmiech.
- Chyba naprawdę zwariowałam - mruknęła.
S
R
- Nie sądzisz, że nawet najlepsza matka musi od cza-
su do czasu odpocząć od dziecka?
- Masz rację. Byle gdzie. Z pierwszym lepszym fa-
cetem, który akurat nawinie się pod rękę.
- Z mężczyzną swojego życia - sprostował.
Nie miała pojęcia, co na to odpowiedzieć. Coś się
zmieniło w relacjach między nimi, choć ona wcale nie
wyraziła na to zgody. Teraz jednak było za pózno, aby
to odkręcić. Robin poczuła nagle przypływ paniki. Po-
trzebowała Devina, ale kto wie, jak to wszystko miało
się skończyć? A jeśli nic nie zostanie z ich przyjazni?
- Dasz sobie radę, złotko... - Devin chyba czytał
w jej myślach. - Damy sobie radę oboje.
- Boję się, że nie.
- A ja wiem, że tak. Tylko powoli, krok po kroczku,
dobrze? To jest właśnie taki mały kroczek. Tylko ty i ja.
Chociaż raz bez syneczka. Ale nie spieszmy się. Powo-
lutku.
Robin przyglądała się mijanym jesiennym drzewom.
Wkrótce jej syn miał skończyć rok. Jak długo jeszcze
zdoła walczyć z Devinem i ze swoimi uczuciami wobec
niego? Czy właśnie ze względu na Nicholasa powinna
dać Devinowi prawdziwą szansę? Poślubić go i sprawić,
żeby chłopiec miał ojca przez cały czas dla siebie?
- Jeden kroczek - powtórzyła.
- Właśnie. Tylko o to proszę. Przynajmniej dzisiaj.
Devin przyglądał się, jak Robin spaceruje po aparta-
mencie, który wynajął na dzisiejszy wieczór. Wiedział,
że dziewczyna byłaby bardzo niezadowolona, gdyby na-
S
R
tknęli się na jego wielbicieli, toteż wyszukał miłą, przy-
tulną gospodę, schowaną głęboko w lesie, i w niej właś-
nie zarezerwował pokój na wieczór. Mogli tu spokojnie
porozmawiać, zjeść...
Nie chciał myśleć o tym, co będzie dalej. Nie przy-
wiózł tu Robin po to, aby ją uwieść, choć pragnął jej
bardziej niż jakiejkolwiek innej kobiety. Wiedział jednak,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]