[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szej chwili, kiedy zobaczył uśmiech lady Westforth. Pragnął
- Naprawdę pani chce, żeby oglądała nas służba?
trzymać ją w ramionach, tulić do siebie. Musnął językiem jej
- W ogóle nie chcę, żeby mnie pan całował.
wargi. Verena rozchyliła je z cichym westchnieniem. Ten
- Więc nie powinna była pani się zakładać.
dzwięk sam w sobie był rozkoszną torturą.
- Nie zamierzałam, ale musiałam odpowiedzieć na pań
Brandona ogarnął żar, jakiego nie rozpaliła w nim jesz
skie wyzwanie.
cze żadna kobieta.
St. John wziÄ…Å‚ jÄ… za ramiona i przyciÄ…gnÄ…Å‚ do siebie.
Gdy rozległo się pukanie do drzwi, Verena zignorowa
- Dość gadania.
ła je i przyciągnęła go do siebie mocniej, chwytając za ko
- Ale ja mam jeszcze dużo do powiedzenia...
szulę. Brandon z pasją odwzajemnił pocałunek, wodząc
Przywarł ustami do. jej szyi, a następnie wytyczył nimi
dłońmi po jej ciele.
gorącą ścieżkę do ucha, aż po plecach Vereny przebiegł
- Milady? - W głosie Herbertsa brzmiał niepokój. -
dreszcz.
Wszystko w porzÄ…dku?
- Naprawdę ma pani coś do dodania po naszej miłej roz
Czy wszystko w porządku? Verena płonęła z namięt
mowie - zamruczał, nie odrywając warg od jej skóry. -
ności. Pragnęła Brandona St. Johna. Od tak dawna nikt
Obawiam się, że mój umysł eksploduje z wysiłku.
jej nie dotykał. Od tak dawna nie pozwoliła żadnemu
Verena usiłowała zapanować nad pożądaniem.
mężczyznie nawet na pocałunek.
- Skoro pański umysł jest w niebezpieczeństwie, po
Odsunęła się niechętnie. Drżała z żądzy, ale wiedziała,
zwoli pan, że wezwę służbę. Szkoda byłoby nawet tak nie
że musi się pohamować.
wielkiego rozumku, nie mówiąc o moim dywanie.
- Chyba już dostał pan swoją wygraną.
Brandon odsunął się, nie zabierając dłoni z jej talii.
- NaprawdÄ™? - mruknÄ…Å‚ Brandon, sunÄ…c wargami po jej
- Jest pani kobietÄ… bez serca.
policzku ku szyi.
Verena śmiało odwzajemniła spojrzenie, a z jej oczu
Verena zamknęła oczy, nadal go obejmując.
zniknęły iskierki wesołości. Brandonowi zaparło dech. Na
- Tak.
dole, w blasku lampy, jej uroda wydawała się idealna: złote
- Milady? - Drzwi zatrzęsły się gwałtownie. - Słyszy
włosy okalające twarz, cera bez skazy, prosty nos. Ale z bli
mnie pani?
ska dostrzegł na nim kilka jasnych piegów. Ponadto zauwa
- Proszę kazać mu odejść - szepnął jej Brandon do ucha.
żył, że dolne zęby są trochę nierówne. O dziwo, te drobne
Powinna odprawić St. Johna, a nie Herbertsa, mówił
niedoskonałości czyniły ją jeszcze bardziej atrakcyjną.
rozsądek. Lecz zdradzieckie zmysły nie chciały go słuchać.
- Au! - dobiegł ze schodów teatralny jęk Herbertsa. -
Niebo było tak blisko, na wyciągnięcie ręki, ale...
Uderzyłem się w palec.
-Ni e.
170
171
- Nie?
- Nie mogÄ™. Nie znam pana, nie wiem, po co napraw
dę pan tutaj przyszedł...
Brandon położył palec na jej wargach.
- Chcę pani zadać kilka pytań. Jest pani dostatecznie
13
odważna, żeby na nie odpowiedzieć?
Verena wysunęła brodę do przodu.
- A pan ma dość odwagi, żeby zapytać?
Usta Brandona wykrzywiły się w uśmiechu, oczy po
Jeśli wierzyć powieści Glenarvon"' lady Caro Lamb,
weselały.
świat kręci się wokół wielkich uniesień, namiętnych uścis
- Proszę powiedzieć kamerdynerowi, żeby odszedł. Sa
ków i nieodwzajemnionych miłości. Jeśli chodzi o mnie,
mi sobie poradzimy.
wolałabym, żeby ważniejsze były bardziej przyziemne
Istotnie.
rzeczy, takie jak cena dobrych półbutów i jakość nowych
- Herberts?
kapeluszy sprowadzanych z Francji.
Bębnienie ucichło.
-Tak?
Panna Mitford do swojej pokojówki Lucy, podczas gdy
- Pana St. Johna tu nie ma.
ta nieszczęsna istota układała jej fryzurę.
DÅ‚uga cisza.
- A gdzie jest?
Brandon spojrzał jej w oczy.
- Nie wiem. Tutaj nie dotarł. Może wyszedł, kiedy za
- Herberts sobie poszedł. Zostaliśmy sami.
mykałeś frontowe drzwi.
- Tak.
Znowu milczenie.
Verena wysunęła się z jego objęć i spróbowała dopro
- Pewnie wymknÄ…Å‚ siÄ™ kuchennymi schodami.
wadzić suknię do porządku. Niestety bez powodzenia.
- Możliwe.
Cały przód był mokry, materiał kleił się do ciała.
- Albo kominem.
Brandon wyraznie ujrzał zarys halki związanej na de
- Herberts?
kolcie cienką wstążką, pełne piersi. A myślał, że już nie
-Tak?
może być bardziej podniecony.
- Dobranoc.
Myl i Å‚ siÄ™.
Głośne westchnienie.
Verena westchnęła z irytacją, zrezygnowała z wysiłków
- Dobranoc, milady. Dobranoc, panie St. John.
i splotła przed sobą ręce. Policzki miała zaróżowione.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]