[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spowitego mrokiem korytarza. Gdzieś po drodze zgubiła but. Teraz zrzuciła i
drugi. Kiedy Evan postawił ją wreszcie na podłodze w ciemnym, przestronnym
pokoju, poczuła pod stopami miękki, puszysty dywan. W pełnym napięcia
oczekiwaniu przytrzymywała rękoma klapy marynarki Evana. Bo\e, miała
wra\enie, jakby całe \ycie czekała na tego właśnie mę\czyznę.
Ujął jej twarz w obie ręce i przez chwilę patrzyli nawzajem w swoje oczy.
Anna po raz pierwszy zobaczyła coś więcej ni\ tylko zewnętrzną fasadę, którą
Evan prezentował światu. Zobaczyła serce równie samotne i równie zranione jak
jej własne.
Potem przeniósł ręce na ramiona Anny i, przesuwając je w dół po
delikatnej koronce, dotarł do dłoni, które uniósł do ust. Pochylając się lekko,
pocałował je, a potem dopiero sięgnął do pierwszego z sześciu maleńkich
guziczków, spinających tkaninę u nadgarstków.
Pragnąłem to zrobić od chwili, gdy tylko ujrzałem cię dziś wieczór
powiedział cicho.
Anną wstrząsnął dreszcz, który nie miał nic wspólnego z zimnem. Evan
jednak, nie wypuszczając z rąk jej dłoni, odwrócił się do kominka, by podpalić
przygotowane wcześniej polana. Po chwili cały pokój rozświetlił ciepły blask
ognia, ukazując ogromne, masywne ło\e. Instynktownie Anna odgadła, \e to
właśnie łó\ko nale\ało niegdyś do Jeda Claymore a i \e to tu prapradziad Evana
wraz ze swoją \oną o nienagannych manierach spłodzili dziewięcioro dzieci.
Evan zauwa\ył, co przyciągnęło jej uwagę, musiał odgadnąć, jakim tokiem
pobiegły jej myśli. Czy\by wahał się teraz? Mo\e chciał dać jej kolejną szansę
uniknięcia zbli\enia, którego pragnęła bardziej z ka\dym uderzeniem serca? Z
uśmiechem podeszła do niego bli\ej. Rozluzniła Evanowi krawat, wysuwając go
spod kołnierzyka, a potem zaczęła rozpinać guziki jedwabnej koszuli.
Ja zaś marzyłam tylko o tym wyznała szeptem.
Anno. Jej imię zabrzmiało jak jęk, kiedy przygarnął ją do siebie, gdy
spotkały się ich usta i Anna poczuła jego wezbraną, napiętą męskość. Znów
wziął ją na ręce, unosząc ku czekającemu na nich wspaniałemu ło\u.
Oświetlał ich miękki blask ognia, kiedy Evan rozpinał małe guziczki, by
dotknąć wreszcie jedwabistego uda, dotrzeć pod koronkę pasa i zsunąć atłasowe
figi o oryginalnym francuskim kroju. Anna tak\e poznawała dłońmi jego ciało,
dotykała gładkiej piersi, mając ju\ teraz pewność, \e Indianka z plemienia
Cherokee była matką Jeda, a nie jego porzuconą kochanką.
Kiedy pieścili się, gładzili, dotykali, wcią\ dzwięczała jej w uszach
muzyka, której słuchali cały wieczór romantyczne melodie klasyków,
rozbrzmiewające w całym domu, muzyka kochanków z sali balowej, wszystkie
te rytmy zlały się teraz w jedno, by kierować ich ruchami, przenikać ich szepty,
a\ Evan wreszcie uniósł się ponad nią, połyskując w ciemności niczym odlana z
brązu figura, wspaniale ozłocony blaskiem ognia.
Na chwilę Annę ogarnęła panika, gdy Evan odwrócił się od niej, szybko
jednak zrozumiała i zaakceptowała powód tego zachowania. Tym razem nie
będą obawiać się nie planowanej cią\y, choć nawet i bez tej ostro\ności nie
odczuwałaby strachu. Dziecko Evana nigdy nie byłoby przecie\ dla niej
dzieckiem nie chcianym.
Raz jeszcze zobaczyła go nad sobą, a potem Evan opadł na nią, wnikając
w jej ciało, powoli i delikatnie, by dawać przyjemność, wzbudzając w nich
obojgu coraz silniejszą \ądzę. Dr\ącymi dłońmi wędrowała po jego twardych,
muskularnych plecach, odkrywając nowe i wspaniałe rejony jego ciała.
Wyczuwała napięcie mięśni, niespokojny rytm serca Evana bijącego tak blisko
jej własnego serca. Otworzyła oczy, by zobaczyć stę\ałe rysy twarzy kochanka.
Tak, Anno szepnął, unosząc głowę, by przytrzymać dłońmi jej
skronie. Patrz na mnie. Otwórz oczy. Och, Bo\e, muszę widzieć twoje oczy.
A potem zaczął poruszać się w niej, początkowo powoli, z tą samą
ostro\nością, z którą wszedł w nią, potem coraz pewniej, a wreszcie w rytmie
po\ądania, któremu wtórowały emocje samej Anny. Nieświadoma krzyczała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]