[ Pobierz całość w formacie PDF ]
a nie jako dziedzic potężnego i bogatego rodu, wpadł w je
szcze większe przygnębienie. Skoro żona uważa, że oświad
czenia zawierają prawdę, to pewnie rzeczywiście tak jest.
Erica widziała, że Jake się od niej oddala. Stawał się
coraz bardziej zamknięty w sobie, bez apetytu jadł ham
burgera, frytki zostawił prawie nietknięte, co mu się nigdy
nie zdarzało. Rozmowa ograniczała się do tego, że on
ją błagał, by zapewniła dzieci o jego niewinności, a ona
tłumaczyła mu, że nie potrzebują żadnych zapewnień;
wiedzą, że ich ojciec nie mógłby skrzywdzić muchy.
Nie wspomniał o tym, że chciałby wrócić do domu,
podjąć jeszcze jedną próbę uratowania małżeństwa. Nie
próbował też zapewniać jej o swojej niewinności. Tak
bardzo się ucieszyła, kiedy do niej zadzwonił; miała na
dzieję, że mimo kłopotów coś się między nimi zmieni.
W trakcie posiłku coraz bardziej tę nadzieję traciła. Kiedy
się rozstawali, była wręcz przekonana, że to koniec. %7łe
czeka ich już tylko rozwód.
Dopiero gdy odjechała nową hondą, a on siedział na
tylnym siedzeniu eleganckiej limuzyny zmierzajÄ…cej
w kierunku jeziora, uświadomił sobie, jak bardzo mu Eri
ki brakuje. Zwłaszcza podczas długich bezsennych nocy.
Marzył o tym, by znów się do niej przytulić...
Kiedy Jake zbliżał się do domu, jego brat Nate, który
mieszkał w gustownie urządzonej willi w jednej z najdroż
szych dzielnic Minneapolis, opowiadał swojej drugiej żonie,
cierpliwej i kochajÄ…cej Barbarze, o wizycie w Fortune In
dustries i dążeniu Jake'a do zniszczenia firmy.
164 SUZANNE CAREY
- Mówię ci, to głupi, uparty osioł! - Chodził tam
i z powrotem po pięknym orientalnym dywanie zdobią
cym podłogę w salonie. - %7ładne argumenty do niego nie
trafiają! Jeżeli jako szef Fortune Industries będzie sądzo
ny za morderstwo Moniki Malone, stracimy rodzinny bi
znes. To niesprawiedliwe ani wobec mnie, Lindsay i Re
beki, ani wobec naszych dzieci. Nawet sobie nie wyob
rażasz, jak bardzo bym chciał, żeby nasza matka żyła.
Może ona zdołałaby przemówić mu do rozumu.
W następny weekend Jess zaprosiła Toddów z dziećmi
i Stephena na wczesną kolację. Obie z Lindsay były za
chwycone, że dzieci przypadły sobie do gustu, zwłaszcza
siedmioletnia Chelsea natychmiast zaprzyjazniła się z An
nie. Po raz pierwszy od przyjazdu do Stanów córka Jessiki
czuła się na tyle dobrze, aby swobodnie biegać po ogrodzie.
- Mam nadzieję, że dziewczynki będą się częściej wi
dywać - powiedziała Jess, żegnając się z Toddami. -
Szkoda tylko, że Cartera nudzą lalki i zabawa w dom.
Stephen został chwilę dłużej. Najpierw pomógł Jessice
pozmywać naczynia, potem przez kilka minut czytał An
nie bajki na dobranoc, dopóki Jess nie przyszła utulić
córki do snu.
Minął ponad tydzień, odkąd kochali się na podłodze
przy kominku, a pózniej w sypialni. Od tamtego wieczo
ru nieustannie pieścili się - lecz tylko wzrokiem - nic
więc dziwnego, że od razu po powrocie Jess do salonu
padli sobie w ramiona.
- Pozwól mi zostać do rana - szepnął jej do ucha.
- Annie nawet siÄ™ nie zorientuje...
_ DAR %7Å‚YCIA 165
- Mylisz się - powiedziała Jess, delikatnie uwalniając
się z jego objęć. - Odkąd zachorowała, ma bardzo lekki
sen. Mogłaby wejść do sypialni i... Nie chcę gorszyć
dziecka.
Chcąc nie chcąc, przyznał Jessice rację. Przeprosił ją
za swoją bezmyślność. Co nie znaczyło, że przestał jej
pragnąć. Wkrótce potem odprowadziła go do drzwi.
- Musi być jakiś sposób, abyśmy mieli wieczór dla
siebie - rzekł, tuląc ją mocno na pożegnanie.
Widział dwa rozwiązania. Jedno - to zatrudnić na kil
ka godzin opiekunkę do dziecka. Nie sądził jednak, aby
Jess zgodziła się powierzyć swoje chude dziecko o głów
ce porośniętej delikatnym puchem opiece obcej osoby.
Drugie - to wziąć ślub. A tego z kolei on się bał. Nie
małżeństwa, lecz sytuacji, jaka powstanie, jeżeli nie znaj
dzie się szpik dla Annie albo przeszczep zakończy się
niepowodzeniem.
W głównej rezydencji osłoniętej od ulicy kępą drzew
Jake nalał sobie kolejną szklankę whisky. Martwił się
o akcje, które w kilku ratach sprzedał Monice, chcąc za
pewnić sobie jej milczenie. Pozbywając się akcji, pozba
wiał się władzy. Jeżeli Nathaniel postanowi usunąć go
z funkcji prezesa i uzyska poparcie innych niezadowo
lonych udziałowców, wkrótce on, Jacob Fortune, nie bę
dzie miał w sprawach firmy nic do powiedzenia.
Musi odzyskać dawne akcje. Ale jak? Odrzucił pomysł
zwrócenia się do Brandona Malone'a z prośbą, aby mu
je odsprzedał. Jako człowiek oskarżony o zabójstwo Mo
niki raczej nie mógł liczyć na przychylność jej syna. Bez
166 SUZANNE CAREY
względu na cenę, jaką by mu zaproponował, Brandon
nie miał powodu iść mu na rękę.
Po drugiej szklance whisky myśli Jake'a potoczyły
siÄ™ innym torem. Zdaniem Gabriela Devereax, detektywa,
którego zatrudnił Sterling Foster, sprawa spadkowa po
zamordowanej gwiezdzie filmowej może się ciągnąć la
tami. Zresztą jej syn i tak na niewiele mógł liczyć. Jeden
murszejÄ…cy dom w Minneapolis, drugi w nie najlepszym
stanie w Kalifornii, akcje Fortune Industries i najwyżej
kilkaset tysięcy dolarów - tylko tyle zostanie po spłace
niu długów. W sumie niewiele, jak na hollywoodzkie
standardy.
Wszyscy w Minneapolis wiedzieli, że trzydziestosied-
mioletni adoptowany syn Moniki marzy o karierze akto
ra. Od śmierci matki prowadził rozmowy w sprawie na
bycia małej wytwórni filmowej. Niestety, brakuje mu pie
niędzy. Może skusiłby go zastrzyk gotówki? Może...
Im dłużej Jake o tym myślał, tym bardziej pomysł
mu się podobał. Nie będę mięczakiem, postanowił. Nie
będę siedział z założonymi rękami. Trzeba działać. Oczy
wiście, akcje jeszcze nie należały do Brandona, ale mo
gliby zawrzeć jakieś wstępne porozumienie.
Z odkupionymi akcjami wciąż byłby jednym z naj
większych udziałowców firmy. A Brandon wzbogaciłby
się co najmniej o kilka milionów. Chyba starczyłoby mu
na nakręcenie filmu niskobudżetowego z sobą w roli
głównej?
Kierowany impulsem, zadzwonił do Gabriela Deve
reax i poprosił o numer telefonu i adres Brandona. De
tektyw dał mu je niechętnie, ostrzegając, by trzymał się
DAR %7Å‚YCIA 167
z daleka od spadkobiercy Moniki Malone. Jake mu to
obiecał, po czym, nalawszy sobie trzecią szklankę whisky,
wykręcił numer w Kalifornii.
Odpowiedziała kobieta z filipińskim akcentem. Na
prośbę Jake'a zawołała Brandona do telefonu.
- Ta? - mruknÄ…Å‚ niecierpliwie syn Moniki.
- Mówi Jake Fortune z Minneapolis. - Pod wpły
wem alkoholu słowa mu się zlewały. - Mam dla ciebie
propozycjÄ™ nie do odrzucenia.
Zdaniem prokuratora Jacob Fortune zamordował Mo
nikę. Brandon nie miał powodu podawać tego oskarżenia
w wątpliwość. Sam też uważał, że prezes Fortune Indu
stries mógł to zrobić - na pewno miał motyw.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]