pdf > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przepowiednia.
 Co ty wygadujesz?  dopytywałam, obcierając łzy.
 Przeczytałem o tym w książce. Jeśli nie przestaniesz bać się wysokości, w końcu umrzesz
właśnie na skutek upadku z wysoka.
Uchwyciłam się kurczowo poprzeczki, a mój oddech przyspieszył. Brady zachichotał,
widząc, co się ze mną dzieje.
 Ale przecież nie dzisiaj. Kiedyś tam. To samo dotyczy rzeki& Ponieważ boisz się wody,
możliwe, że kiedy wpadniesz do rzeki, nie uda ci się uratować i utoniesz. Doprowadzi do tego
twój umysł.
Wyglądałam teraz przez okno, z którego widać było szpitalny trawnik. Nie utopiłam się w
rzece, mimo że przecież próbowałam. %7łycie stracił w niej za to mój brat. Czy odpowiedzialność
za jego śmierć ciążyła na mnie? Przecież Brady wiedział, że lęk przed wodą nie pozwoli mi go
uratować&
 Masz taką minę, jakby ktoś przed chwilą skopał twojego psa.
Zaskoczona drgnęłam, a gdy spojrzałam w górę, zobaczyłam przed sobą gościa od słonych
paluszków.
 Słucham?  spytałam, stawiając stopy na podłodze.
 No tak  odparł z uśmiechem  pewnie zdążyli ci już usunąć wspomnienie psiaka, więc
jakim cudem miałabyś wiedzieć, o czym mówię.
Miał dłuższe czarne włosy, potargane i sterczące na wszystkie strony. Było mu z nimi nawet
do twarzy. Pod oczami rysowały się głębokie cienie. Na szyi, tuż pod linią szczęki, widniała
poszarpana blizna. Przełknęłam głośno ślinę i podniosłam wzrok, napotykając jego mroczne
spojrzenie.
 Nie jestem w nastroju do żartów  stwierdziłam.  Może innym razem.
Odwróciłam się do okna, licząc, że chłopak da mi spokój i będę mogła na powrót zagłębić się
w świecie wspomnień. I rozmyślać o Jamesie.
 No doooobra  powiedział, cofając się o krok.  Do zobaczenia, królewno.
Na odchodnym potrząsnął głową, chyba zdziwiony, że nie miałam ochoty na pogawędkę.
Mnie jednak nie zależało na niezobowiązujących rozmowach ani na zawieraniu znajomości.
Miałam jasno określony cel  chciałam się stąd wydostać.
ROZDZIAA DRUGI
Wczesnym rankiem do pokoju zajrzała znów ta sama pielęgniarka. Jej twarz rozświetlał
serdeczny uśmiech. Całą noc spałam jak zabita, zapewne dzięki środkom, które podano mi
wieczorem.
 Pora, żebyś poznała swoją terapeutkę, dr Warren  oświadczyła pielęgniarka, pomagając mi
się podnieść. Byłam półprzytomna i chwiałam się na nogach.  Jest fantastyczną lekarką, na
pewno ją polubisz.
Po krótkiej wizycie w łazience wróciłam do sali, a wtedy pielęgniarka związała mi włosy w
koński ogon. Nie próbowałam jej przeszkodzić  miałam wrażenie, że moje ręce ważą tonę.
Wsunęła mi na stopy miękkie łapcie, a na ramiona narzuciła szlafrok.
 No dobrze, kochana. Chodzmy. Nie chcemy przecież się spóznić.
Powoli zamrugałam i dałam się poprowadzić do drzwi. Na korytarzu nie było nikogo, oprócz
ciemnowłosego agenta. Stał oparty o ścianę, z rękami skrzyżowanymi na muskularnej piersi.
Kiedy go mijałam, skinął mi głową na powitanie.
 Dzień dobry, panno Barstow.
Nie zareagowałam na zaczepkę, ścisnęłam tylko mocniej ramię pielęgniarki. Miałam
wrażenie, że agent nie odstępuje mnie na krok. Zawsze czaił się nieopodal. Obawiałam się, że
nigdy już od niego się nie uwolnię.
 Która godzina?  spytałam pielęgniarkę głosem zachrypniętym po długim śnie.
 Szósta. Jesteś dziś pierwszą pacjentką dr Warren.
Pomyślałam, że szósta rano to nie jest pora, gdy ludzie otwierają przed innymi swoje dusze.
Chociaż z drugiej strony może o takiej godzinie jest się bardziej bezbronnym. Kiedy
zatrzymałyśmy się przed drewnianymi drzwiami, zacisnęłam zęby i próbowałam stłumić
narastający lęk. Nie miałam pojęcia, co mnie czeka.
Pielęgniarka uchyliła drzwi, a ja w oczekiwaniu wstrzymałam oddech. Po chwili
wprowadziła mnie do niewielkiego gabinetu, schludnego i nieskazitelnie białego. Mój wzrok od
razu padł na wygodny fotel ustawiony naprzeciw dużego drewnianego biurka, za którym
siedziała kobieta.
 Witaj, Sloane  odezwała się z uśmiechem, wstając na mój widok. Miała specyficzny tembr
głosu. Był dosyć niski, brzmiał władczo, a równocześnie opiekuńczo.
 Dobry  wymamrotałam w odpowiedzi.
Widok tego gabinetu zbił mnie z tropu, taki wydawał się normalny. Gdy stałam jeszcze na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cyklista.xlx.pl
  • Cytat

    Do wzniosłych (rzeczy) poprzez (rzeczy) trudne (ciasne). (Ad augusta per angusta). (Ad augusta per angusta)

    Meta