pdf > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przywiodło ją tutaj w szczególnie niezręcznym dla niego momencie.
Weszła i zamknęła cicho drzwi. Chociaż dochodziła już jedenasta
wieczorem, ubrana była w elastyczne czarne spodnie i czarny golf, jak gdyby
spędziła cały dzień na narciarskim stoku. Właściwie wyglądała jak modelka
reklamująca narciarski strój. Nie biorąc oczywiście pod uwagę faktu, że była
bosa. To pasowało do niej, rozwiewać od razu wyobrażenia na swój temat
- Wiem, że jest pózno i że jest pan prawdopodobnie zajęty pracą.
Widzieliśmy się już zresztą po tej popołudniowej... aferze, ale - opuściła
bezradnie ramiona - tak mi przykro z powodu tego, co się stało. Chciałam
jeszcze raz przeprosić pana, żebym mogła spać spokojnie.
- Panno Barimer, przeprosiny nie...
- Ależ tak, są, naprawdę.
- Co proszę?
- Przepraszam, przerwałam panu. - Spuściła głowę. - Sądziłam, że chciał
pan powiedzieć, że przeprosiny nie są konieczne.
- Przeprosiny nie są konieczne - powtórzył z niedowierzaniem, choć
zamierzał powiedzieć, że przeprosiny nie naprawią tego, co się stało.
- To naprawdę bardzo wielkoduszne z pana strony. - Znów nie dopuściła
go do głosu. - Jest pan bardzo wyrozumiały w tej sytuacji. - Odetchnęła
głęboko. - Być może nie powinnam tego mówić, ale zmienił się pan od
naszego pierwszego spotkania. Chociaż pańska wiara w ludzi nie powinna
mnie zaskakiwać. Sądzę, że to między innymi dlatego pański naród ceni
sobie wysoko pana przywództwo.
Nie miał pojęcia, co powiedzieć. Usiłował sobie wytłumaczyć, że to
problem językowy.
- Być może niezbyt jasno wyraziłem swoje oczekiwania, kiedy zaczynała
pani pracować. Szczerze za to przepraszam. Mimo to nawet w najśmielszych
snach nie wyobrażałem sobie okoliczności, które zaistniały ostatnio.
- Proszę się nie obwiniać. Wiem, że to moja wina. Faktycznie brałam pod
uwagę nawet rezygnację z pracy.
- Naprawdę? - Wyprostował się. To brzmiało interesująco, bardzo
interesująco.
- Myślałam o tym przez chwilę - przytaknęła poważnie. - Ale proszę się
nie martwić. Dotrzymam swoich zobowiązań wobec pana oraz Besy i Marty.
- Mówi pani, że... - Och, nie.
- Zostaję. Za nic na świecie ich nie zawiodę. Ani pana - dodała lekko.
- Jedno chciałbym wiedzieć.
- Co?
- Dlaczego pani stale podważa mój autorytet?
- Pan Kolbort zakazał mi panu przeszkadzać - zaczęła się bronić.
- Proszę mi pozwolić raz jeszcze przedstawić całą sprawę. - Hans podniósł
rękę. - Dlaczego uparcie dąży pani do tego, żeby dzieci prowadziły życie,
które w pani pojęciu jest  normalne", chociaż przeważnie łamie pani reguły?
Przez chwilę rozważała odpowiedz.
- Ponieważ nie wierzę, że te reguły ustalono, uwzględniając dobro dzieci.
A poza tym jedynie ktoś, kto się o nie naprawdę troszczy, powinien
pokazywać im świat.
- Sądzi pani, że pani zna się lepiej na wychowaniu.
- Tak, tak sądzę.
- Mogę spytać dlaczego? Zawahała się.
- Pytam bardzo poważnie. - Hans wskazał jej krzesło, stojące przed
biurkiem. - Jeśli zechce pani usiąść i wyjaśnić mi to, chemie posłucham.
Namyśliła się i usiadła.
- Mówiłam już panu, że kiedy byłam mała, moja rodzina była bardzo zżyta
i że to dla mnie wiele znaczyło. - Westchnęła, potem odkaszlnęła.
- Pamiętam.
- Znam wartość rodziny tak dobrze, ponieważ ojciec zmarł nagle, kiedy
miałam dwanaście lat. - Spuściła znowu głowę.
- Przykro mi. - Najwidoczniej to ciągle jeszcze ją bolało. Podniosła na
mego wzrok. Nie płakała, ale na jej twarzy
widać było wewnętrzne poruszenie.
- Potem wszystko się zmieniło, o tak - pstryknęła palcami. - Cały mój
świat zawalił się, nie mówiąc o tym, jak przeżyła to moja mama. Musiała
pójść do pracy. Musiałyśmy wyprowadzić się z naszego domu do małego
mieszkania w nieprzyjemnej dzielnicy. Prawie nie widywałam mamy, a
kiedy udało mi sieją zobaczyć, była wykończona. - Jej głos załamał się i
umilkła.
Hans bardzo jej współczuł. Nie miał wprawdzie takich doświadczeń
życiowych, jednak ogromnie pragnął ją pocieszyć.
- Więc od tego czasu musiała pani sama troszczyć się o siebie?
- Wprowadziła się do nas babcia, ale nie była w stanie wiele pomóc.
Często myślałam, że matce jej obecność nie ułatwiła niczego, lecz
pogorszyła sytuację.
Hansowi przyszło do głowy, że gdyby się wtedy znali, mógłby rozwiązać
większość jej problemów. Sam był zaskoczony, że uczuł nagły przypływ
żalu.
- Kiedy się przeprowadziłyśmy - ciągnęła dalej Annie - zamieszkałyśmy w
okolicy, gdzie rodzice wielu dzieciaków pracowali albo też ich po prostu nie
było. Nie chcę uogólniać, ale to prawda, że dzieci, którym nie poświęcało się
uwagi, nie były szczęśliwe i miały skłonność do wplątywania się w kłopoty.
Często rodzice zaniedbywali je tylko dlatego, że nie chcieli sobie zawracać
głowy ich małymi dramatami. Nie ma nic smutniejszego.
Przez chwilę oboje słuchali tykania zegara.
- W każdym razie - poprawiła się na krześle - nie miałam zamiaru snuć tak
osobistych zwierzeń. Wiem po prostu, jak bardzo ważna jest zwykła uwaga.
Nie Uczą się okazałe prezenty na urodziny i specjalne okazje. Dzieci
potrzebują kogoś w zasięgu głosu, kiedy mają kłopot z matematyką.
- Sądzę, że rozumiem, o co pani chodzi. - Nie uświadamiał sobie, że
wstrzymuje oddech. - Jak się miewa teraz pani matka?
- Zmarła kilka lat temu - odrzekła cicho Annie. - To było wkrótce potem,
jak zaczęłam pracować w Pendleton. Chyba czekała, by upewnić się, że
dobrze się urządzę. - Uśmiechnęła się. - Szkoda, że nie może mnie teraz
zobaczyć.
- Jestem pewny, że byłaby z pani bardzo dumna. Przez moment patrzyli
sobie w oczy.
- Tyle chciałam panu powiedzieć. Faktycznie opowiedziałam więcej niż
chciałam. Przepraszam za to, co zrobiłam i obiecuję, że nie zawiodę
pańskiego zaufania.
- Na pewno nie.
- Dzięki.
- Zgodzimy się, że odtąd będzie się pani do mnie zwracać w każdej kwestii
dotyczącej dzieci?
- Oczywiście - przytaknęła. - Obiecuję, że porozmawiam z panem, zanim
zrobię cokolwiek, nawet jeśli to nie wykracza poza reguły.
- Dzisiejszy dzień nie może się powtórzyć. - Aatwo mu było udawać
obojętność, kiedy wiedział już, że jej nie straci, a na samą tę myśl jego serce
waliło jak młotem. Musiał jednak udawać.
Z zapałem pokiwała głową. Podeszła do drzwi i obejrzała się, o wiele
bardziej kokieteryjnie, niż zamierzała, był o tym przekonany. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cyklista.xlx.pl
  • Cytat

    Do wzniosłych (rzeczy) poprzez (rzeczy) trudne (ciasne). (Ad augusta per angusta). (Ad augusta per angusta)

    Meta