[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pewnie mąż tej kobiety, pomyślała Andie.
- Doskonale - zgodziła się. - I powiadasz, że masz sos własnej receptury?
- Aha. Nie znasz jeszcze wszystkich moich talentów. Ja nawet umiem goto-
wać. To znaczy trochę. Jeśli zechcesz powyciągać wszystko, co trzeba, to ja
przez ten czas przespaceruję się z Dogiem i zadzwonię do Zacha.
S
R
- Dobrze. Zabieram się do roboty. - Szybko zniknęła na zapleczu, zadowo-
lona, że ma coś do roboty i nie musi się gapić w uwodzicielskie oczy Troya.
Troy obróci! głowę za Andie i stwierdził, że zgięta wpół, w króciutkich szor-
tach wygląda niesłychanie apetycznie i kusząco.
Nadto!
Poczuł dziwny ucisk w dołku i z ociąganiem odwrócił głowę. Miał zupełnie
suche usta. Przestań, durniu, skarcił się w myślach. Otworzył drzwiczki i wy-
skoczył na ziemię. Zaklął głośno, odszedł kilka kroków i dopiero po minucie
uświadomił sobie, że zapomniał o psie.
Andie rozkładała na betonowym stole przyniesione z ciężarówki produkty,
kiedy usłyszała głośne Cześć!". Podniosła głowę i zobaczyła przed sobą kobietę
z sąsiedniego stołu. Kobieta miała długie, kręcone i czarne jak heban włosy, któ-
re opadały jej do pasa. Jak na swe ponętne obfite kształty nosiła zdecydowanie
zbyt obcisłe dżinsy, ale odwracały od nich uwagę jej szeroki uśmiech i miłe
spojrzenie. Była chyba w wieku Andie.
- Jestem Gina - przedstawiła się. - Gina Hollister. - Głową wskazała wyso-
kiego muskularnego mężczyznę, który trzymał w ręku parę szczypiec i obracał
nimi parówki piekące się na żelaznym ruszcie. - To mój mąż, Freddie.
- Bardzo mi miło, jestem Andie.
- A on, to twój chłop? - spytała Gina, wskazując na Troya, który stał obok te-
lefonu, ze słuchawką przy uchu.
Jej chłop!
Andie przez chwilę nie wiedziała, jak odpowiedzieć na pytanie.
- On nie jest... My nie jesteśmy - wymamrotała, nie mając zielonego pojęcia,
jakimi słowami można by określić ich wzajemne stosunki, tak jak one w tej
chwili wyglądały. Nie chciałaby powtórzenia komedii z Marge w restauracji pod
S
R
Waszyngtonem. - My nie jesteśmy małżeństwem ani nic takiego - wyjaśniła nie-
mrawo. - Jesteśmy po prostu... przyjaciółmi - dokończyła.
- Przyjaciółmi? Ale chyba nie na odległość. Taki wspaniały mężczyzna. Ze
świecą szukać.
Wspaniały mężczyzna!
Zapadły jej mocno w pamięć oba określenia. Najpierw , jej chłop", teraz
wspaniały mężczyzna".
- Po prostu razem podróżujemy. Naprawdę. Tylko to. - Nie wiadomo po co,
chyba dlatego, że była bardzo zmieszana, dodała: - Nie jesteśmy ze sobą związa-
ni. Absolutnie nie. -1 aby nie było najmniejszych wątpliwości co do sytuacji, po-
stawiła kropkę nad i": - Nawet się ze sobą kłócimy...
Gina kiwnęła głową i patrzyła na Andie, jak na jakiś bardzo dziwny stwór.
- Niech będzie, jak tam u was jest, ale powiedzcie: chcecie zjeść z nami kola-
cję?
- Oo! Ja... - Andie obejrzała się w kierunku Troya. Skończył już rozmowę i
szedł w jej kierunku z Dogiem. - Troy miał grilować hamburgery...
- Zwietnie, Freddie ma kiełbaski parówkowe. My podzielimy się z wami, wy
z nami.
Podszedł Troy. Gina się przedstawiła, powtórzyła swoją propozycję i już po
kilku minutach przenosili swoje rzeczy na stół Hollisterów. Andie czuła się jak
na piknikowym przyjęciu. Po niedługim czasie pojawiły się dwie następne po-
tężne ciężarówki i gościnni Hollisterowie także zaprosili ich kierowców do swo-
jego stołu. Wszyscy dzielili się, czym mieli.
Podczas gdy mężczyzni zajmowali się grillem, Gina i Andie rozmawiały przy
długim barowym stole. Andie często zerkała na Troya, który wyróżniał się wśród
pozostałych trzech mężczyzn słuchających go z wielkim szacunkiem. Przewyż-
szał ich wszystkim: urodą, zachowaniem i jakimś emanującym z niego dostojeń-
S
R
stwem. Czasami napotykała jego spojrzenie. Uśmiechał się, a jej serce zaczynało
szybciej bić. Miała wtedy wrażenie, że są sami, we dwoje... reszta świata prze-
stawała istnieć.
Ich dwoje na całym świecie...!
Podczas jednego z takich doznań usłyszała pytanie Giny:
- Od jak dawna się kochacie? Andie zamrugała półprzytomnie.
- My? Nie... My się znamy bardzo krótko. -1 wtedy pomyślała, że czuje się
tak, jakby znała Troya od wieków.
Przedziwne...
- My nawet nie jesteśmy w dobrych stosunkach - dodała po chwili: - Już o
tym wspominałam.
~ Ale coś się iskrzy. Widzę to - stwierdziła Gina.
- Niech mi pani powie, jaki jest Freddie - zmieniła temat Andie.
Gina z miejsca połknęła haczyk:
- Ja i Freddie znamy się od dziewiątej klasy. - Z ciepłym uśmiechem spojrzała
na męża. - To była tak zwana miłość od pierwszego wejrzenia. Pobraliśmy się
zaraz po maturze.
- Jakie to urocze - zachwyciła się Andie. - Często jest w drodze?
- Często i bardzo mi go wtedy brak. Więc czasami wybieram się z nim razem.
Jest to nawet zabawne, choć nie mogę zrozumieć, jak on może wytrzymywać te
jazdy przez cały czas.
Andie przypomniała sobie, że Troy mówił, iż ciągłe rejsy nie są zabawne.
- Myślę, że trzeba mieć specjalną predyspozycję, aby być kierowcą daleko-
bieżnych ciężarówek - powiedziała.
- O tak - zgodziła się Gina. - W większości są to samotnicy. Ludzie z natury
niezależni. - Podparła brodę dłonią i zapatrzyła się w grupkę mężczyzn.
S
R
Troy jest typowym samotnikiem i człowiekiem bardzo niezależnym, pomy-
ślała sobie Andie. On właściwie nikogo nie potrzebuje.
No cóż, ona także nie...
Znowu zerknęła w stronę Troya. Najwidoczniej wiedziony instynktem także
spojrzał na nią. Zlustrował całą sylwetkę. Widziała to i od stóp do głów oblał ją
żar. Zadało to kłam jej myślom i jednocześnie przeraziło.
- Co w tym jest? - spytał podejrzliwie Freddie, gdy Troy obficie spryskał
swoim sosem hamburgery i rozprowadził brunatną maz łopatką.
- Sos chili, jalapenos i cebula - wyjaśnił Troy. - Moja sekretna receptura.
Freddie zagwizdał i zawtórowali mu dwaj pozostali kierowcy, Joe Potter i
Rawley Hobart.
- Kobiety cię zabiją - ostrzegł Joe, potężnej budowy mężczyzna wzrostu po-
nad metr osiemdziesiąt, z pokaznym brzuszyskiem. Przemierzał amerykańskie
drogi od dwudziestu lat. Powiedział pozostałym, że w Alabamie ma żonę i pię-
cioro dzieci.
- E tam - zlekceważył ostrzeżenie Troy. - Moja Andie nic nie powie. Lubi
przygody. Myślę, że jej to będzie smakowało.
- O tak, tak, one wszystkie lubią przygody, póki nie wyjdą za mąż - mruknął
Freddie.
Troy podejrzewał, że Freddie żartuje, gdyż poprzednio powiedział kilka bar-
dzo miłych rzeczy o Ginie, co dowodziło, że oboje są bardzo zżyci.
- Mnie to nie martwi. Nie mam się czego obawiać, bo nie mam zamiaru się
żenić. Nigdy. Wybrałem wolne życie.
- Znamy takich chojraków - mruknął Freddie. - Wpadają szybciej niż inni.
Pozostali zarechotali.
- Niby dlaczego tak twierdzisz? - nalegał Troy.
S
R
Freddie pokręcił głową i zaczął mówić tonem cierpliwego nauczyciela, który
tłumaczy niedorozwiniętemu uczniowi:
- Spojrzyj na nią. Na tę swoją dziewczynę. %7ładen facet o zdrowych zmysłach
nie pozwoli takiej od siebie odejść.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]