[ Pobierz całość w formacie PDF ]
To, co się stało, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Jeszcze nigdy nie
odbył tak bardzo satysfakcjonującego fizycznego stosunku. Gdyby tak dobrze nad
sobą nie panował, mogłyby mu się nawet wyrwać jakieś sentymentalne, czułe
słówka. Zupełnie jak młodemu chłopakowi, którego rozsadzają hormony.
Nadal jednak odczuwał niedosyt kobiety. Jego ciało domagało się ponownego
zaspokojenia. Zwiadomość, że Shannon śpi w sąsiednim pokoju, jeszcze bardziej
wzmagała seksualny apetyt.
Dawno temu poprzysiągł sobie, że nigdy nie dopuści do tego, aby zawładnęła
nim jakaś kobieta. A mimo to podczas nocy pełnej namiętności Shannon udało się
S
R
zrobić rysę w pancerzu, którym otoczył swoje serce. Aatwo byłoby teraz wrócić do
tej kobiety i pozwolić, by dokończyła swego dzieła.
Ian uznał, że zbyt pospiesznie opuścił sypialnię, pozostawiając Shannon samą
w łóżku. Powinien był pobyć z nią jeszcze przez jakiś czas. Ale kogo chciał oszu-
kać? Przecież nie odszedł spokojnie od tej kobiety, lecz po prostu od niej uciekł.
Roześmiał się gorzko. Zachował się podle. Wychodząc z sypialni, nie zważał
na reakcję Shannon, lecz teraz przypomniał sobie pełne żalu spojrzenie. Nie za-
mierzał robić jej przykrości, ale tylko idiota nie zdałby sobie sprawy z tego, czym
było dla niej ich intymne zbliżenie.
Shannon wprowadziła go w błąd. Nie była zimną, obojętną na wszystko ko-
bietą, za jaką starała się uchodzić przy ludziach. Do diabła, zaklął w myśli Ian.
Znalazł się dokładnie w takiej sytuacji, jakiej chciał uniknąć.
Nie obawiał się kobiety polującej na bogatego męża. Ale Shannon, pragnąca
zdobyć dostęp do jego serca, stanowiła znacznie większe zagrożenie dla jego ni-
czym nie skrępowanego stylu życia, który doprowadził do perfekcji.
S
R
ROZDZIAA ÓSMY
Wendy wypiła łyk mocnej kawy, którą nalała jej Shannon.
- Nie przypuszczałam, że wrócisz tak wcześnie.
Shannon nie zamierzała poddawać się indagacjom na temat wczorajszej nocy.
- Ian rano musiał iść do pracy - wyjaśniła krótko.
- Przedtem nigdy nie przejmował się pracą.
Rozległ się dzwonek telefonu. Zdenerwował Shannon. %7łeby się uspokoić,
odetchnęła głęboko i wygodniej rozsiadła się na kanapie.
- Nie zamierzasz podnieść słuchawki? - zdziwiła się Wendy.
- Automatyczna sekretarka zarejestruje rozmowÄ™.
- A jeśli to Ian?
Właśnie tego obawiała się Shannon. Telefon dzwonił już trzykrotnie, lecz
nawet nie pofatygowała się, żeby wysłuchać nagranej taśmy.
- Ukrywasz coś przede mną? - Wendy przełknęła ostatni kęs pączka.
Shannon uśmiechnęła się z przymusem.
- A czy to w ogóle możliwe? Nawet reporterzy z najbardziej plotkarskich
czasopism powinni pobierać u ciebie lekcje - zażartowała.
- Odkąd wsadziłaś Chelsea do autobusu, prawie się nie odzywasz.
Shannon wiedziała, że musi coś niecoś powiedzieć. W przeciwnym razie
Wendy nie da jej spokoju.
- Nic nie mówię dlatego, że mam zmęczone wargi.
- Zechcesz wyjaśnić, co masz na myśli?
- Wolę tego nie robić. - Shannon udała, że ziewa. - Muszę się przespać. Nie
spałam przez całą noc.
Nie było to zupełne kłamstwo, gdyż po przyjezdzie do domu do rana nie uda-
ło się jej zmrużyć oka.
- Rozumiem - oświadczyła Wendy. - Nie mogę już więcej pić tej czarnej ma-
S
R
zi, którą nazywasz kawą. Czy po czymś tak mocnym będziesz w stanie zasnąć?
- Nic mnie nie powstrzyma.
Godzinę pózniej nadal wpatrywała się w sufit szeroko rozwartymi oczyma.
Czuła pustkę zarówno w łóżku, jak i w sercu. Biały kociak ułożył się obok na po-
duszce, swoją obecnością przypominając o człowieku, który przywiózł go do tego
domu.
Shannon uznała, że zamiast myśleć o Ianie, powinna wstać i zająć się czym-
kolwiek. Usiadła na łóżku i wcisnęła klawisz odtwarzacza automatycznej sekretar-
ki. Z magnetofonowej taśmy popłynął głęboki głos:
- Shannon. Jest siódma trzydzieści. Jeśli musiałaś wcześnie wyjść, trzeba było
mi o tym powiedzieć. Odwiózłbym cię do domu. Zadzwoń, gdy tylko dotrzesz na
miejsce.
Słowa Iana wywołały u Shannon zmysłową reakcję. Przyciągnęła zgięte nogi
i na kolanach oparła brodę. Dopiero przykre wspomnienie wczorajszego zachowa-
nia się tego człowieka trochę ją ostudziło.
- Do licha, nie znoszę tych automatów - skarżył się. - Jest dziewiąta. Za-
dzwoń, gdy przyjedziesz.
A więc chyba jednak miał wyrzuty sumienia, gdy odkrył, że zniknęła. Była
pewna, że szybko się ich pozbędzie.
- Podnieś słuchawkę... Wiem, że jesteś w domu... Co to za pomysł wymykać
się cichcem w samym środku nocy? Kiedy portier powiedział mi, o której odjecha-
łaś, byłem na ciebie okropnie zły. Shannon... Podnieś tę piekielną słuchawkę... -
Zaklął jeszcze pod nosem i rozłączył się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]