[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jedną koleżankę, która zbyt długo przesiadywała na piętrze szefa. Nie
chciałabym, żeby się to powtórzyło.
Potakuję, dręczona poczuciem winy. Wiem, że chce dla mnie
dobrze. Ja jednak cieszę się na dzień z Jonathanem Huntingtonem.
Niezależnie od ostrzeżeń Annie będę się dalej cieszyła. Po prostu nie
potrafię inaczej.
Razem wychodzimy z kuchni, po czym już sama, z torebką i
płaszczem, wsiadam do windy i jadę na ostatnie piętro.
* * *
Kiedy wysiadam, czarnowłosa sekretarka trwa na swoim
stanowisku. Nie czuję się pewnie, bo nie wiem, czy powinnam od razu
wejść do biura szefa, czy poczekać. Zwalniam więc i spoglądam na nią
wyczekująco. Kobieta uśmiecha się.
Nie przedstawiłam się pani mówi i wstaje zza biurka, żeby
podać mi dłoń. Jestem Catherine Shepard. Miło mi panią poznać,
panno Lawson.
Mnie również odpowiadam. Nie jestem przekonana, czy
Catherine rzeczywiście tak bardzo się cieszy. Uśmiecha się, ale czuję,
że zachowuje zawodowy dystans. Nie potrafię jej przejrzeć i nie wiem,
co naprawdę myśli o mojej obecności tutaj. Przez to wszystko zżerają
mnie nerwy.
Mogę wejść?
Jeszcze sekunda mówi i wraca za biurko. Podnosi podkładkę
z jakimiś dokumentami i podaje mi ją razem z długopisem.
Proszę, niech pani to podpisze.
Przeglądam pobieżnie tekst. To trzy strony drobno zadrukowane
kolejnymi paragrafami. Przesłanie jest jednak zupełnie jasne.
Zobowiązanie do zachowania poufności?
Zgadza się. Musimy się zabezpieczyć. Mam nadzieję, że pani
to rozumie. Nic, czego dowie się pani w czasie pobytu u nas, nie ma
prawa wydostać się na zewnątrz. Jeśli złamie pani postanowienia tego
zobowiązania, nasz dział prawny natychmiast podejmie właściwe kroki
wyjaśnia i uśmiecha się przy tym słodko. Nie podoba mi się sposób,
w jaki oddziela mnie od firmy. My , nas jakby wiedziała, że nigdy
nie będę do nich należała.
Nie przeczytawszy zobowiązania, podpisuję je na ostatniej
stronie i z uśmiechem oddaję podkładkę sekretarce. Nie mam zamiaru
paplać na lewo i prawo o tym, co się tu dzieje, ale też nie mam ochoty
dawać Catherine satysfakcji, że wprawiła mnie w zakłopotanie.
Coś jeszcze? pytam celowo znudzonym głosem.
Proszę bardzo, może pani wejść odpowiada kobieta. Niestety,
jej mina nie zdradza, czy zrobiłam na niej dobre wrażenie, czy nie.
Spokojnym krokiem ruszam w stronę drzwi biura szefa, pukam i po
chwili czekania wchodzę do środka.
Jonathan stoi za biurkiem, twarzą do okna, i rozmawia przez
telefon. Odwraca głowę i ujrzawszy mnie, daje znak, żebym zamknęła
za sobą drzwi. Kiedy idę w jego stronę, kończy rozmowę, wraca za
biurko i podnosi jakieś dokumenty.
To też mam podpisać? pytam i natychmiast żałuję swojego
czupurnego zachowania. Jak krnąbrne dziecko, myślę.
Szef unosi brwi. Najwyrazniej dobrze wie, o co mi chodzi.
To zobowiązanie to konieczne środki bezpieczeństwa mówi
spokojnym, ale bardzo zdecydowanym tonem. Czyżby miała pani
jakieś obiekcje, Grace?
Czuję, że od mojej odpowiedzi zależy, czy podtrzyma swoją
propozycję.
Nie mówię stanowczo. Tak czy inaczej nie planowałam
zdradzać tajemnic Huntington Ventures.
Bardzo drogo by to panią kosztowało. Bardzo drogo. To
oczywiście ostrzeżenie, ale wypowiada je z taką pewnością siebie, że
po raz kolejny wyraznie widzę przepaść, jaka nas dzieli. On prowadzi
wyjątkowo dochodową i wielką firmę. Gdybym chciała mu się
postawić, nie miałabym najmniejszych szans. Najmniejszych.
Dopiero w tej chwili zaczynam rozumieć, co mnie tak bardzo
denerwuje. To, że mi nie ufa. Co, rzecz jasna, jest bez sensu. Nie zna
mnie przecież, więc ostrożność to obowiązek, nawet jeśli godzi się na
wtajemniczenie mnie w niektóre sprawy. Mimo to czuję się urażona.
Powiedziałam przecież, że nie mam takiego zamiaru
powtarzam i żałuję, że w ogóle poruszyłam ten temat.
Jonathan ma chyba podobne odczucia, bo ucina rozmowę i
podaje mi papiery.
Proszę, to dokumentacja projektu, którego będzie dotyczyło
spotkanie. Proszę usiąść na kanapie i je przejrzeć, żeby miała pani
jasność, o czym rozmawiamy. Mówiąc to, wskazuje na skórzany
narożnik, uśmiecha się krótko, po czym siada w fotelu i sięga po
telefon.
Posłuszna jego poleceniom siadam na obitej skórą szerokiej
kanapie. Wczytując się w dokumentację, jednym uchem słucham, o
czym rozmawia. Dociera do mnie tylko część, więc nie wiem, o co
chodzi. Na pewno jednak rozmowa dotyczy interesów.
Co jakiś czas rzucam mu ukradkowe spojrzenia i słucham jego
głosu. Mówi głębokim, zdecydowanym tonem, a ja jestem przekonana,
że i tym razem dostanie to, czego chce. Rozpiął mankiety koszuli i
podwinął rękawy. Ma silne, umięśnione ramiona, na których widać
biegnące pod skórą żyły. Nie mogę oderwać od niego wzroku i czuję
narastający ucisk w żołądku. Ileż bym dała, by móc leżeć w tych
ramionach&
Muszę przełknąć, bo znów zaschło mi w gardle. Te ramiona
nigdy nie będą cię obejmowały, Grace. Uspokój się i wez do roboty,
ganię się w myślach. Ani razu na mnie nie spojrzał, zupełnie jakby
mnie tu nie było. To tyle, jeśli chodzi o niebezpiecznego Jonathana
Huntingtona, przed którym miałam się chronić. Nie wygląda na to,
żeby czegokolwiek ode mnie chciał.
Bo i czego mógłby chcieć, pyta słaby głosik w mojej głowie.
Nieświadomie wzdycham ciężko. Orientuję się, że to zrobiłam,
spostrzegłszy, że Jonathan unosi głowę i patrzy na mnie pytająco.
Nasze oczy spotykają się na chwilę, a ja czuję wzbierającą falę gorąca,
która zalewa moje policzki czerwienią.
Wszystko w porządku? pyta.
Tak, oczywiście zapewniam go pospiesznie, choć mój głos
lekko drży. Udaję, że wracam do przeglądania papierów. Nic nie mogę
poradzić na to, że ilekroć patrzę mu w oczy, zapiera mi dech w piersi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]