[ Pobierz całość w formacie PDF ]
fiordów, powiadamiać o tym natychmiast komodora * konwoju oraz eskortę i atakować wszystko oprócz
statków handlowych.
Romanowski przejrzał już kopertę z instrukcjami. Wynikało z nich, że wysunięty najdalej na północ
sektor patrolowania będzie miał Uredd . Niżej, gdzieś o 200 mil na południowy zachód od Troms, był
sektor Jastrzębia , a dalej P-43 i Minerve . Wśród instrukcji i map znajdowały się też spisy znaków
rozpoznawczych i sygnałów. Dla napotkanych ewentualnie okrętów własnych miała to być żółta świeca
dymna.
Konwój, który panowie będą osłaniać, nosi kryptonim PQ-piętnaście - uzupełnił komendant.
Część statków wyszła w połowie kwietnia z ujścia Clyde, a teraz całość formuje się w Reykjaviku. Będzie
tam razem dwadzieścia pięć transportowców, a w eskorcie dziewięć niszczycieli i trzy trałowce. Wyjście z
Reykjaviku na Islandii przewidziane jest na dwudziestego szóstego kwietnia. Zarówno statki jak i eskorta
zaopatrzone są we wszelkie instrukcje, łącznie z mapami sektorów, w których będą patrolować wasze okręty.
%7łyczę szczęścia!
Na pożegnanie łyknęli jeszcze sakramentalnego drinka i czas było wracać na okręty, bo zapadał
zmierzch.
* Komodor dowódca konwoju.
ORP Jastrząb był już przygotowany do wyjścia na morze. Porucznik Anczykowski zdążył nawet
odesłać motorówkami na ląd, do tutejszych magazynów, wszystkie zbędne na morzu przedmioty, które
mogłaby uszkodzić lub zabrać fala: łódz, cumy, trap. Potem wieść o zadaniu szybko obiegła okręt.
No, to zapolujemy na grubszego zwierza! Może sam Tirpitz wyjdzie nam na strzał? Jeśli mógł
Piorun wojować z Bismarckiem ...
Rankiem 25 kwietnia podnosili kotwicę w doskonałych nastrojach. Po zanurzeniu się dla wyważenia
okrętu poszli dalej na powierzchni wciąż jeszcze spokojnego morza.
Następnego dnia zagonił ich pod wodę samolot. Dali nura tak szybko, że nawet nie zdążyli dostrzec,
swój to czy obcy, za co zresztą dowódca pochwalił wachtowego: lepiej zawsze w takim przypadku o moment
wcześniej. W nocy minęli kilka zerwanych z uwięzi min zagrodowych i trzeba było odtąd równie pilnie
obserwować morze.
Dwudziestego siódmego kwietnia znów dostrzegli samolot. Bardzo pózno. Był tuż, kiedy zdążyli się
zanurzyć. Alarmowo. I wtedy nastąpiła awaria sterów głębokości. Zacięły się i okręt spadał coraz niżej. Jak
kamień. Udało się wyrównać dopiero na głębokości 240 stóp, czyli 73 metrów, o całe 12 metrów głębiej, niż
przewidywały normy dla naciskotrwałego, sztywnego kadłuba...
Tego dnia zresztą pogoda zaczęła się psuć. Nadlatywały bardzo silne szkwały, niosąc tumany śniegu,
rosła fala. Przypadek z samolotem był groznym ostrzeżeniem. Trzeba bardzo, ale to bardzo, uważać.
W tym też dniu wieczorem Jastrząb dotarł do swego sektora patrolowania i od tej pory powinien,
według instrukcji, przebywać w dzień w zanurzeniu. Pojęcia zaś dzień bądz noc były w tej szerokości
geograficznej i o tej porze roku o tyle nieścisłe, że panował właśnie polarny dzień i słońce nie zachodziło
przez okrągłą dobę. Nie było go jednak widać spoza grubej pokrywy chmur sypiących śnieżycami. Zwiat
wokół tonął w szarawej, mdłej poświacie. Nie ułatwiało to prowadzenia nawigacji i nie pozwalało na
dokładniejsze określenie własnej pozycji na morzu.
Na domiar złego rozszalał się sztorm i już pod pierwszymi jego uderzeniami okręt zaczął odmawiać
posłuszeństwa. Najpierw, 28 kwietnia, stanął lewy silnik diesla . Ziajka, Karnowski, Chodun i wszyscy
motorzyści tyrali do upadłego, nim mogli zameldować dó centrali: Poszedł ... Nieco pózniej, przy
napełnianiu balastów, okazało się, że nie działa jeden z odwietrzników. Był złamany.
Sztorm szalał nadal, ale musieli wynurzyć się podczas zegarowej nocy , żeby naładować baterie.
Wtedy, 29 kwietnia, fale uszkodziły lewy ster dziobowy. Zaczęły się trudności z zanurzeniem okrętu i
utrzymaniem go na odpowiedniej głębokości. Ster nie działał, a złamany odwietrznik balastu numer 5
utrudniał właściwe wyważenie okrętu.
Trzydziestego kwietnia fala zerwała sporą część pokładu. Okręt zaczął się po prostu rozsypywać i
Romanowski, aby uniknąć dalszych zniszczeń, postanowił jak najdłużej przebywać pod wodą, w zanurzeniu.
Dopiero na głębokości 30 metrów Jastrząb przestawał się kiwać i tę głębokość dowódca uznał za
najbezpieczniejszą dla rozpadającej się jednostki. Ale w tej sytuacji nie można było wykonywać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]