[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zabawki i bloki, ze swoimi plastycznymi dziełami.
- Gdzie Tom? - zapytał mój synek.
- Tom pojechał na koncert do Miami odpowiedziałam.
- A wróci?
- Tak, za cztery dni uśmiechnęłam się do niego.
- Super pokiwał główką i wrócił do pakowania zabawek.
Mój synek coraz więcej mówił, było to dla niego normalne i naturalne. I tak też ja to odbierałam.
Ale za każdym razem, gdy słyszałam jego głos, serce waliło mi jak młotem i miałam ochotę
krzyczeć z radości.
Teraz już było oczywiste, że Jimmy minął pewną granicę w swojej blokadzie i będzie tylko lepiej. I
dużo sobie obiecywałam po tej wizycie w NY, u specjalisty od takich przypadków. To, że Tommy to
zorganizował, utwierdziło mnie w przekonaniu, że on nas naprawdę kocha. I że jest dobrym
człowiekiem. I pomimo tych wszystkich głupich rzeczy, które robił w życiu, jest silny i potrafi
podzwignąc się z najgorszego bagna, w jakim się znalazł. Nie sądzę, żeby ktoś inny, znajdując się
na jego miejscu, z takim piętnem przeszłości, rzucony w ten brudny świat, pełen bogactwa i sławy,
potrafił się od tego odciąć i spróbować żyć normalnie. A on próbował. I bardzo chciał. A ja
kochałam go tak bardzo, że wiedziałam, że muszę dać mu tę szansę. I sobie też.
Wróciła moja siostra, która już nie mogła się doczekac powrotu Trevora i liczyła już nie dni ale
godziny, do jego przylotu.
Wpadła do salonu z dziwnie ucieszoną miną i powiedziała radośnie:
- Kati, mamy z Trevorem fantastyczny plan! Tommy też na pewno się zgodzi! - cieszyła się.
- No, nie wiem, a jaki macie plan, ty i twój wielki Trev? - patrzyłam na nią podejrzliwie.
- Kati, w Santa Barbara nad brzegiem oceanu, znajduje się piękny dom, który należy do spółki
Semtexu. No i Trevor wpadł na pomysł, że za dwa dni, jak wróci Tommy, pojedziemy na na
parę dni, odpocząć od tego wszystkiego. Jimmy będzie miał tam jak w raju, do domu przylega
prywatna plaża, na którą nikt obcy nie ma wstępu. Kati, będzie cudownie! - twarz Amelie
promieniała.
- No w sumie...to nie głupi pomysł tego twojego wielkoluda roześmiałam się.
- No on ma wspaniałe pomysły powiedziała twardo moja siostra.
- Jasne, sis, nie wątpię w to pokiwałam głową. - Ile tam się jedzie?
- Około półtorej godziny, to niecałe sto mil od nas, Kati. My z Trevorem wyjedziemy tam rano,
wszystko przygotujemy, możemy też wziąć Jimmiego, po co ma tutaj siedzieć Amelie usiadła
obok mnie na podłodze i z emfazą robiła plan naszego wyjazdu.
- Dobrze, dobrze, jeszcze wszystko ustalimy pokręciłam głową.
- A Tommy, o której przylatuje? - spytała moja siostra.
- O dziewiętnastej dopiero, więc koło dwudziestej pierwszej byłby w domu odpowiedziałam.
- No to na dwudziestą trzecią byście dojechali, albo rano, zadzwonię do Trevora, on uzgodni
wszystko z Tommy m krzyknęła i pobiegła z komórką do swojego pokoju.
- Amie! - krzyknęłam, ale równie dobrze, mogłabym powstrzymać pędzący pociąg, niż moją
nadpobudliwą siostrę.
Patrząc na nią i na brata Tommy ego, dochodziłam do wniosku, że dobrali się naprawdę doskonale.
Nagle zadzwoniła moja komórka. Po tych głupich telefonach, za każdy razem bałam się, że znowu
usłyszę ten chory głos. Tym razem to był...Blake Johnson. Cholera! Czułam się rozdarta pomiędzy
lojalnością wobec Tommy ego, a zwykłą sympatią do Blake a. Stwierdziłam, że nie będę popadać
w paranoję, odebrałam połączenie.
- Tak?
- Witaj Kati, tu Blake.
- Cześć Blake, co słychać.
- Sorry, że po tym wszystkim...tak głupio to wyszło, a ja nagle przestałem się odzywać. Nie
chcę, żebyś pomyślała... - był wyraznie zakłopotany.
- Daj spokój, było minęło, nie ma do czego wracac. Blake, jeżeli myślałeś, że ja, że mogłoby
coś być, no wiesz...
- Między nami? - spytał cicho.
- No tak, między nami...Blake, lubię cię, ale jak kolegę... - odparłam, bo czułam, że jestem mu
winna przedstawienie sprawy jasno i prosto.
- No tak, rozumiem...Ale to i tak nie ma znaczenia Kati, bo właśnie dzwonię do ciebie, żeby ci
coś powiedzieć - powiedział już normalnym tonem.
- Co takiego? - spytałam.
- Otóż, nie odzywałem, bo wyjechałem do Nowego Jorku, złożyłem tam aplikację do Bank of
NY i dostałem pracę. I wyjeżdżam z Los Angeles - powiedział z wyraznie słyszalnym
uśmiechem.
- To...świetna wiadomość, Blake, naprawdę. Gratuluję! - uśmiechnęłam się.
- No i Kati, czy...czy mógłbym cię odwiedzić? %7łeby się pożegnać? - spytał ostrożnie.
- Nnie wiem...ja teraz, jestem trochę zajęta, pakowanie, wiesz, przeprowadzka. Tommy wraca
za cztery dni, wyjeżdżamy na krótki urlop. Poza tym, nie wiem czy mój ochroniarz cię wpuści
roześmiałam się, bo chciałam jakoś rozładować to napięcie, które było wyczuwalne nawet przez
telefon.
- Ach, no tak, nie dziwię się, że się zdecydowałaś na ochronę też się uśmiechnął.
- Gdyby to był mój pomysł powiedziałam z przekąsem. - To Tommy się uparł. Ale w sumie
nic mi ta ochrona nie przeszkadza, więc nie ma o czym mówić.
- To dobrze...To Kati, mogę cię odwiedzić, tylko na chwilę... - spytał cicho.
- Wiesz... - westchnęłam. - Wolałabym...wolałabym nie....
- Rozumiem...dobrze, w takim razie żegnaj Kati... - prawie szeptał, a ja poczułam się trochę
winna.
- Trzymaj się Blake, powodzenia w nowej pracy starałam się mówic normalnym tonem.
- Kati... - podniósł głos, jakby się bał, że się wyłączę Czy ty...jesteś pewna, że chcesz być z
nim? - spytał mocnym głosem.
- Blake, w ogóle co to za pytanie? - trochę się zezłościłam To nie jest twoja sprawa, ale jeżeli
już pytasz, to tak, jestem i będę z Tommy m nie lubiłam takich sytuacji i takich dziwnych
pytań.
- Jasne...powodzenia Kati powiedział szybko i wyłączył się.
Kurczę. Trochę było mi głupio, trochę było mi go żal i trochę byłam na niego zła. On chyba nie
sądził, że ja ...i on..., nie to niemożliwe. Może Tommy dostrzegał coś, czego ja nie widziałam? No,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]