[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przyjmuję pańskie...
- Nie. - Wiatr targał jego ciemne włosy, uwalniając loki, które starał się
utrzymać w ładzie. Wyglądał teraz jak chłopiec. Zwłaszcza gdy uśmiechał
się w ten szczególny sposób. - Przykro mi, jeśli pani się zdenerwowała,
ale nie żałuję naszych pocałunków. - Poczuła dreszczyk rozkoszy. - To
nie to - mówił dalej. - Chciałem przeprosić, że byłem podejrzliwy wobec
pani.
Znieruchomiała. Znów zerwał się wiatr i zaczął targać jej spódnicą.
Koń poruszył się i został uspokojony jednym ruchem silnych rąk sir Ellio
ta.
- Tak?
107
- Kiedy pani przyjechała, była pani... inna, niż się spodziewałem. Za
telegrafowałem więc do pani biura w Londynie, poprosiłem o potwierdze
nie pani miejsca pobytu i przysłanie krótkiego opisu pani wyglądu.
- I...?
Spojrzał na nią ironicznie.
- Zwietnie zna pani odpowiedz. Lady Agatha obecnie w Northumber-
land. Stop. Rysopis. Stop. Rude włosy, pod trzydziestkę. Kropka".
Pod trzydziestkę? - pomyślała Letty z niedowierzaniem. Lady Agatha
miała przynajmniej trzydzieści pięć lat, a może i więcej. Ale dzięki Bogu
za jej próżność. Gdyby przyznała się do swojego prawdziwego wieku,
Letty nie mogłaby się za nią podawać... Szybko jednak jej rozbawienie
przeszło w oburzenie. Lady Agacie może odpowiada podawanie się za
dwudziestodziewięciolatkę, ale ona skończyła dopiero dwadzieścia pięć
lat.
O rany, co się stało sir Elliotowi, że nie rozpoznał jej prawdziwego wie
ku? Może jednak wcale nie był taki doskonały? Najwyrazniej potrzebo
wał okularów.
- Coś nie tak? - Opalone policzki mu pociemniały. - Oczywiście, jest
pani przykro. Potraktowałem panią jak zwykłego włóczęgę, mówiącego
złodziejską gwarą, który nagle pojawił się w miasteczku.
Letty patrzyła na walizkę, w którą spakowała rzeczy lady Agathy. Po
jawiło się w niej przykre, choć dotąd na szczęście nieznane poczucie wi-
- Proszę się nie zadręczać. Jestem pewna, że miał pan swoje powody. -
Chociaż nie miała pojęcia, co wzbudziło jego podejrzenia. Przecież świet
nie odegrała rolę lady Agathy. - Więc jakie to były powody?
- Nie śmiem ich wyjawić - odparł zmieszany.
- Pewnie miałam więcej szyku, niż się pan spodziewał po córce diuka.
- Tak - nadzwyczaj chętnie zgodził się z jej sugestią. - O właśnie.
Oparła się na siedzeniu.
- No cóż. W takim razie pańska ostrożność była zupełnie zrozumiała.
W końcu jest pan sędzią.
- Pani jest nie tylko wspaniałomyślna, ale też łaskawa. Jednak moje
postępowanie jest niewybaczalne.
- Jestem innego zdania. Wybaczam panu. - Machnęła ręką na jego po
wagę. - Widzi pan? Nic się nie stało.
- Jednak się stało - nalegał. - Lady Agatho, podejrzliwość i ostrożność
były moimi talizmanami, wierzyłem w nie, bo się nauczyłem, że lepiej jest
zbłądzić niedowierzaniem niż zaryzykować ludzkie życie z powodu ślepe
go zaufania.
108
Wzmagający się wiatr szarpał mu klapy marynarki. Nawet tego nie za
uważył. Była pewna, że mówił o jakimś konkretnym przypadku.
W głowie zadzwoniły jej ostrzegawcze dzwonki. Nie chciała nic więcej
o nim wiedzieć... Nie, to nieprawda. Chciała wiedzieć o nim wszystko, i to
ją przerażało. Nigdy nie spotkała mężczyzny takiego, jak on. I pewnie już
nie spotka.
- Gdzie pan się tego nauczył?
Przez chwilę myślała, że Elliot nie odpowie i w delikatny sposób zmieni
temat.
- W wojsku. W Sudanie. Służyłem pod rozkazami... człowieka znane
go ze swego geniuszu taktycznego. Byłem dumny, że jestem jego młod
szym oficerem. - Cały zesztywniał.
- I on pana zdradził.
- Byłem naiwnym idealistą. - Spojrzał na nią i uśmiechnął się prze
praszająco. - Mój brat Terence zginął w wojnie zuluskiej. Gdy dowie
działem się o jego śmierci, natychmiast zaciągnąłem się do wojska. Wy
słano mnie na Zrodkowy Wschód... Poznała pani mojego ojca. - Wzrok
mu złagodniał. - Może się pani domyślać, jak zostaliśmy wychowani. Od
kołyski uczono nas, że Anglia jest najwspanialszym krajem na świecie,
a fundamentem jej wielkości jest sprawiedliwość wobec wszystkich oby
wateli.
- Tak. Sprawiedliwość.
- Oficer, o którym mówiłem, dużo pił, ale nigdy na polu bitwy. Z jed
nym wyjątkiem. - Czekała. - Było pózno i mój oddział stał na szpicy
piętnaście kilometrów w głąb terytorium nieprzyjaciela. Nie spodziewali
śmy się ataku. Od kilku dni nic się nie działo. Jednak tej nocy jeden ze
zwiadowców doniósł, że nieprzyjaciel grupuje siły na wschód od naszego
głównego obozu. Natychmiast wysłałem łącznika z informacją.
- Do dowódcy.
- Tak. Nie było odpowiedzi. Następnego dnia, jak się tego spodziewali
śmy, nieprzyjaciel zaatakował jego żołnierzy. Przybyliśmy już po bitwie.
To była... masakra. Tylu zabitych i rannych. - W jego oczach pojawiło się
przerażenie. - Odszukałem dowódcę, by ustalić, co się stało. Twierdził, że
nie otrzymał mojej wiadomości. - Tym razem gdy na nią spojrzał, na jego
twarzy pojawiło się rozgoryczenie. - Odnalazłem łącznika, żołnierza, któ
remu bezgranicznie ufałem. Był w szpitalu polowym. Został okropnie oka
leczony podczas walki i bardzo cierpiał. Było jednak coś, co bolało go
bardziej. Plama na żołnierskim honorze. Przysięgał, że dostarczył wiado
mość, ale dowódca był zbyt pijany, by ją przeczytać, więc mój zwiadowca
przeczytał mu ją na głos. Zarzekał się również, iz wiadomość otrzezwiła
109
oficera na tyle, że był w stanie działać sam lub przynajmniej wezwać ko
goś, kto go zastąpi. Mylił się. Problem w tym, że wszystko odbyło się bez
świadków, dowódca był sam.
- To okropne - westchnęła Letty.
- Tak. To była zdrada, nie tylko żołnierza, za którego ten oficer był
odpowiedzialny, ale też wszystkich zasad, o które walczyliśmy. I dowódca
nie poniósł konsekwencji. Wie pani, że zamierzał tego łącznika postawić
przed sądem wojskowym, tyle że biedak wcześniej zmarł? - W tonie jego
głosu brzmiało głębokie zadziwienie i poczucie osobistej porażki.
- I co pan zrobił?
- Skonfrontowałem go. Był... bardzo poruszony tym, że uwierzyłem
słowom swojego żołnierza, i na początku upierał się przy swojej wersji.
Nie rezygnowałem. Wiedziałem, że publicznie nie przyzna się do kłam
stwa, ale chciałem odkryć prawdę.
Dreszcz przebiegł jej po plecach, gdy na nią spojrzał.
- I udało się?
- Tak. Przyznał mi się, że może nie był w stanie właściwie wypełnić
swoich obowiązków", ale upierał się, że nie pamięta wiadomości ode mnie.
Oczywiście moja notatka zniknęła. Powiedział też, i to najbardziej utkwi
ło mi w pamięci, że angielska armia nie może sobie pozwolić na utratę
jego wojskowego geniuszu i że poświęcenie jednego żołnierza było tego
warte. Zapytał mnie, czy to nie szczęśliwy zbieg okoliczności, że tamten
umarł, zanim zaczęło się dochodzenie. I czyż może być piękniejsza śmierć
niż w służbie ojczyznie?
- Oczywiście pan się z tym nie zgodził.
Spojrzał na nią z wdzięcznością.
- Oczywiście. Ten żołnierz zginął, walcząc za kraj, który obiecał mu
sprawiedliwość i honor, a w rzeczywistości został zdradzony, gdyż nie
dotrzymaliśmy danych mu obietnic. Postawiłem sobie jako cel życia spra
wić, by sprawiedliwość nie była złudną wartością. Musimy służyć spra
wiedliwości, by mieć do niej prawo. Nie można uważać, że się nam ona po
prostu należy.
Między nimi zapadło milczenie. Nawet wiatr ucichł. Jedynie lekki sze
lest traw mącił ciszę.
- A co się stało z dowódcą?
- Przeprowadzono śledztwo. Niestety, nie znaleziono żadnych dowo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]