[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w rzeźbę, która potknęła się o pana Cleata i upadła na podłogę z ogłuszającym hukiem.
Twarz z kości słoniowej oderwała się od drewnianej głowy i odjechała ślizgiem po
kafelkach.
Ślepa rzeźba wstała. Zrobiła dwa kroki w prawo, potem trzy w lewo, machając
gwałtownie rękami.
– Co ty zrobiłeś?! – wrzasnął pan Vane. – To Aedd Mawr, największy druid
wszechczasów! Co ty zrobiłeś?!
Podszedł do rzeźby, wyciągając ręce, by pomóc jej odzyskać orientację. Drewniana
postać najpierw wpadła z łomotem na ścianę, a potem na garderobę, tłukąc lustro
i zrzucając kilka półek.
Pan Vane chciał złapać oślepionego stwora za rękę, ale rzeźba machnęła ręką i tak
mocno walnęła go w skroń, że niemal uniósł się nad podłogę, przeleciał przez hol
i z hukiem uderzył w balustradę schodów. Krew zalała mu twarz i opadł na posadzkę
z rozrzuconymi bezwładnie rękami i nogami, jak sponiewierana lalka.
– Pomóżcie mi! – wrzeszczał John. Jego ręka zniknęła już w ścianie do łokcia i czuł,
że straszne szarpanie niewidzialnych pazurów robi się coraz gwałtowniejsze.
Courtney złapał go za wolną rękę, a pan Cleat ciągnął za nogi.
– Wyciągnijcie mnie! Nie chcę zniknąć w ścianie jak Liam! Wyciągnijcie mnie! –
błagał John.
– Liam miał tylko jedną osobę do pomocy – powiedział Courtney. – Dalej, Cleaty,
ciągnij!
Courtney i John spletli się ramionami. Courtney zaczął ciągnąć, aż John usłyszał, że
coś chrzęści mu w ręce. Z początku stopy Courtney a ślizgały się na posadzce, w końcu
jednak znalazł oparcie.
– Teraz! – wydyszał. – Raaaz!
Pan Cleat był znacznie silniejszy, niż John się spodziewał. Ciągnął tak mocno za jego
płaszcz, że niemal oderwał poły, ale ściana była silniejsza. Ramię Johna znikało coraz
głębiej i nie czuł już dłoni. Tył jego głowy ściana wciągnęła do uszu i czuł się tak, jakby
zamarzał mu mózg. Miał coraz większą chęć poddać się i pozwolić się wciągnąć, by mieć
już to wszystko za sobą.
Po drugiej stronie holu rzeźba bez twarzy w dalszym ciągu łaziła po omacku,
rozbijając okna, niszcząc okładziny drzwi i zrywając zasłony.
– Spróbujmy jeszcze raz… – wystękał Courtney. – Dalej, Cleaty, za wszystkich
ludzi, którzy zginęli w ścianach. Za Liama! Raz… dwa… trzy!
Pociągnęli wspólnymi siłami. Pan Cleat tak się natężył, że aż wydał z siebie długi,
piskliwy jęk.
John był pewien, że już po nim, i zaczął wspominać ojca, matkę i Ruth. Czuł, jak
bezlitosna siła wciąga go w ciemny, lodowaty świat, w którym życie nic nie znaczy –
świat mrocznych zabobonów i straszliwych rytuałów, świat szeptów, duchów
i przerażających wspomnień.
Czuł, że jest na granicy śmierci.
– Nieee! – krzyczał, choć nie mógł słyszeć własnego krzyku. Ostatnim rozpaczliwym
zrywem ściągnął łopatki, szarpnął głowę do przodu i zaczął wyrywać ramię.
W drzwiach pojawiła się Lucy z wujem Robinem. Lucy zamarła w przerażeniu
i przyłożyła dłoń do ust, ale wuj Robin szybkim krokiem ruszył przez hol. Idąc, zaczął
wyciągać z kieszeni sznur powiązanych ze sobą krucyfiksów – dużych, małych,
srebrnych, mosiężnych, drewnianych i plastikowych.
Rzeźba usłyszała jego kroki i odwróciła się w kierunku dźwięku, wmaszerowała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]