[ Pobierz całość w formacie PDF ]
parę dni, zdawkową kartkę na jego biurku. Lutku, przepraszam, ale bardzo się nudziłam i
świat mnie zle traktuje . Tekst niemal żartobliwy, bez słowa żalu. I zażywa śmiertelną dawkę
bellatropin. Próbuje potem się ratować, ale już nie udaje jej się dotrzeć do telefonu. Jej śmierć
jest zaskoczeniem dla wszystkich. Dla najbliższych jak mąż i przyjaciółka i
najdalszych, jak gosposia i dozorczyni. Przyglądał mi się przez chwilę z zastanowieniem.
Próbowała pani do niej dzwonić. Czy kiedy nie odpowiadała, przyszło pani do głowy, że
właśnie coś takiego mogło się wydarzyć?
Skądże! Byłam najdalsza od takich przypuszczeń. Dręczył mnie co prawda niepokój,
wisiało nade mną jakieś nieszczęście. Przepraszam, panie kapitanie, to nie parapsychologia,
nie jestem medium, bywam tylko czasem przewrażliwiona. Ale nic w tym nie było z
przeczucia, że Jadzia sobie zrobi coś złego. Irytowało mnie, że nie ma jej w domu, złościłam
się, że może nie zapłaciła przed wyjazdem za telefon. Była raczej rozrzutna i lekkomyślna, ale
w pewnych przypadkach nie lubiła się rozstawać z pieniędzmi wie pan, są tacy ludzie
jakby chciała je jeszcze trochę potrzymać. W każdym razie nawet przez chwilę nie
podejrzewałam, że coś się z nią stało. Była świeżo po urlopie, na nic się nie skarżyła.
W domu było dużo różnych lekarstw.
Bo Jadwiga wierzyła w eliksiry młodości, każde nowe lekarstwo uważała za panaceum.
Kolekcjonowała fikcyjne choroby, żeby mieć pretekst do brania lekarstw. Ale naprawdę, choć
nawet lekarzom umiała wmówić, że ma chore serce, nic jej nie dolegało. Po prostu była za
gruba i za dużo jadła. Zresztą gdyby zachorowała, wezwałaby mnie natychmiast. Nawet kiedy
Lutek zadzwonił z Poznania, też się właściwie nie zdenerwowałam.
Nie uważała jej pani za typ samobójczyni?
Wręcz przeciwnie teraz już mówiłam płynnie Jadwiga to uosobienie żywotności.
Była cała zwrócona w stronę życia. Wszystko robiła z pasją. Lubiła jeść, spać, budzić się,
kłócić się, zachwycać, martwić, mówić, patrzeć, nawet chorować. Chciała coś przeżywać,
uwielbiała emocje. Chodziła na wszystkie Hitchcocki, żeby się bezinteresownie bać, potrafiła
całą noc przetańczyć, mogła godzinami rozmawiać. Marzyła o życiu intensywnym, lubiła
przesadzać, wyolbrzymiać. Z kuracji w Piszczanach wróciła zachwycona, że język słowacki
jest dramatyczniejszy niż polski. Nasza twarz u nich jest obliczem. Nasze błoto aż bagnem.
Dziura jamą, życie żywotem. U nas się załatwia, u nich wybawia. Tak wyraznie
ujrzałam ją przed sobą, że z trudem podjęłam wątek. Jadwiga żyła w świecie mocniejszych
wzruszeń. Czasami była śmieszna, czasami nieznośna, bo narzucała swoją wolę, chciała
wszystkich przerobić na swoją modłę, ale zawsze była ciekawa innych i sama też interesująca.
Nie sposób się z nią było nudzić, chociaż gadała bez miary.
Nigdy jeszcze z nikim nie mówiłam tyle o Jadwidze. Za długo przyjazniłyśmy się, żeby
ktoś mnie pytał o zdanie o niej. Inteligentne, zaciekawione spojrzenie kapitana Kaweckiego
pobudzało wspomnienia.
Niepohamowany apetyt Jadzi. Cokolwiek stało przed nią na stole, jeśli nadawało się do
jedzenia, nikło natychmiast, nawet jeśli krzywiła się, że niesmaczne.
U pani Staszkiewicz zjadała cały chleb, który inni zostawiali. Zawsze dobierała zupy.
Lutek był zrozpaczony. Błagał ją, żeby dbała o siebie.
Czy to było dobre małżeństwo?
Małżeństwo Jadzi musiało być dobre. Jej mąż musiał być wspaniały i nosić ją na
rękach.
A naprawdę, jak to wyglądało?
Była w każdym razie przekonana, że tak jest. %7łe to ona oczywiście rządzi. Zawsze
wszystkimi komenderowała. Ale prawdę mówiąc już jako młodziutka dziewczyna
zachwycała się każdym chłopcem, z którym chodziła.
Miała powodzenie?
We wczesnej młodości ogromne. Nie była specjalnie ładna, ale z jej radością życia!
Rzucała chłopców bez litości, jeśli jej się trafił lepszy. Zresztą tak samo koleżanki.
Miano jej to za złe?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]