pdf > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skłonności do ataków furii i nic w tym dziwnego, że mógł podczas takiego ataku zejść. Z drugiej strony Jack należał do ludzi, którzy zawsze doceniają,
kiedy los się do nich uśmiechnie. I dlatego wziął księgę rachunkową i wepchnął na półkę głęboko za tom Arystotelesa. Nikomu nie przyjdzie do głowy,
żeby jej tu szukać... przynajmniej przez pewien czas.
Wyślizgnął się do holu, minął kuchnię, przeszedł po omacku do zimnej piwnicy.
 Williamie?  szepnął, rozglądając się w ciemnościach.
 Dzięki Bogu  doszła do niego cicha odpowiedz niemal tuż zza jego pleców.
Okręcił się jak fryga, zobaczył, że William opuszcza w dół butelkę wina i wyrwał mu ją z ręki.
 Ta butelka ma sześćdziesiąt pięć lat  syknął.  Jeżeli masz zamiar kogoś czymś walnąć, wybieraj gorsze roczniki.
 Przepraszam  mruknął William.  Znalazłeś to, czego szukałeś?
- Pozostaje tylko mieć nadzieję. Chodzmy.
9
Lilith obudziła się ze straszliwym bólem głowy, we śnie dręczyły ją koszmary ze zmarłymi książętami i ciemnookimi demonami o uroczym uśmiechu i
niskim, uwodzicielskim głosie. A ból głowy wcale nie zelżał, kiedy w pokoju śniadaniowym pojawił się William, żeby poinformować ją, gdzie spędził
część nocy.
 Poszedłeś tam?  Dech jej zaparło i odłożyła nóż, bo mogłaby ulec pokusie, by za jego pomocą zrobić krzywdę bratu albo sobie.
 Ktoś musiał Jackowi potrzymać latarnię.  Brat wzruszył ramionami i sięgnął po półmisek z szynką.
 Nie mogę uwierzyć, że chciał cię w to wciągać.  Lilith aż kipiała; po chwili zastanowiła się nad tym, co mówi.  A właściwie to nie, bez trudu mogę w
to uwierzyć  poprawiła się.  Niech go diabli.
 Zgłosiłem się na ochotnika  odparował William, lojalny aż do końca.
Niewątpliwie to również zaaranżował Jack Faraday.
 Zauważyłeś w domu Remdale'a jakieś oznaki zamieszania?  zapytała niepewna, czy Jack wspominał bratu o jej kolczyku; nie miała chęci tłumaczyć
mu, w jaki sposób Wenford mógł wejść w jego posiadanie, jeżeli sam tego nie wiedział.
William uśmiechnął się szeroko.
 Tylko w momencie, kiedy Jack mało mi głowy nie urwał, że chciałem walnąć go butelką kosztownego wina.
 A za cóż ty Dansbury'ego chciałeś walnąć?  wykrzyknęła.
 Było ciemno. Skąd do cholery miałem wiedzieć, kto się zakrada po schodach do piwnicy?
Lilith popatrzyła na niego. Czegoś jej w tym opowiadaniu brakowało i nie sądziła, żeby jej się to coś miało spodobać.
 A skąd właściwie wracał ukradkiem markiz?
 Jack poszedł na górę poszukać czegoś. Jak zwykłe nie mam pojęcia, o co w tym wszystkim chodziło, a on nie był łaskaw mnie poinformować.
 Może więc należało go walnąć tą butelką.  Do wściekłości doprowadzało ją, że nie wie, jakie ten łotr ma zamiary, zwłaszcza że stawką w grze była jej
pomyślność i spokój.
William parsknął i potrząsnął głową.
 Mówił, że to był dobry rocznik i żebym następnym razem walił go gorszym. Nie uda ci się przyłapać Jacka w pobliżu niedobrego rocznika. Trzyma
własny zapas portwajnu w połowie klubów w mieście. Nawet butelka, którą obdarował wtedy wieczorem Wenforda, była pierwszej klasy, a przecież nie
lubi... nie lubił tego starego topora.
Lilith dech zaparło i serce najpierw zamarło jej w piersi, a potem załomotało znów boleśnie.
 Ta butelka pochodziła z jego własnych zapasów?  szepnęła.
Kiedy wcześniej sugerowała, że Jack mógł mieć coś więcej wspólnego ze śmiercią Wenforda, niż mówił, tylko się z nim droczyła. Ale nagle żart przestał
być taki zabawny. Problem w tym, że poprzedniego wieczoru było tak miło, iż sama już nie była pewna, czy ma ochotę wierzyć w najgorsze plotki na
temat markiza Dansbury'ego. Był taki uroczy, dowcipny, nawet wielkoduszny, a Bóg jeden wie, że do tego przystojny jak sam diabeł. Czy takie
dżentelmeńskie zachowanie to tylko jeszcze jedna poza, którą zachciało mu się przybrać na ten wieczór, czy może  a rzadko to się zdarzało  pokazał się
prawdziwy Jack Faraday, nie miała pojęcia. Wzdrygnęła się, kiedy Bevins zaskrobal do drzwi.
 Panno Benton  powiedział uroczyście, podając jej tackę, na której leżał bilet wizytowy.  Lord Hutton pyta, czy znalazłaby pani dla niego chwilę
wolnego czasu.
 O, lord Hutton. To przecież jest Jacka....
 Przepraszam cię, Williamie  przerwała mu. Dużo już zawdzięczała dyskrecji Bevinsa i nie życzyła sobie powierzać mu więcej sekretów, niż było
absolutnie konieczne. Uśmiechnęła się, kiedy William popatrzył na nią podejrzliwie.  Obiecałam lordowi Hutton zraz róży Madame Hardy. Nie
zdawałam sobie sprawy, że aż tak mu na niej zależy.  Wstała i figlarnie poklepała brata po głowie.  Zaraz wrócę. I proszę, choć przez chwilę
powstrzymaj się od wpadania w tarapaty.
Richard stał w holu podziwiając bukiet herbacianych róż, które ustawiła tam w wazonie.
 Lord Penzance  powiedział.
 Wyjątkowo lubię ten gatunek.
 Ja również.  Ujął jej dłoń.  Proszę o wybaczenie mego natręctwa, ale przypadkiem tędy przechodziłem i pomyślałem...
 Zachwycona jestem, że pan wpadł  powiedziała Lilith ciepło, wdzięczna za chwilę rozrywki. Pod nieobecność markiza Dansbury'ego lorda Huttona
charakteryzowała taka sama serdeczność, jaką ceniła sobie u jego żony.  Czy miałby pan ochotę na filiżankę herbaty?
Hutton potrząsnął głową.  Naprawdę brak mi czasu, ale dziękuję pani.  A więc proszę pozwolić, że pokażę panu moje skarby. Podziw, jaki lord Hutton
okazywał dla różanego ogrodu, sprawił jej ogromną przyjemność. Na dodatek mogła jego obecność wykorzystać w innym, bardziej praktycznym celu.
 Nie zdawałam sobie sprawy, że markiz Dansbury jest pana krewnym  powiedziała, zacierając ręce z zimna i usiłując stłumić głos wewnętrzny, który
informował ją, że jest podstępną manipulatorką. Ostatecznie ogień należy zwalczać ogniem.
 Jest  odpowiedział hrabia krótko i zerknął na nią, a dopiero potem wrócił do wybierania zrazów.  To właśnie Jack przedstawił mnie Alison. Czy
mógłbym może otrzymać od pani zraz Annę of Gierstein?
 Ależ oczywiście.  Lilith podała mu sekator.  Wydaje się takim... niezależnym człowiekiem  ośmieliła się powiedzieć.
 To muszę przyznać.  Richard wbił sobie w palec cierń i skrzywił się.  Jack więcej ludzi poobrażał i więcej narobił zamieszania niż lis w kurniku.
Najwyrazniej uczucia lorda Huttona również uraził.
 Mam wrażenie, że on i Remdale'owie nie zgadzają się ze sobą.
Znowu na nią zerknął.
 Nie, nie zgadzają się. Historia ma swoje korzenie w zamierzchłej przeszłości; coś tam było z jakimś kawałkiem ziemi, o którą dziadek Jacka założył się i
przegrał, a teraz Remdale'owie nie chcą jej odsprzedać. I mało prawdopodobne, żeby okazali się chętni, skoro Jack nie przestaje sobie robić z Wenforda
wroga.
Lilith nagle pożałowała, że Richard jest tak rozmowny. Może Jack miał jednak jakiś powód, żeby się pozbyć Wenforda. Było to nie do pomyślenia, ale
nie mogła przecież ignorować tego, czego się dowiedziała, zwłaszcza że wiedziała też o butelce portwajnu.
Ta ostatnia informacja nie dawała jej spokoju przez całe rano, a chociaż w południe ociepliło się i znalazły sobie z Pen i lady Sanford uroczą kawiarenkę
na świeżym powietrzu, przez cały czas trwania lunchu czuła się rozstrojona tym, co usłyszała od Richarda. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cyklista.xlx.pl
  • Cytat

    Do wzniosłych (rzeczy) poprzez (rzeczy) trudne (ciasne). (Ad augusta per angusta). (Ad augusta per angusta)

    Meta