[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tych drzwiach samochodu. Ale co tu robią Edward i ten jego zespół naukow-
ców?
Masz rację, nie powinieneś pytać. O szczegółach nie mogę ci powiedzieć,
bo przyrzekłam zachować sekret. Ale nie jest tajemnicą, że pracują nad nowym
lekiem. Edward założył laboratorium w starych stajniach.
Niegłupi pomysł. To bajeczne miejsce na laboratorium naukowe.
Wsiadał już do samochodu, kiedy zatrzymała go z kolei Kim.
Chcę cię o coś zapytać. Czy prawo zabrania naukowcom przyjmowania
leków eksperymentalnych, zanim jeszcze zostały poddane próbom klinicznym?
Przepisy FDA zabraniają podawania ich ochotnikom. Ale jeśli biorą je sa-
mi naukowcy, to chyba jest to poza ich jurysdykcją. Nie wyobrażam sobie jed-
211
nak, żeby mogli coś takiego usankcjonować. Przypuszczam, że robiliby trudności
z wydaniem zezwolenia na wprowadzenie takiego leku do badań klinicznych.
Fatalnie zmartwiła się Kim. Miałam nadzieję, że to jest wyraznie
zakazane.
Chyba nie trzeba być genialnym naukowcem, żeby się domyślić, dlaczego
cię to interesuje.
Ja niczego nie powiedziałam. I będę ci wdzięczna, jeśli ty też będziesz
milczał.
Komu miałbym powiedzieć? zadał jej retoryczne pytanie. Zawahał się
chwilę, po czym spytał jeszcze: Czy oni wszyscy biorą ten lek?
Naprawdę nie chcę o tym mówić.
Jeśli wszyscy, to powstaje specyficzny problem etyczny. Kwestia swego
rodzaju przymusu w stosunku do niższych rangą członków zespołu.
Nie sądzę, żeby w grę wchodził jakikolwiek przymus. Raczej zbiorowa
histeria, ale nikt tam nikogo do niczego nie zmusza.
Tak czy owak branie nie przebadanego leku to niezbyt mądre posunięcie.
Jest ogromne ryzyko nieprzewidzianych działań ubocznych. Przecież właśnie stąd
się wzięły te wszystkie przepisy.
Miło mi było znowu cię zobaczyć powiedziała Kim zmieniając temat.
Cieszę się, że możemy pozostać przyjaciółmi.
Sam bym tego lepiej nie ujął uśmiechnął się Kinnard.
Ruszył, a Kim pomachała mu ręką. Pomachała jeszcze raz, gdy jego samochód
znikał za drzewami. %7łałowała, że odjechał. Jego niespodziewana wizyta przynio-
sła jej tak potrzebne wytchnienie.
Wróciła do zamku i wspięła się na poddasze. Wciąż radowała się miłym na-
strojem, w jaki wprawiły ją odwiedziny Kinnarda, i nagle przypomniała sobie
o zdumiewającym zachowaniu Edwarda. Pamiętała przecież, że gdy zaczynali się
spotykać, Edward reagował na samo imię Kinnarda atakami zazdrości. Tym bar-
dziej zaskakująca była jego dzisiejsza reakcja. Skłoniło to Kim do zastanowienia,
czy kiedy następnym razem będą sami, ma się liczyć ze spóznioną awanturą.
Pod wieczór Kim dojrzała do zaprzestania poszukiwań. Wyprostowała się
i rozciągnęła zbolałe mięśnie. Ku swemu zmartwieniu nie znalazła żadnego inte-
resującego ją materiału ani w szufladzie, ani w szafce, ani nawet w bezpośrednim
sąsiedztwie miejsca, z którego Kinnard wyciągnął list Jonathana. Tym bardziej
imponujące wydało jej się jego znalezisko.
Opuściła zamek i ruszyła przez pola w kierunku domu. Słońce stało już nisko
na zachodnim niebie. Jesień w pełni, niedługo nadejdzie zima. Wracając zastana-
wiała się leniwie, co zje na obiad.
Była już prawie na miejscu, kiedy dobiegły ją z oddali ożywione głosy. Od-
212
wróciwszy się zobaczyła, że Edward i jego zespół wychynęli ze swojego odosob-
nienia w laboratorium.
Kim, zaintrygowana, stanęła i patrzyła, jak cala grupa się zbliża. Nawet z tej
odległości łatwo było poznać, że wygłupiają się i dokazują jak uczniowie na prze-
rwie. Słyszała śmiechy i okrzyki. Mężczyzni, oprócz Edwarda, rzucali do siebie
piłkę.
W pierwszej chwili Kim przyszło do głowy, że dokonali jakiegoś epokowego
odkrycia. Im bliżej byli, tym większej nabierała pewności. Nigdy nie widziała ich
w tak dobrych humorach. Ale gdy byli już na tyle blisko, że dało się rozróżnić
słowa, Edward wyprowadził ją z błędu.
Zobacz, coś zrobiła z moim zespołem! zawołał do Kim. Właśnie po-
wiedziałem im o twojej propozycji, żeby zamieszkali w zamku, a oni zwariowali
z radości.
Cała grupa zbliżywszy się wzniosła trzykrotny okrzyk: Hiphip, hurra! i za-
kończyła głośnym śmiechem.
Kim mimowolnie odpowiedziała uśmiechem. Ich radość była zarazliwa. Byli
jak studenci na rajdzie turystycznym.
Są do głębi wzruszeni twoją gościnnością wyjaśnił Edward. Doce-
niają uprzejmość, jaką im wyświadczasz. Curt już nawet przespał kilka nocy na
podłodze laboratorium.
Fajnie jesteś ubrana powiedział Curt do Kim.
Kim spojrzała na swoją skórzaną kamizelkę i dżinsy. Doprawdy nic szczegól-
nego.
Dziękuję powiedziała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]