pdf > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się węchem.
Uznała, że wyjście główną bramą będzie zbyt ryzykowne.
Dubchek mógł polecić policjantom zatrzymanie jej. Weszła
do zatłoczonej stołówki i skierowała się prosto do kuchni.
Kilka osób z obsługi posłało jej zdumione spojrzenia, lecz
nikt jej nie zaczepił. Zgodnie z jej przewidywaniami, na ty-
łach kuchni znajdowała się rampa wyładunkowa, którą bez
przeszkód wyszła na zewnątrz, omijając po drodze ciężarów-
kę z mleczarni.
Zeskoczyła z rampy i szybko przebiegła na Madison Ave-
nue. Szła kawałek w kierunku północnym, następnie skręciła
na wschód, w spokojną uliczkę z drzewami po obu stronach.
Pieszych było tam niewielu, dzięki czemu Marissa upewniła
się, że nie jest śledzona. Kiedy dotarła do Park Avenue, za-
trzymała taksówkę.
Aby ponownie sprawdzić, czy rzeczywiście nikt jej nie śle-
dzi, wysiadła przy Bloomingdale, przeszła kawałek do skle-
pu przy Trzeciej Alei, gdzie wsiadła w następną taksówkę.
Kiedy zajechała pod Essex House, była przekonana, że przy-
najmniej przez jakiś czas może się czuć bezpieczna.
Stanąwszy przed drzwiami swojego pokoju, na których
nadal wisiała wywieszka "Nie przeszkadzać", Marissa za-
wahała się mimo iż zameldowała się pod zmienionym na-
zwiskiem, dręczyło ją wspomnienie z Chicago. Ostrożnie ot-
worzyła drzwi, uważnie rozglądając się po pokoju, nim do
niego weszła. Następnie zastawiła otwarte drzwi krzesłem
i starannie przeszukała pokój. Sprawdziła pod łóżkiem,
232
w szafie i w łazience - wszystko było na swoim miejscu.
Zadowolona z inspekcji, Marissa zamknęła drzwi na wszys-
tkie możliwe rygle i zamki.
15
23 maja - ciąg dalszy
Na śniadanie Marissa uraczyła się pokazną porcją świe-
żych owoców zamówionych do pokoju. Obierała jabłka spe-
cjalnie do tego celu przeznaczonym nożem. Teraz, kiedy
sprawdziły się jej podejrzenia, nie bardzo wiedziała, jak się
dalej zachować. Jedynym wyjściem wydawało się skontak-
towanie z wynajętym przez Ralpha prawnikiem i opowiedze-
nie mu wszystkiego, co wiedziała, to znaczy że pewna grupa
prawicowych lekarzy wprowadzała Ebolę do prywatnych
klinik w celu podważenia autorytetu tych instytucji w oczach
opinii publicznej. Mogłaby przekazać mu skromne dowody,
które posiadała, i pozwolić zatroszczyć się o resztę. Może
wskazałby on jakieś bezpieczne miejsce, gdzie mogłaby prze-
czekać, aż sprawa zostanie wyjaśniona.
Odłożyła jabłko i sięgnęła po telefon. Podjąwszy decy-
zję, od razu poczuła się lepiej. Wybrała numer biura Ral-
pha i, ku swemu zadowoleniu, została połączona bezpo-
średnio.
 Moja sekretarka otrzymała szczegółowe wskazów-
ki - wyjaśnił Ralph. - Na wszelki wypadek, gdybyś jesz-
cze nie wiedziała, chciałbym ci powiedzieć, że troszczę się
o ciebie.
 Jesteś słodki - jego dowód sympatii rozczulił ją.
W mgnieniu oka straciła panowanie nad emocjami, które
udawało jej się tak długo utrzymać. Poczuła się jak dziecko,
które upadło, lecz nie płacze, dopóki nie pojawi się matka.
 Czy wracasz dziś do domu?
 To zależy... - Marissa przygryzła dolną wargę i wzię-
ła głęboki oddech. - Czy sądzisz, że będę mogła od razu
porozmawiać z prawnikiem?
233

Nie - odparł Ralph. - Dziś rano dzwoniłem do jego
biura. Powiedziano mi, że wyjechał z miasta i wróci dopiero
jutro.
 To niedobrze - głos Marissy załamał się.
 Marisso, czy wszystko w porządku? - zaniepokoił się
Ralph.
 Bywałam już w lepszej kondycji - przyznała. - Mia-
łam straszne przeżycia.
 Co się stało?
 Nie mogę ci teraz wyjaśnić - powiedziała, czując, że
jeśli zacznie opowiadać, natychmiast wybuchnie płaczem.
 Posłuchaj - rzekł Ralph. - Chcę, żebyś natychmiast
tu przyleciała. Byłem przeciwny twojej podróży do Nowego
Jorku. Czy znowu wpadłaś na Dubcheka?
 Gorzej - odparła Marissa.
 To przesądza sprawę - skwitował Ralph. - Wracaj
pierwszym samolotem. Przyjadę na lotnisko.
Był to kuszący pomysł i Marissa właśnie zamierzała od-
powiedzieć, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Dziewczyna
zamarła.
Pukanie powtórzyło się.
 Marisso, jesteś tam? - zapytał Ralph.
 Chwileczkę - rzuciła do słuchawki. - Ktoś puka do
drzwi. Nie rozłączaj się.
Odłożyła słuchawkę na nocny stolik i ostrożnie podeszła
do drzwi.
 Kto tam? - zapytała.
 Przesyłka dla panny Kendrick.-Marissa uchyliła drzwi
na szerokość, którą uznała za bezpieczną. Na zewnątrz stał boy
w liberii, trzymając duży pakunek zawinięty w biały papier.
Zaintrygowana Marissa kazała chłopcu poczekać, a sama
wróciła do sypialni i podniosła słuchawkę. Powiedziała, że
ktoś do niej przyszedł i że zadzwoni, kiedy tylko dowie się,
którym lotem będzie wracać do Atlanty.
 Obiecujesz? - zapytał.
 Obiecuję - potwierdziła.
Podeszła do drzwi i wyjrzała na korytarz. Chłopiec stał
oparty niedbale o ścianę, w rękach nadal trzymał pakunek.
234
Kto mógł posyłać kwiaty "pannie Kendrick", skoro, o ile
Marissa dobrze pamiętała, jej koleżanka żyła szczęśliwie na
Zachodnim Wybrzeżu?
Zadzwoniła na dół do recepcji i spytała, czy ktoś przyniósł
jej kwiaty. Recepcjonista potwierdził. Tak, boy właśnie nie-
sie kwiaty do jej pokoju.
Marissa poczuła się nieco pewniej, lecz nie na tyle, by
zdjąć łańcuch. Zawołała na chłopca przez szczelinę:
 Przepraszam cię bardzo, ale czy mógłbyś zostawić te
kwiaty pod drzwiami? Nie mogę ich teraz odebrać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cyklista.xlx.pl
  • Cytat

    Do wzniosłych (rzeczy) poprzez (rzeczy) trudne (ciasne). (Ad augusta per angusta). (Ad augusta per angusta)

    Meta