[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kocha. Myślał o planowanej ceremonii jak o kolejnym wydarzeniu, w którym
trzeba uczestniczyć, następnym zobowiązaniu do wypełnienia, ale
najwyrazniej Gina widziała w niej symboliczny religijny akt połączenia się
dwojga osób.
On w ogóle nie myślał o przysiędze. Skupił się na tym, jak będzie dumny,
stojąc obok kobiety, która wypełniła jego życie miłością i wniosła do niego
tyle radości.
Przyjął te dary, nie wierząc swemu szczęściu, i zranił ją swoją
bezmyślnością i egoizmem. A wolałby przecież uciąć sobie rękę, niż
przysporzyć jej bólu. Kochał ją tak mocno. Oszołomiony tym odkryciem,
powtarzał te słowa raz po raz: kocha ją.
Zawsze wierzył, że nie wie, czym jest miłość i jak ją rozpoznać. I miał
rację - to, co czuł do Grace, było tylko cieniem uczuć, które wzbudzała w nim
Gina. Miłość to coś więcej niż przyjazń i zgodność upodobań. Miłość to pasja
fizyczna i duchowa. Pragnienie, aby spędzać każdą chwilę dnia z ukochaną,
być przy niej na dobre i złe i cieszyć się każdym wspólnym doświadczeniem.
Jeśli to właśnie czuła Gina, rozumiał, dlaczego powtarzała mu to przy
każdej nadarzającej się okazji. W jej ustach nie był to wyświechtany frazes, ale
130
S
R
wyznanie płynące z głębi serca. Jaki był głupi, że nie rozpoznał różnicy i
pozwolił, aby zaślepił go cynizm. Zranił ją, a jeśli Gina nie zdoła mu
wybaczyć, będzie musiał to zrozumieć.
Nagle pojął, co musi zrobić - wynagrodzi jej to. Poprosi Henriego o
przygotowanie romantycznej kolacji przy świecach. Chociaż nie, nie będzie
czekał do wieczora. Powie jej wszystko teraz.
Poderwał się z miejsca, ale usiadł, bo przypomniał sobie o zebraniu
komisji budżetowej. Nie może go odwołać bez podania naprawdę poważnej
przyczyny. A konieczność odbycia prywatnej rozmowy z żoną chyba nie
będzie za taką poczytana.
Po raz kolejny w jego życiu obowiązek wygrywał z życiem prywatnym.
To tylko godzina, pocieszał się. Potem wyjaśni wszystko miłości swojego
życia.
- Pani doktor, naprawdę mnie boli. Musi pani coś zrobić. -
Czterdziestopięcioletni kierowca ciężarówki pochylił się do przodu, ściskając
brzuch.
Gina zdążyła już przeprowadzić badanie i nie znalazła niczego
podejrzanego. Wątroba nie była powiększona, pacjent nie miał gorączki ani
żółtaczki, żadnych objawów jelitowych ani skurczy, tylko nadwrażliwość na
dotyk w prawym górnym kwadrancie. Nie miała pojęcia, skąd się bierze ból.
- Zlecę badanie krwi - poinformowała. - Sprawdzimy, jak funkcjonują
nerki i trzustka. Wyniki pozwolą nam wyeliminować niektóre możliwe
przyczyny pana dolegliwości.
Sama pobrała próbkę i zaniosła ją do dyżurki.
- Potrzebne mi elektrolity, amylaza, pełna morfologia, poziom glukozy,
kreatynina i próby wątrobowe - powiedziała do Lucy. - Pobierz, proszę,
również próbkę moczu i dowiedz się, co z EKG.
131
S
R
- Już się robi. - Lucy chwyciła za słuchawkę, a Gina wróciła do pacjenta.
- Wyniki będą za godzinę. W międzyczasie pobierzemy jeszcze próbkę
moczu i prześwietlimy brzuch. A potem chwilę pan odpocznie.
Kończyła mówić, gdy nagle rozległ się huk, a potem sufit i ściany zaczęły
walić się jej na głowę. Instynktownie próbowała osłonić ją ramionami, ale było
za pózno. Coś uderzyło ją w skroń i ogarnęła ją ciemność.
Ruark niecierpliwie stukał końcówką pióra w kopię planu budżetowego.
Dyskusja się przeciągała. Zrozumiał, że będzie miał szczęście, jeśli zdoła się
wyrwać przed południem.
Do pokoju weszła sekretarka Lansinga i Ruark z trudem stłumił jęk.
Kobieta przerwała im już dwa razy i najwyrazniej zamierzała to zrobić znów.
Podała doktorowi Lansingowi notatkę. Ten zmarszczył czoło.
- Kiedy to się stało?
- Mniej więcej dziesięć minut temu. Linie telefoniczne w izbie przyjęć
nie działają. Dopiero się dowiedzieliśmy.
Ruark usłyszał nazwę swego oddziału i wstał zaniepokojony.
- Coś nie tak?
- Lepiej biegnij na dół - odparł Lansing ponuro. - Ktoś właśnie wbił się
samochodem w izbę przyjęć.
Gina.
Ruark pobiegł do wyjścia.
- Są ranni? - zapytał w biegu.
- Nie wiemy. Chyba wciąż próbują się wszystkich doliczyć. Zaraz
podeślę wam cały wolny personel...
Ruark nie czekał, aż jego szef skończy mówić. Minął windę i zbiegł na
dół po schodach, docierając na oddział w rekordowym czasie.
132
S
R
Scena, którą zastał, przypominała miejsce klęski żywiołowej. W
powietrzu wisiała chmura gęstego pyłu, a na końcu korytarza stał pokryty
gruzem, rozbity samochód terenowy, za którym nie było już ściany, tylko
parking dla gości.
Personel miotał się jak w ukropie. Budynek został uszkodzony w
znacznym stopniu, wszędzie walały się odłamki drewna, stali i cegieł.
Największemu zniszczeniu uległy dwie sale, przez które samochód dosłownie
przejechał. Ludzie byli wstrząśnięci, pokryci pyłem, wielu przyciskało do
krwawiących twarzy i kończyn opatrunki, ale Ruarkowi wydało się na
pierwszy rzut oka, że nie ma ofiar, a większość urazów jest powierzchowna.
- Gdzie jest doktor Sutton? - zapytał przechodzącą obok pielęgniarkę.
- Nie widziałam jej.
Niezniszczone sale były pełne personelu i pacjentów, ale nigdzie nie
znalazł Giny. Nikt nie pamiętał, kiedy i gdzie widziano ją po raz ostatni.
Szukał jej z zaciekłą determinacją, w nadziei, że może wyszła na radiologię
albo do kawiarni, ale instynkt podpowiadał mu, że jest w izbie przyjęć.
Znalazł Lucy przy największej kupie gruzów, z jeszcze jedną
pielęgniarką, Hugh i Joachimem. Pracowali zgodnie, usuwając kawałki sufitu i
ścian.
- Gdzie jest Gina?
Twarz Lucy była blada jak kreda. Jej oczy rozszerzyły się z niepokoju,
gdy wskazała na stertę odłamków.
- Pod tym. Nie możemy doliczyć się tylko jej i jej pacjenta.
Przeszył go lęk, jakiego nie doświadczył nigdy wcześniej, ale zdołał się
opanować. Musi być spokojny, bo w przeciwnym razie nie zdoła jej pomóc,
gdy w końcu ją odnajdzie.
133
S
R
- Przynieś zestaw ratunkowy i kołnierz ortopedyczny - nakazał
pielęgniarce. Gdy wykonała polecenie, zajął jej miejsce pomiędzy swoimi
ludzmi.
- Wasza Wysokość - odezwał się Hugh - powinien pan się odsunąć i
pozwolić nam się tym zająć.
- Nie ma mowy, zostaję.
Słysząc determinację w jego głosie, Hugh przytaknął i wrócił do pracy,
jakby wiedział, że Ruark nie posłucha.
- To było zdumiewające - rzekła Lucy. Jej głos drżał. - Nie wiedzieliśmy,
co w nas uderzyło, dopóki nie zobaczyliśmy samochodu.
- Ktoś sprawdził, co z kierowcą?
Joachim nie zamierzał na próżno marnować oddechu, który wolał
spożytkować na podnoszenie kolejnych warstw tynku.
- Trup.
- Podejrzewamy, że miał zawał i zmarł, zanim wbił się w budynek.
- Widzę rękę - oznajmił Hugh.
Ruark wstrzymał oddech, bojąc się tego, co właśnie znalezli, i tego, że to
nie była Gina. Chciał przedrzeć się przez drewno i cegły, aby jej dosięgnąć, ale
tymczasem byli skazani na grę w bierki. Tylko powolne i metodyczne
uprzątanie pobojowiska może uchronić je przed całkowitym zawaleniem.
Kilka minut pózniej zdołali odkopać Ginę i jej pacjenta, pogrzebanych
pod regałami, które się na nich przewróciły.
- Gina? - zawołał Ruark, gdy podnosili pacjenta, który leżał przed nią.
Nie odpowiadała.
Gdy tylko ułożyli poszkodowanego na noszach i przetransportowali w
bezpieczniejsze miejsce, Ruark klęknął przy żonie.
134
S
R
Jej jęk był jak muzyka dla jego uszu. Wołał ją raz po raz, przebiegając
jednocześnie dłońmi po jej głowie i klatce piersiowej, podczas gdy inni
pracowali nadal, aby uwolnić jej nogi. Guz na czole, rozcięcie na linii włosów,
skaleczenia i sińce na ramionach, ale żadnych złamanych kości. Na razie.
- Wszystko... mnie boli - wyszeptała.
- Wiem, kochanie. Zaraz cię stąd wyciągniemy.
Po dziesięciu minutach była wolna. Unieruchomiono jej kręgosłup,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]