pdf > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie było w prosektorium żywego ducha, zdolnego to zrobić, rozumiesz? Chcemy tylko
wiedzieć, dlaczego? To wszystko. Dlaczego?
- Fresco - zwrócił się do swojego pomagiera Wall, zakrywając dłonią
słuchawkę.
- Tak, sir.
- To pan Maguire.
- Pan Maguire?
- Micky Maguire. Fresco pokiwał głową.
- Jest bardzo zaniepokojony.
- Ach tak? Z jakiego powodu?
- Sądzi, że został napadnięty przez faceta z prosektorium. Przez króla
pornografii.
- Glassa - podpowiedział Lenny. - Ronnie'ego Glassa.
- Ronalda Glassa, jak słyszałeś. - Wall wyszczerzył zęby.
- To absurd - stwierdził Fresco.
- Cóż, myślę, że powinniśmy służyć pomocą wybitnemu członkowi naszej
społeczności, nieprawdaż? Skocz do prosektorium, jeśli łaska. Upewnij się...
- Upewnić się?
- %7łe ten sukinsyn jeszcze tam leży...
- O!
Fresco wyszedł, zdziwiony, lecz posłuszny.
Lenny nic z tego nie rozumiał, ale mało go to obchodziło. Co to, do cholery,
miało z nim wspólnego? Zaczął bawić się swoimi jajami przez dziurę w lewej
kieszeni. Wall obserwował go z dezaprobatą.
- Nie rób tego - powiedział. - Będziesz mógł się zabawiać, ile tylko zechcesz,
jak wpakujemy cię do małej, ciepłej celi.
Fresco wrócił z prosektorium, nieco zadyszany.
- Jest tam - oznajmił, wyraznie podbudowany łatwością zadania.
- Oczywiście, że jest - rzekł Wall.
- Martwy jak dodo - uzupełnił Fresco.
- Co to jest dodo? - chciał wiedzieć Lenny. Fresco wyglądał na zmieszanego.
- Zwrot retoryczny - powiedział rozdrażniony.
Wall znów rozmawiał z Maguire'em. Facet na drugim końcu linii zdawał się
być przerażony i zapewnienia inspektora niewiele tu pomagały.
- Leży spokojnie na miejscu, Micky. Musiałeś się pomylić.
Lęk Maguire'a czuło się nawet przez telefon.
- Widziałem go, do cholery.
- Leży tu z dziurą w głowie, Micky. Jakim więc cudem mogłeś go widzieć?
- Nie wiem - przyznał Maguire.
- A więc...
- Słuchaj... Wpadnij do mnie przy okazji, dobrze? Umowa, jak zwykle. Miałbym
dla ciebie sympatyczną robótkę.
Wall nie lubił omawiać interesów przez telefon, robił się niespokojny.
- Pogadamy pózniej, Micky.
- OK. Zajrzysz?
- Zajrzą.
- Obiecujesz?
- Tak.
Wall odłożył słuchawkę i popatrzył na podejrzanego. Lenny znów grał w
kieszonkowy bilard. "Beznadziejnie durny bydlaczek, aż się prosi o kolejną rewizję" -
pomyślał.
- Fresco - zagruchał słodko Wall. - Byłbyś łaskaw nauczyć Lenny'ego, że nie
przystoi się tak zabawiać przed oficerami policji?
Maguire skrył się w swej twierdzy w Richmond. Płakał jak dziecko.
Widział Glassa, bez dwóch zdań. Wall mógł gadać, że ciało znajduje się w
prosektorium, ale on wiedział swoje. Glass nawiał, łaził na ulicy, mimo że Maguire
sam rozwalił sukinsynowi łeb.
Maguire był człowiekiem bogobojnym i wierzył w życie pozagrobowe, choć
nigdy do tej pory nie zastanawiał się, na czym ono polega. Oto pojawiła się
odpowiedz: cuchnący eterem sukinsyn o twarzy bez wyrazu - tak właśnie wygląda
życie po śmierci. To wszystko doprowadzało go do płaczu, bał się żyć, ale jeszcze
bardziej bał się umierać.
Dawno już wzeszło słońce, spokojny niedzielny ranek. Tu, w zaciszu
"Ponderosy" w świetle dnia nic mu się nie mogło przytrafić. To była jego twierdza,
zbudowana za ciężko zarobione pieniądze. Tu czuwał Norton, uzbrojony po zęby.
Pod każdą bramą warowały psy. Nikt, czy żywy, czy martwy, nie odważyłby się
zakwestionować jego władzy nad tym terytorium. Tutaj, pośród portretów swoich
idoli, Louisa B. Mayera, Dillingera i Churchilla, pośród rodziny, pośród kosztownych
bibelotów, pieniędzy i dzieł sztuki, był panem. Jeżeli ten szalony księgowy przyjdzie
tu po niego, oberwie na amen, duch czy nie duch. Finis.
Czyż w końcu nie był Michaelem Roscoe Maguire'em, twórcą imperium?
Zrodzony w nędzy, osiągnął zaszczyty. Swoje mroczne skłonności ujawniał tylko raz
na jakiś czas, i to w ściśle określonych okolicznościach, tak jak podczas egzekucji
Glassa. Ten mały spektakl dostarczył mu niekłamanej przyjemności, to zabicie
cierpiącego zawierało w sobie ogrom litości, było prawdziwym coup de grace. Ale to
gwałtowne życie istniało gdzieś obok. Teraz czuł się członkiem burżuazji,
bezpiecznym w swojej fortecy.
Raquel obudziła się o ósmej i zaczęła robić śniadanie.
- Zjesz coś? - zapytała Maguire'a. Potrząsnął głową. Za bardzo bolał go
przełyk.
- Kawy?
- Tak.
- Podać ci tutaj?
Potwierdził. Lubił przesiadywać przy oknie wychodzącym na trawnik i
szklarnię. Robiło się coraz cieplej, tłuste chmury-baranki brykały, popychane przez
wiatr, a ich cienie kładły się na doskonałej zieleni trawników. "Może powinienem
zacząć malować - pomyślał. - Podobnie jak Winston. Przenosić na płótno ulubione
pejzaże, może widok ogrodu czy nawet akt Raquel, utrwalić go, zanim jej cycki
zwiotczeją tak, że nikt nie zdoła im pomóc."
- Dobrze się czujesz? - zapytała.
"Głupia suka. Jasne, że nie czuję się dobrze."
- Pewnie - odpowiedział.
- Masz gościa.
- Co? - Aż wyprostował się w skórzanym fotelu. - Kto taki?
Uśmiechnęła się do niego.
- Trący - powiedziała. - Chce, żebyś ją przytulił. Wypuścił z sykiem powietrze.
"Głupia, głupia suka."
- Mogę ją tu wpuścić?
- Pewnie.
"Mała wpadka", jak ją lubił nazywać, stała w drzwiach, ubrana jeszcze w
szlafroczek.
- Cześć, tatusiu.
- Czołem, kochanie.
Popłynęła ku niemu przez pokój. Pomniejszona kopia matki.
- Mama mówi, że jesteś chory.
- Już mi lepiej.
- Cieszę się.
- Ja również.
- Pójdziemy dziś na spacer?
- Może.
- Obejrzymy jarmark?
- Może.
Wydęła rozkosznie usta, perfekcyjnie kontrolując efekt. Znów sztuczka
Raquel. Miał tylko nadzieję, że Trący nie wyrośnie na taką idiotkę, jak jej matka.
- Zobaczymy - powiedział, starając się zasugerować "tak", choć wiedział, że
mówi "nie".
Wspięła się na jego kolano. Przez jakiś czas poddawał się figlom tej
pięciolatki, potem odesłał ją, by się ogarnęła. Od mówienia bolało go gardło, poza
tym tego dnia nie czuł się najlepiej w roli kochającego ojca.
I znów samotny, wpatrywał się w tańczące na trawniku cienie.
Tuż po jedenastej rozszczekały się psy. W chwilę pózniej umilkły. Wstał, żeby
poszukać Nortona. Był w kuchni, siedział wraz z Trący nad puzzlami. "Wóz z sianem"
z dwóch tysięcy kawałków. Jedna z ulubionych układanek Raquel.
- Sprawdziłeś psy, Norton?
- Nie, szefie.
- To zrób to, kurwa!
Rzadko przeklinał przy dziecku, ale tym razem aż kipiał. Norton zaskoczył od
razu. Kiedy otworzył drzwi kuchenne, Maguire'a owionął zapach dnia. Kusiło go, żeby
wyjść przed dom. Jednakże w szczekaniu psów było coś, co sprawiło, że zahuczało
mu w głowie, a w dłoniach poczuł mrowienie. Trący pochyliła się nad puzzlami, w na-
pięciu czekając, czy ojciec wybuchnie gniewem. Nie odezwał się jednak słowem.
Wrócił do salonu.
Ze swego fotela widział Nortona, kroczącego przez trawnik. Psy już umilkły.
Norton zniknął za szklarnią. Długa chwila oczekiwania. Maguire zaczął się już niepo-
koić, ale Norton znów się pojawił. Mówił coś, wzruszając ramionami. Maguire
otworzył rozsuwane drzwi i wyszedł na patio. Powietrze działało jak balsam.
- Co mówiłeś? - krzyknął do Nortona.
- Z psami wszystko w porządku - odkrzyknął zapytany.
Maguire rozluznił się. Oczywiście, że wszystko w porządku. Czemu nie
miałyby sobie poszczekać, od czego w końcu są? O mały włos nie zrobił z siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cyklista.xlx.pl
  • Cytat

    Do wzniosłych (rzeczy) poprzez (rzeczy) trudne (ciasne). (Ad augusta per angusta). (Ad augusta per angusta)

    Meta