[ Pobierz całość w formacie PDF ]
alejach. Oto jego pola, chude i nieobsiane. Znowu ogród, dach dworu i okno na facjatce, w którym
stoi teraz Anielka...
Już wszystko minęli. Pan Jan odetchnął.
- Mój kochany - rzekł do furmana - zdzieraj lepiej cugle, ażeby konie tak łbów nie zwieszały.
Wyglądają jak fornalskie!...
Potem zapalił cygaro i - uczuł się zupełnie zadowolonym. %7łona, Anielka i duchy domowe zostały
tam... tam już daleko. O!... tylko nie odwracajmy głowy w ich stronę... Przechodnie kłaniali mu się.
Przed chatą, obok drogi stojącą, jakaś matka bawiła drobnego syna. Ujrzawszy powóz posadziła
dziecko na kolanie jak na koniku i przytupując mówiła:
- Jak pan jedzie po obiedzie, sługa za nim ze śniadaniem... Tak chłop! tak chłop!
Na widok zabawy rodzinnej pan Jan uśmiechnął się szczerze, z głębi piersi. Nad nim świeciło słooce
i trzepotał się skowronek; wkoło pola dyszały życiem. Tylko tam daleko, za wzgórzem, za ogrodem,
został dom bez opieki, a w oknie facjatki Anielka wpatrująca się w ojcowski powóz, który wydawał się
w tej chwili nie większy od chrabąszcza.
Ząb wyrwany nie boli. Ten, który ucieka, nie czuje smutku opuszczonych.
ROZDZIAA DZIEWITY - Trwoga we wsi, skutkiem czego Gajda
płoszy wróble
Na drugi dzieo po wyjezdzie pana Jana gospodarz Józef Grzyb wstąpił do karczmy po wódkę. Zastał
Szmulową bardziej niż kiedy zamyśloną i Szmula, który ze złości krzyczał na dziewkę za to, że kieliszek
w zeszłym tygodniu stłukli goście.
Ledwie Grzyb stanął w izbie, odezwał się do niego Szmul z ironicznym uśmiechem:
- No, cieszta się, gospodarze! będzie nowy dziedzic...
- Może i tak? - odparł Grzyb i zadumał się.
- Będziecie mieli we wsi gorzelnią, młyn...
- Nam z tego nic, ale wy, Szmulu, wygracie, bo ten młyn, któregoście tak pożądali, wezmiecie w
arendę...
%7łyd wybuchnął.
61
- Taki to będzie mój młyn, jak wasz las! - zawołał. - Aj! głupie ludzie, co wyśta sobie narobili...
- Albo co? - spytał zaniepokojony Grzyb.
- Jak to co? Pao dobra sprzedaje Niemcowi, a on zapowiedział, że mnie wygna zaraz z pachtu, a za
rok z karczmy...
- No to was, a nom co do tego?...
- To do tego, że już się Niemiec dowiedział, jako wy i połowy tego nie mata prawa użytkowad, z
czego użytkujecie...
- Ale!
- Jakie ale?... Tu nie ma żadnego ale, tu są tabele... Dziedzic was rozpuścił, bo mu brakło pieniędzy
na gajowych i polowych. Robiliście, co wam sie ino podobało, i chcieliście jeszcze po pięd mórg. A
teraz - niech ja diabła zjem, jeżeli wy chod po dwa dostaniecie.
- To się zobaczy! - mruknął Grzyb. - Jak nas Szwab zacznie krzywdzid, to się nie damy.
- Kiej on was nie skrzywdzi, ino wy krzywdziliście starego dziedzica. Nowy wezmie tylko swoje,
sprowadzi komisarza, naczelnika, a jak który z was złamie mu jedną gałązkę nadto - wpakuje go do
kryminału. Aleśta sami tego chcieli - kooczył %7łyd.
- Bo to prawda?
- Co ma byd nieprawda? Przecie w tę niedzielę wyśta najwięcej gadali, żeby się nie godzid albo
godzid się na pięd morgów, chod was mitygował Olejarz. Aj! to chłop mądry, ale wy nic a nic rozumu
nie mata...
Grzybowi zrobiło sie niedobrze. Miał kupid cztery flasze wódki, ale po tych wiadomościach wziął
tylko trzy, a wróciwszy do domu począł chodzid od chaty do chaty i powtarzad, co słyszał.
Inni gospodarze martwili się, klęli lub odgrażali. Byli jednak i tacy, którzy w wieści tej widzieli
intrygę Szmula wymyśloną w celu skłonienia ich do łatwiejszej zgody z dziedzicem.
Ale już nazajutrz najwytrwalsi optymiści stracili nadzieję. Od samego bowiem rana przyjechało z
miasta gubemialnego aż trzech Niemców i ci zaczęli wieś oglądad. Do dworu nie wstępowali,
natomiast obeszli las, rzeczkę i pola chłopskie. Gdy ich we wsi ujrzano, cały tłum gospodarzy, kobiet i
dzieci począł za nimi chodzid. Oni nawet nie zważali na to.
Takie postępowanie zatrwożyło gospodarzy.
- Oj, coś idzie na złe - mówił jeden. - Nasz dziedzic, jakeśwa mu drogę zachodzili, to się czasem
złościł, a te pludrzyska chichoczą ino między sobą. Widad kpią se z nas...
- A może by którego kłonicą przeżegnad?...
- Ale... Nie widzisz to, głupi, jakie rury przy sobie noszą? Jeszcze by cię zabił, nim byś się zamierzył!
62
Gdy Niemcy odjechali, nie wstępując nawet do karczmy, gromada po krótkiej naradzie postanowiła
wysład deputacją do dworu. Wybrano trzech najzacniejszych: Grzyba, który w niedzielę odradzał
układy, a dziś się nawrócił, Szymona Olejarza, który od początku radził zgodę ze dworem, i Jana
Samca, owego kołtuniastego, co nad nim żona przewodziła, ale który miał we wsi najwięcej gruntu.
Grzyb i Olejarz byli na miejscu, ale Samiec siedział w chałupie i kołysał dziecko, wedle rozkazu żony.
Poszli więc do niego dwaj deputaci i jeszcze kilku, a za nimi sporo bab. Olejarz opowiedział
kołtuniastemu, że idą do dworu godzid się, że gromada i jego, niby Samca, także wybrała na ten cel,
jako człeka statecznego. Skooczywszy mowę swoją Olejarz spytał:
- Cóż, pójdzieta, kumie?
Samiec wstał od kołyski, poszedł do komory i wyciągnął stamtąd nowiusieoką sukmanę. Ledwie ją
wciągnął na jeden rękaw, a żona w krzyk:
- Co ty, kaprawcze jakiś (Samca oczy wciąż bolały), będziesz się tu wybierał?... Ja ci dam podpisy! Ja
ci dam zgody!... Siadaj zara i kołysz Zośkę...
Gromada milczała, a baby ciekawie zaglądały przez okna i drzwi. I Samiec jakoś stał, nie mogąc
zdecydowad się ani na wciągnięcie drugiego rękawa, ani zdjęcie sukmany.
%7łona widząc to chwyciła kijankę i dalej prad nią Samca:
- A ty kaprawcze!... a ty kołtuniarzu!... Ty stary dziadzie!... To ty myślisz, żeś se wziął młodą żonę
ino na zabawę!... A siadaj do kołyski, kiej ci się dzieci chciało!...
I znowu go to z przodu, to z tyłu, aż mu kołtuny zasłoniły twarz i czerwone oczy.
Chłop w milczeniu sukmanę na drugą rękę wciągnął, kołtuny odgarnął i - jak plunie w garśd, jak
złapie babę za łeb, jak zacznie obracad!... Chryste, ratuj!... Chustka z niej poszła w kąt, kijanka na
półkę, aż dwa garnki spadły na ziemię.
- Dajcież spokój, Janie! - wołały baby.
- Walcie, kumie, póki nie zacznie prosid - radzili chłopi.
Ale Samiec niczyjej rady nie słuchał, tylko wedle własnego rozumienia rzeczy, wyturbowawszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]