[ Pobierz całość w formacie PDF ]
znalazłem go wcale po powrocie. I gdzież, jak pan
sądzi, go odnalazłem? Na pół mili na oceanie płynął
w jednej z naszych łodzi, chciał odjechać. Nie wiem
nawet, w jaki sposób zdołał odpłynąć na tak
wspaniały dystans od brzegu, gdyż miał tylko jedno
wiosło, którym zataczał najspokojniej kręgi wokoło.
- Kiedy jeden z marynarzy dowiózł mnie do niego w
innej łodzi, profesor prawie oburzył się na moją
propozycję, byśmy zaraz, po wracali do brzegu.
"Dziwię się bardzo, że pan, jako człowiek sam
należący do świata naukowego, masz pan odwagę
przeszkadzać w ten sposób postępowi wiedzy... Z
pewnych faktów astronomicznych, które
drobiazgowo badałem w czasie szeregu ubiegłych
podzwrotnikowych nocy, wywnioskowałem
całkowicie nową hipotezę nebularną, która bez
wątpienia zadziwi cały uczony świat. Chciałbym
zajrzeć do pewnej wybornej monografii o hipotezie
Laplace'a, która, jak wiem, znajduje się w pewnej
prywatnej bibliotece w Nowym Jorku. A pańskie
wtrącenie się do sprawy, panie Philander, sprowadzi
niepowetowaną zwłokę, gdyż właśnie płynąłem, by
dostać do rąk tę monografię". Z największą,
trudnością udało mi się bez odwołania się do użycia
siły nakłonić go do powrotu na brzeg - kończył pan
Philander.
Panna Strong i jej matka zachowywały się dzielnie i
nie okazywały strachu wobec możliwego napadu
drapieżnych zwierząt. Nie godziły się tak łatwo jak
inni na tłumaczenie, że Janina, Clayton i pan Turan
zostali przyjęci na pokład przepływającego okrętu i
byli ocaleni.
Esmeralda Janiny Porter opływała wciąż we łzach z
powodu okrutnego losu, jaki rozłączył ją z jej
"słodką panienką".
Dobry humor nie opuścił ani na chwilę lorda
Tennigtona. Zachowywał się wciąż jak wesoły
gospodarz usiłujący zapewnić swym gościom wygody
i przyjemności. Względem ludzi z załogi jachtu
pozostał sprawiedliwym, lecz stanowczym dowódcą.
W dżungli równie dobrze jak na pokładzie "Lady
Alice" nie wynikały nigdy kwestie co do tego, komu
przysługiwało prawo decyzji w ważniejszych
sprawach i we wszystkich wydarzeniach
wymagających chłodnego rozważnego kierownictwa.
Gdyby kto spośród tej dobrze zorganizowanej i
czującej się stosunkowo bezpiecznie grupy rozbitków
ujrzał naszą trójkę przebywającą kilka mil na
południe, w poszarpanej odzieży, doznającą
ustawicznie uczucia strachu, trudno mu byłoby
poznać eleganckich członków dobranego
towarzystwa, które w wesołym usposobieniu śmiało
się i bawiło wspólnie na pokładzie statku "Lady
Alice".
Clayton i pan Turan utracili prawie całą odzież,
poszarpaną na cierniach krzaków i wśród splątanych
krzewów zbitej roślinności dżungli, przez jakie
musieli się przedzierać w poszukiwaniu pożywienia,
którego zdobycie stawało się rzeczą coraz
trudniejszą.
Janina Porter, ma się rozumieć, nie brała udziału w
tych uciążliwych wycieczkach, lecz ubiór jej mimo to
bardzo się zniszczył.
Clayton, z braku innego zajęcia, starannie gromadził
skóry każdego zwierzęcia, które zabili.
Rozpościerając je na pniach drzew i skrobiąc
dokładnie, utrzymywał je w dobrym stanie. Gdy
więc dawniejsze jego ubranie przestało okrywać
nagość ciała, zaczął zszywać niezgrabny ubiór ze
skór, używając ostrego kolca jako igły oraz mocnej
trawy i ścięgien zwierzęcych zamiast nici.
Owocem jego pracy był strój bez rękawów,
opadający prawie do kolan. Ponieważ był zszyty z
licznych niedużych skórek małych zwierząt,
wyglądał pstro i dziwnie, a przykry zapach, jaki się z
niego rozchodził, nie czynił tego ubioru zbyt miłym
nabytkiem do uzupełnienia garderoby. Przyszedł
jednak czas, że dla zachowania przyzwoitości
Clayton musiał się w ten ubiór odziać, a na jego
widok w tym stroju Janina Porter, pomimo całej
okropności ich położenia, nie mogła powstrzymać się
od serdecznego śmiechu.
Pózniej i Turan uznał za konieczne sporządzić sobie
taki pierwotny strój. W ten sposób, świecąc bosymi
nogami, z obrosłymi gęsto twarzami, wyglądali jak
ucieleśnienie przedhistorycznych przodków rasy
ludzkiej. Postępowanie Turana było zgodne z jego
wyglądem.
Po blisko dwu miesiącach takiej egzystencji spadło
na nich pierwsze wielkie nieszczęście. Poprzedziła je
przygoda, która o mało co nie położyła nagłego
końca cierpieniom obojga. Końca okrutnego i
strasznego na zawsze, jak to się dzieje w dżungli.
Turan w napadzie gorączki leżał w namiocie wśród
gałęzi drzew, gdzie mieli schronisko. Clayton wybrał
się o kilkaset kroków w dżunglę, poszukując
pożywienia. Gdy powracał, Janina Porter wyszła na
jego spotkanie. Za nim czołgał się przebiegły i
podstępny stary wyliniały lew. Od trzech dni
osłabione od starości członki nie zdołały zapewnić
pokarmu przepaścistemu żołądkowi. Już od miesięcy
jadał coraz rzadziej i oddalał się coraz dalej od
miejsc, które zwykle nawiedzał w poszukiwaniu
łatwiejszej zdobyczy. W końcu znalazł najsłabszą i
najbezbronniejszą w całej przyrodzie istotę - za
chwilę Numa zdobędzie sobie obiad.
Clayton, nic nie wiedząc o czyhającej na niego
śmierci, wyszedł z dżungli na otwartą przestrzeń
idąc ku Janinie. Stanął obok niej, na sto kroków od
krawędzi, gdzie rozpościerały się gęste krzaki
dżungli, gdy Janina spostrzegła za jego plecami
płowy łeb i złośliwe żółte oczy, a w chwilę potem
odchyliły się trawy i wielkie zwierzę wynurzyło się,
trzymając ku ziemi opuszczone nozdrza.
Janina tak się przeraziła, że nie mogła wydobyć
głosu, lecz jej wlepiony w jedno miejsce
przestraszony wzrok i szeroko rozwarte oczy były
równie wymowne jak wyrazy. Pośpieszny rzut oka za
siebie ukazał Claytonowi, w jakim beznadziejnym
byli położeniu. Lew stał w odległości nie większej jak
trzydzieści kroków od nich, a nie mieli gdzie się
schronić. Clayton trzymał w ręku mocny kij - broń
ta była tak mało skuteczna wobec zgłodniałego lwa,
jak dziecinna strzelba nabita przywiązanym
korkiem. Zrozumiał to Clayton.
%7łarłoczny Numa już od dawna przekonał się, że na
nic nie były przydatne jego ryki, gdy szukał
zdobyczy, teraz jednak, kiedy zdobycz była tak
pewna jak gdyby czuł już delikatne ciało w swych
łapach, które zachowywały siłę, rozwarł ogromną
paszczę i dał wyraz swej od dawna napiętej
wściekłości szeregiem ogłuszających ryków
wstrząsających powietrze.
- Uciekaj, Janino - wykrzyknął Clayton. - Zpiesz się!
Biegnij do kryjówki! - Porażone jednak wskutek
strachu członki odmówiły posłuszeństwa i stała bez
[ Pobierz całość w formacie PDF ]