[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A będę musiał?
Nie przepadał za mlekiem.
- Nie. Możesz wziąć z domu sok w kartoniku. Ale pamiętasz, co mówiłam o
mleku?
- Pamiętam. - Westchnął głęboko, jakby czekały go katusze. - Mleko buduje...
- Kości - dopowiedziała Mary Jane.
- Mocne kości. I zęby. - Skinął z rozmachem główką.
- Właśnie. A owoce?
- Jabłko, ale pokrojone.
Lubił jeść jabłka podzielone na ćwiartki. Spojrzała na swój rysunek i dorysowała
jednemu ludzikowi na obrazku rozdarte serce.
- Pyszności - powiedziała.
- Co za pyszności?
113
S
R
Mary Jane uniosła głowę.
- Gavin?
- Tatuś! - Sean przyskoczył do ojca.
Gavin schylił się i uściskał syna.
- Cześć, koleżko.
- Nie sądziłam, że cię zobaczę przed wyjazdem.
- Odwiozę cię do domu.
Nadzieja zakiełkowała w niej niczym zdzbło trawy w pękniętym asfalcie.
- Myślałam, że odwiezie mnie Henderson.
- Taki był plan, ale gdyby coś poszło nie tak... - Pochylił głowę w stronę Seana.
Oczywiście przyjechał ze względu na syna. Jedyna pozytywna strona tej drogi
przez mękę. Przynajmniej Gavin nauczył się, że musi być ze swoim dzieckiem w
trudnych sytuacjach. To nie miało z nią nic wspólnego. Nie zjawił się po to, by ją
zobaczyć ten ostatni raz. Jakaż była głupia, że się łudziła. Bańka nadziei urosła i pękła.
Między nimi nic się nie zmieniło. Od czasu tamtej magicznej nocy Gavin już się do
niej nie zbliżył, ale nie potrafiła go za to winić, choćby chciała. Ten mężczyzna był jak
magnes dla łowczyń fortun, a ona przecież zdradziła mu wszystkie szczegóły swojej
dramatycznej sytuacji finansowej. Dlaczego miałby więc sądzić, że naprawdę jej na
nim zależy?
- Rysujemy z Mary Jane. - Sean podbiegł do ławy i przyniósł rysunek. - Widzisz?
To ja, ty i Mary Jane.
Gavin przyjrzał się obrazkowi i zapytał:
- Czy my płaczemy?
Sean potaknął.
- Mary Jane powiedziała, że trzeba narysować, co się czuje.
- A tobie jest smutno, synku? - Gavin objął Seana i przytulił.
- Tak. Zrób, żeby została, tatusiu.
- Lubisz, gdy Mary Jane tu jest? - spytał, a chłopiec ponownie skinął głową.
Szybko się uczysz, pomyślała Mary Jane z uznaniem. Reagujesz ze
współczuciem, ale nie dajesz żadnych konkretnych odpowiedzi ani obietnic. Gavin to
niezwykły mężczyzna i skłamałaby sama przed sobą, gdyby twierdziła, że nie było jej
dobrze w tym domu. Miała wszystko, czego potrzebowała, a nawet więcej; otaczano ją
tutaj troską i opieką. Gavin był serdeczny, wspierał ją i chętnie brał udział w terapii.
No i seks. Też był nie najgorszy, a szczerze mówiąc, fantastyczny.
Nigdy z żadnym mężczyzną tak się nie czuła. Nawet ze swoim mężem, na
114
S
R
którym nie mogła polegać. %7łycie z Vince'em przyniosło jej same kłopoty i do dziś
płaciła za swoją naiwność. Zdawała sobie sprawę, że im dłużej zostanie w tym domu z
Gavinem, tym mocniej będzie narastała w niej pokusa, by zdać się na kogoś innego,
nie walczyć z problemami życiowymi samotnie, pokusa, aby ponownie uzależnić się
od mężczyzny.
Gavin posadził sobie Seana na kolanach.
- Mary Jane nie może z nami dłużej zostać, synku. Musi pomagać innym
dzieciom, tak jak pomogła tobie.
- Będzie pomagała im dobrze mówić? - spytał chłopczyk.
- Tak, skarbie. - Mary Jane oparła dłonie na ławie i się podniosła.
Gavin zajrzał jej w oczy.
- Możesz nas odwiedzać, kiedy tylko zechcesz.
- Oczywiście. - Głos odmawiał jej posłuszeństwa.
To wszystko było ponad jej siły, rozdzierało ją od środka. Mary Jane cieszyła się,
że Gavin przyjechał, żeby być przy Seanie, ale stokroć bardziej wolałaby, by to
Henderson odwiózł ją do domu. Nie chciała znów płakać w jego obecności...
Odezwała się dopiero wtedy, gdy upewniła się, że nie załamie jej się głos.
- Chyba na mnie pora.
- Dobrze. - Gavin postawił Seana na podłodze i podniósł się. - Masz wszystko?
- Raczej tak.
- Sean - powiedział Gavin, kładąc rękę na ramieniu syna - pomożesz mi zanieść
rzeczy Mary Jane do samochodu?
- Okej.
Kiedy wyszli, Mary Jane po raz ostatni rozejrzała się dookoła. Wiedziała, że
będzie tęsknić za tym domem i za wszystkimi jego mieszkańcami.
Spojrzała na swój rysunek. Dotknęła rozdarcia na sercu małego ludzika na
obrazku.
Właśnie tego się obawiała od pierwszej chwili, gdy przekroczyła próg tego
domu. Dzieci są z natury silne i odporne. Za tydzień Sean nie będzie już za nią tęsknił.
Gdyby tylko ona potrafiła zapomnieć, co czuje do obu Spencerów. Do syna i do ojca.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]