[ Pobierz całość w formacie PDF ]
będzie się zawsze tylko złą zakonnicą, spędzać całe życie na biciu głową o kraty swego wię-
zienia. W tym momencie zaczęłam krzyczeć, chciałam stłumić swój krzyk, ale nie mogłam.
Pan Manouri, zaskoczony tym wybuchem, powiedział:
Czy wolno mi zadać pani pewne pytanie?
Proszę pana.
Czy ból tak gwałtowny nie ma jakiejś tajnej przyczyny?
53
Nie, panie. Nienawidzę życia z dala od ludzi, czuję tu, że go nienawidzę, czuję, że będę
go zawsze nienawidziła. Nie potrafię spełniać z uległością wszystkich bzdurnych spraw wy-
pełniających dzień mniszki: to stek niedorzeczności, którymi gardzę, przyzwyczaiłabym się
do nich, gdybym mogła się przyzwyczaić, sto razy próbowałam narzucić je sobie, przełamać
siebie: nie potrafię. Zazdrościłam moim towarzyszkom, prosiłam Boga o ich błogą głupotę;
nie wysłuchał mnie, nie udzielił mi jej. Wszystko robię zle, wszystko mówię na opak, brak
powołania przebija ze wszystkich moich czynności i to jest widoczne; obrażam co chwila
życie mnisze, moją nieudolność nazywają pychą, starają się mnie upokorzyć, winy i kary sy-
pią się bez końca i dnie schodzą mi na mierzeniu wzrokiem wysokości murów.
Pani, nie potrafię ich zburzyć, ale mogę zrobić co innego.
Niech pan nie robi żadnych prób.
Trzeba zmienić klasztor; zajmę się tym. Przyjdę się z panią znowu zobaczyć, spodzie-
wam się, że pani nie ukryją, będzie pani miała nieustanne wiadomości ode mnie. Proszę mieć
pewność, że jeśli się pani zgodzi, uda mi się stąd panią wydobyć. W razie zbyt surowego ob-
chodzenia się z panią, proszę mnie o tym powiadomić.
Było pózno, gdy pan Manouri poszedł. Wróciłam do swej celi. Niebawem zadzwoniono na
nieszpory. Przyszłam do kościoła jedna z pierwszych, przepuściłam zakonnice i nie trzeba mi
było dwa razy mówić, że mam zostać pode drzwiami; istotnie, przełożona zamknęła mi je
przed nosem.
Wieczorem, w porze wieczerzy, wchodząc, gestem kazała mi usiąść na podłodze pośrodku
refektarza; Usłuchałam i podano mi tylko chleb i wodę; zjadłam kawałek skraplając go łzami.
Nazajutrz odbyła się narada; wezwano całe zgromadzenie, aby wydać na mnie sąd. Skaza-
no mnie na pozbawienie rekreacji, na słuchanie przez miesiąc nabożeństw pod drzwiami pre-
zbiterium, na jedzenie na ziemi pośrodku refektarza, na odprawianie pokuty kościelnej przez
trzy dni z rzędu, na wznowienie moich obłóczyn i ponowne złożenie ślubów, na wdzianie
włosiennicy, na post co drugi dzień i na biczowanie się po nieszporach co piątek. Klęczałam z
opuszczonym welonem podczas ogłaszania tego wyroku.
Zaraz nazajutrz przełożona przyszła do mojej celi z zakonnicą, która niosła na ręku wło-
siennicę i tę suknię parcianą, raczej worek, w który mnie odziano, kiedy byłam prowadzona
do lochu. Zrozumiałam, co to oznaczało, rozebrałam się lub raczej zerwano ze mnie welon,
obnażono i włożyłam tę suknię. Miałam gołą głowę, gołe stopy, moje długie włosy spadały
mi na ramiona i cała moja odzież sprowadzała się do tej włosiennicy, którą mi dano, do ko-
szuli bardzo szorstkiej i tej długiej sukni, która sięgała mi pod samą szyję i opadała aż do bo-
sych stóp. Tak byłam ubrana w ciągu dnia i tak stawiłam się do wszystkich ćwiczeń.
Wieczorem, gdy usunęłam się do swojej celi, usłyszałam, że zbliża się jakiś pochód śpie-
wając litanię; były to wszystkie zakonnice uszykowane w dwa szeregi.
Weszły, ja wstałam, zarzucono mi na szyję powróz, w jedną rękę włożono zapaloną po-
chodnię, w drugą dyscyplinę. Jedna z mniszek ujęła koniec powroza, pociągnęła mnie między
dwa szeregi i procesja ruszyła ku wewnętrznej kaplicy poświęconej Matce Boskiej. Mniszki
szły śpiewając półgłosem, wracały w milczeniu. Gdy dotarłam do owej kaplicy, oświetlonej
dwiema świecami, rozkazano mi błagać o przebaczenie Boga i całe zgromadzenie klasztorne
za zgorszenie, jakiego się dopuściłam; mniszka, która mnie wiodła na powrozie, mówiła mi
szeptem to, co powinnam powtarzać, i powtarzałam to słowo w słowo. Potem zdjęto mi po-
wróz, obnażono aż do pasa, zwinięto rozsypane na ramionach włosy i odrzucono na jedną
stronę szyi, dano mi w prawą rękę dyscyplinę, którą miałam w lewej ręce, i rozpoczęto śpie-
wanie Miserere. Zrozumiałam, czego ode mnie oczekują, i wykonałam to. Po skończonym
Miserere przełożona wygłosiła do mnie krótkie upomnienie; zgaszono światła, mniszki się
rozeszły i ubrałam się.
Gdy wróciłam do swojej celi, poczułam dotkliwy ból w stopach; obejrzałam je, były za-
krwawione od okruchów szkła, które złośliwie rozsypano na mej drodze.
54
Odprawiałam pokutę kościelną w ten sam sposób w ciągu dwóch dni następnych, z tą tylko
różnicą, że do Miserere dodano psalm pokutny.
Czwartego dnia zwrócono mi habit zakonnicy, mniej więcej z takim samym ceremoniałem,
z jakim go się wkłada podczas publicznej uroczystości obłóczyn.
Piątego dnia odnowiłam swe śluby. W ciągu miesiąca odbyłam resztę wyznaczonej poku-
ty, po czym powróciłam mniej więcej do zwykłego trybu życia zgromadzenia: zajęłam z po-
wrotem swoje miejsce w prezbiterium i w refektarzu i spełniałam, kiedy wypadła na mnie
kolej, różne czynności w klasztorze. Ale jakież było moje zdziwienie, gdy wzrok mój padł na
młodą przyjaciółkę, która interesowała się moim losem. Wydała mi się niemal tak zmieniona
jak ja; była przerażająco chuda, twarz miała śmiertelnie bladą, wargi zbielałe i oczy prawie
zagasłe.
Siostro Urszulo powiedziałam jej szeptem co ci jest?
Co mi jest? odpowiedziała mi kocham cię i ty mnie o to pytasz. Był czas, żeby twoja
męka się skończyła, i gdyby to dłużej trwało, nie przeżyłabym tego.
To, że podczas dwóch ostatnich dni mojej pokuty kościelnej nie miałam pokaleczonych
stóp, zawdzięczałam jej, bo ona po kryjomu zamiotła korytarze i odrzuciła pod ściany kawałki
szkła. W dni kiedy byłam skazana na chleb i wodę, pozbawiała się części swojej porcji i za-
winiętą w serwetkę wrzucała mi ukradkiem do mojej celi. Losowano, która mniszka popro-
wadzi mnie na powrozie, i los padł na nią, miała tyle hartu, że poszła do przełożonej i zapew-
niła ją, iż raczej gotowa jest umrzeć niż wykonać tę haniebną i okrutną funkcję. Na szczęście
ta młoda dziewczyna pochodziła ze znanej i zamożnej rodziny, otrzymywała z domu pokazną
pensję, którą rozporządzała według woli przełożonej, i znalazła za kilka funtów cukru i kawy
mniszkę, która ją wyręczyła. Nie śmiałabym myśleć, że ręka boska ciężko pokarze tę szelmę:
zwariowała i jest pod kluczem, ale przełożona żyje, rządzi, dręczy i jest zdrowa.
Było niemożliwe, aby moje zdrowie wytrzymało tak długie i tak ciężkie próby: zachoro-
wałam. Wtedy to siostra Urszula wykazała całą przyjazń, jaką miała dla mnie, jej zawdzię-
czam życie. Nie było to dobrodziejstwem, że mnie zachowała przy życiu. Sama mi kilka razy
o tym mówiła, a jednak nie było usługi, której by przy mnie nie spełniła w tych dniach, gdy
miała dyżur w infirmerii; kiedy indziej nie byłam zaniedbywana dzięki jej stałej pieczy nade
mną i drobnym wynagrodzeniom, które dawała tym, co czuwały przy mnie, zależnie od tego,
w jakiej mierze byłam z ich opieki zadowolona. Chciała pilnować mnie w nocy, lecz przeło-
żona odmówiła jej tego pod pozorem, że jest zbyt delikatna, by się tak męczyć: sprawiło jej to
prawdziwe zmartwienie. Wszystkie jej starania nie powstrzymały postępów choroby; było ze
mną już bardzo zle, opatrzono mnie ostatnimi sakramentami. Na kilka chwil przedtem wyra-
ziłam prośbę, aby pozwolono mi zobaczyć całe zgromadzenie, na co uzyskałam zgodę. Za-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]