[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nikt niei miałby żadnego pożytku.
Po drugie, Rosjanie nie mogli nic wiedzieć o naszej wyprawie.
Przypuszczaliśmy, że KGB zaniepokoiło wysłane przez Komarowa
ostrzeżenie o postępie prac nad kontrolowaniem temperatury; nie mogli
wychwycić, że jest w tym też prośba zabierzcie mnie". Co więcej, nie
jest w zwyczaju Zachodu wnikać na teren ZSRR i zabierać stąd coś,
gdyż cały garnitur wewnętrznego bezpieczeństwa ZSRR jest zbyt
starannie podopinany. To był punkt na naszą korzyść, albowiem nie
będą spodziewali się wypadu, szczególnie w Arktykę, a cała historia
przemawiała za tym, że stacja na Nowej Ziemi nie będzie zbyt pilnie
strzeżona. Nie pilnuje się miejsc, nad którymi opiekę roztoczyła Matka
Natura. Z początku myśleliśmy o przewiezieniu nas przez atomową łódz
podwodną, ale były powody, by zarzucić ten pomysł. Jako wojenny okręt
Stanów Zjednoczonych łódz mogła zostać wykryta przez system obrony
podwodnej lub zaatakowana pod lodami przez rosyjskie łodzie
niszczycielskie.
Po trzecie, musieliśmy rozegrać bardzo subtelną rozgrywkę z samą
naturą. Na drodze namnożyła przeszkód, a jeśli były jakiekolwiek
udogodnienia, musieliśmy je wykorzystać.
Podróż powietrzna była wykluczona; zbliżające się do wybrzeża
sowieckiego samoloty zostałyby zestrzelone przez którykolwiek z całej
gamy środków, poczynając od nocnych myśliwców, a kończąc na
pociskach powietrze powietrze i ziemia powietrze. Pozostawała tylko
wyprawa lądowa, a do tej potrzebna była ciemność. Przestudiowanie
tabel pokazujących rozkład światła dziennego stanowiło dla nas
nieprzyjemne zaskoczenie. Nie tylko jedyna możliwa pora była
przerażająco bliska, ale także i okres, w którym rajd naziemny mógł mieć
jakiekolwiek szanse powodzenia, był straszliwie krótki. Na Spitsbergenie
i na Nowej Ziemi przez całą zimę trwa nieprzerwana noc. Po 1 lutego
pojawia się zorza, co znaczy, że słońce ciągle nie może się wzbić ponad
horyzont, ale on sam jest widoczny, podobnie jak gwiazdy. 16 lutego
zorza trwa już przez trzy godziny, i jeślibyśmy nie] wyruszyli do tego
momentu, całą rzecz trzeba by odłożyć aż do końca lata, a w tym czasie
wszystko mogłoby się wydarzyć. Nie można było
112
zwlekać z całym przedsięwzięciem dłużej niż do połowy lutego, wtedy
bowiem na niebie pojawiało się bladawe słońce. 1 marca jest już ponad
sześć godzin światła dziennego; szerszenie z gniazda, w które mieliśmy
wlezć, mogły wyśledzić nas w nim i śmiertelnie użądlić.
Potem sprawdziliśmy, jak będzie się sprawował księżyc, mając nadzieję,
że nie okaże się przesadnie jasny, co się szczęśliwie potwierdziło. Nów
zaczynał się 6 lutego, a pierwszą kwadrę uzyskiwał 13. Więcej niż
kwadra to byłoby już dla nas nazbyt niebezpieczne. Tam gdzie jest lód,
przy pełni księżyca można sobie czytać gazetę, zakładając oczywiście,
że ze zmarzniętych dłoni nie wyrwie jej wiatr.
Byliśmy więc skazani na kilka dni pomiędzy 6 a 16 lutego, kiedy zorza
trwała od jednej godziny do trzech, a księżyc był pomiędzy nowiem a
kwadrą.
Chance prychał.
To szaleństwo, jak wszystko w tej zabawie. Nie dałbym ani grosza za
to, że w tym okresie trafimy na znośną choćby pogodę.
Jaka musi być, żeby była znośna? zapytałem niewinnie. Spojrzał
na mnie wilkiem.
Słyszał pan kiedyś o śmierci od wiatru?
Nie.
No tak, naturalnie. No to opowiem panu. Wiatr dobiera się panu do
ciała. Samo zimno nie jest takie grozne, ale zimno połączone z wiatrem
zabija bardzo szybko. Są tabele wiatru, które mówią, jak szybko
wystawione nań ciało zamarznie na kość. Przy minus czterdziestu
stopniach i czterdziestu węzłach wiatru potrzeba około półtorej minuty,
żeby umrzeć. Pogoda tam nie głaszcze.
Poczułem, jak żołądek ściska mi się od normalnego strachu, a w pamięci
ożyły zachowane z dzieciństwa obrazy, Peary i Scott, straszliwe
wyczekiwanie. Do tej chwili nie zdawałem sobie chyba naprawdę sprawy
z powagi i trudności tego, na co zostaliśmy skazani.
Z większością tych problemów Chance zetknął się już. A w każdym razie
pogoda nie była dla niego żadną nowiną i dlatego trudności
1
niebezpieczeństwa mógł ocenić w sposób niedostępny dla żadnego
2
pozostałych.
Zapytałem go szczerze.
Jakie są szanse, że się stamtąd wyczołgamy? Cisnął ołówek na stół.
Lodowa klatka
113
Niechże pan posłucha powiedział. Jeśli dobrze rozumiem,
mamy załatwić wszystko w ciągu dwudziestu czterech godzin. Być może
zaczniemy w porze zorzy. Wtedy zostaje dwadzieścia jeden,
dwadzieścia dwie godziny do następnej zorzy. W tym czasie musimy się
tam dostać, wedrzeć, wydobyć tego faceta, Komarowa, i zabrać go do
miejsca, skąd nas odbiorą. Problem polega na tym, gdzie to będzie.
Właśnie to ustalamy odezwał się Dawson. Otrzymaliśmy bardzo
dokładny obraz systemu defensywy.
Wal pan dalej rzucił Chance.
Więc tak. Na całym północnym wybrzeżu jest łańcuch radarów
podobny do Systemu Wczesnego Ostrzegania i do Systemu Wczesnego
Ostrzegania Pocisków Balistycznych. Plus cały kompleks pocisków
antyrakietowych. Możemy chyba jednak założyć, że nie będą spoglądać
w naszą stronę.
Spojrzą, jeśli polecimy samolotami skrzywił się Chance. Dawson
kiwnął głową. Wiemy, co by się stało. Sprawdzono to dostatecznie
wiele razy. Jak wiecie, nad biegunem jest duży ruchj lotniczy. Wydaje
się, że Rosjanie nic sobie z tego nie robią, dopóki jakiś samolot nie
zbliży się na odległość około dwustu mil od wybrzeża. To] mniej więcej w
połowie drogi między Spitsbergenem czy Ziemią Franciszka Józefa a
Nową Ziemią. Tutaj zaczynają już powarkiwać.
Startujemy więc spoza granicy dwustu mil? zapytałem.
Na to wygląda odparł Dawson.
Chance mruknął Panie, litości" i znowu odwrócił się do wielkiej mapy.
Jeśli pobyt zabrałby wam trzy godziny a pamiętajcie, że trzeba się
wspiąć po skale, przy czym jest do przebycia dwieście mil w jedną i
dwieście mil w drugą stronę wtedy mamy po dziewięć godzin na
każdą podróż stwierdził Dawson.
Dziewięć godzin! Chance spojrzał na niego ostro. Najszybsze
urządzenia, jakie mamy, to tchórze. Po dobrej powierzchni mogą robić
trzydzieści mil na godzinę. Ale tutaj machnął ręką w kierunku wielkiej
płaszczyzny lodowej na mapie gdzie tutaj ma być dobra
powierzchnia?
Siedem godzin jazdy. Niewielki margines bezpieczeństwa stwierdził
rzeczowo Dawson.
W ogóle żadnego marginesu warknął Chance. Czy pan
114
wie, jak wygląda pole lodowe? To prawda, że jest przeważnie płaskie,
le tam, gdzie lód się wypiętrzy, mogą być muldy wysokie na dziesięć,
a
piętnaście stóp. Tchórze mogą pokonać jeden czy dwa schodki, ale nie
są zdolne do takiej wspinaczki, a przenieść ich nie zdołamy. Jeśli
miejsce startu nie może być bliżej niż dwieście mil, nie mamy żadnych
szans.
Podejdziemy bliżej i zaraz zaroi się od nich, żeby sprawdzić, co się
dzieje powiedział Dawson.
No to nie ma o czym mówić. Chance stał sztywny, ?. zaciętą
twarzą.
Spojrzałem na niego. Ciągle był rozgniewany, ale to nie gniew
[ Pobierz całość w formacie PDF ]