[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wchodzić do środka. - Możesz zmoknąć.
- Nie martw się o mnie, piękna - powiedział Jamie,
wstając i puszczając do niej oko. - Nic mi nie będzie.
Daj mi sygnał na komórkę, jak skończysz - wyszeptał
do Ruddy'ego.
Gabriella zmarszczyła brwi. Wyglądało to prawie, jakby się
umówili. Szybko jednak wzruszyła ramionami.
My chyba też powinniśmy ruszać.
Nie, jeszcze nie. Mamy mnóstwo czasu. Poza tym fajnie jezdzi
się na motorze w deszczu. Zresztą najpierw chciałem
oprowadzić cię po tym hoteliku. Jest uroczy i bardzo stary.
Pochodzi z szesnastego wieku.
Gabriella zawahała się przez moment, ale po chwili
powiedziała:
Z miłą chęcią.
Dobrze. To skończmy wino, a potem cię oprowadzę.
Kilka minut pózniej Ruddy prowadził Gabriellę do środka.
Powiedział coś po niemiecku do kobiety w recepcji, która
uśmiechnęła się do niego i dała mu klucz.
Po co ci to?
Och, chciałem pokazać ci jeden z apartamentów. Są przepięknie
urządzone. Wszystkie w oryginalnym regionalnym stylu.
To bardzo miło z twojej strony - powiedziała Gabriella. Idąc za
Ruddym po skrzypiących schodach, rozglądała się z zachwytem
dookoła. Wszystkie okna,
S
R
które mijali, miały upięte zasłony i wszędzie unosił się zapach
potpourri. To miejsce było naprawdę urocze. Na szczycie
schodów Ruddy zatrzymał się, po czym odwrócił się w prawo.
- To tutaj - powiedział, otwierając szerokie, ręcz
nie malowane drzwi na końcu korytarza. - To najład
niejszy pokój w całym hotelu. Wejdz i popatrz. - Ot
worzył drzwi i puścił ją przodem.
Gabriella była oczarowana. Mały salonik był przepięknie
urządzony drewnianymi meblami, na których leżały czerwone i
zielone poduszki w austriackie wzory. Na środku pokoju był
kominek, a za oknami rozciągał się widok na Alpy.
Jest śliczny - powiedziała, podchodząc do okna.
Poczekaj, aż zobaczysz to - powiedział, prowadząc ją do
sypialni, gdzie stało stare łóżko z baldachimem. - Czy to nie
piękne?
Tak. Dziękuję, że mnie tutaj przyprowadziłeś - odpowiedziała,
odwracając się do niego i uśmiechając się.
Nie musisz mi dziękować, moja piękna - odpowiedział, nagle
zniżając głos. - Pomyślałem, że możemy spędzić trochę czasu
razem. Nie mogłem skupić się na niczym innym, odkąd cię
spotkałem, Gabriello. - Wyciągnął w jej stronę ręce i, ku jej
przerażeniu, przyciągnął ją do siebie.
Ruddy, nie... To śmieszne... Ja...
Ciii... - powiedział, gładząc jej włosy i odchylając jej głowę do
tyłu. -Rozluznij się i ciesz się tym. To będzie coś innego niż z
tym twoim sztywniackim
S
R
1
mężem. Musi być nieznośny - wymruczał, po czym zaśmiał się i
przycisnął usta do jej warg.
Gabriella przez chwilę zamarła, ogarnięta paniką. Potem zaczęła
walczyć.
Zostaw mnie - krzyknęła, odpychając go.
Ooo, więc lubimy się siłować, tak? - Oczy Rud-dy'ego zalśniły i
rzucił ją na łóżko.
Proszę, zostaw mnie - powiedziała, próbując wyswobodzić się z
jego uścisku.
Och, daj spokój, Gabriello. Wiem, że jesteś młoda, ale nie
bawmy się w żadne gierki. Czekałem na tó od chwili, kiedy
przyjechałem. Założę się, że nie sypiasz ze swoim mężem.
Wszyscy wiedzą, że Ricardo ma tę swoją Meksykankę,
Ambrosię.
Gabriella poczuła, jak ogarnia ją gniew. A razem z nim przyszła
nieoczekiwana siła. Uniosła nogę i kopnęła Ruddiego kolanem,
zrzucając go na podłogę.
Ty mała suko - wymamrotał, krzywiąc się z bólu.
Wychodzę - rzuciła mu Gabriella.
Tak? A jak masz zamiar wrócić?
Wezmę taksówkę do zamku.
Naprawdę? No to powodzenia. Teraz w okolicy odbywa się
festiwal - powiedział z satysfakcją. - Wszystkie taksówki będą
zajęte. - Gabriella znów poczuła przypływ paniki, ale nagle
Ruddy potrząsnął głową. - No dobra, nie martw się.
Przepraszam, jeśli eię wystraszyłem. Powinienem zabrać się do
tego bardziej taktownie. Zapomnijmy o wszystkim i zostańmy
przyjaciółmi, dobrze? Naprawdę, bardzo cię przepraszam. -
Wyciągnął rękę i uśmiechnął się rozbraja-
S
R
jąco. - Opacznie wszystko zrozumiałem. Zabiorę cię do domu i
nie będziemy już o tym rozmawiać.
Gabriella znów się zawahała. Nie miała ochoty wracać z tym
człowiekiem i żałowała, że nie wróciła z Ricardem do
Maldoravii. Było jednak zbyt pózno na żal. Teraz chciała tylko
bezpiecznie wrócić do zamku.
Dobrze - zgodziła się niechętnie. - Jesteś pewien, że bezpiecznie
jest jechać w taką pogodę? - Wyjrzała za okno, gdzie zaczęły
padać ciężkie krople deszczu.
Oczywiście, że tak. Jesteśmy przecież doświadczonymi
motocyklistami. Chyba się nie boisz?
Pewnie, że się nie boję.- fuknęła. Nie miała zamiaru ani przez
moment okazywać niepokoju.
Wsiedli na motor i ruszyli z powrotem. Pomimo padającego
deszczu, Ruddy jechał coraz szybciej.
- Zwolnij - próbowała przekrzyczeć wiatr.
Ruddy jednak tylko roześmiał się, przycisnął gaz
i pędził wąską wiejską drogą z oszałamiającą prędkością,
zmuszając ją, żeby objęła go mocniej.
Przy kolejnym ostrym zakręcie krzyknęła ze strachu. Nagle
usłyszała przerazliwy dzwięk klaksonu, poczuła, jak wypadają z
drogi, a ona leci w powietrzu.
Potem była już tylko ciemność.
Ricardo nie wrócił do Maldoravii, jak mówił poprzedniego
wieczoru, ale pojechał do Salzburga załatwić kilka spraw. Kiedy
wrócił do zamku w porze lunchu, spotkał tylko swoją siostrę.
S
R
A, więc jesteś wreszcie. Hans mówił mi, że postanowiłeś zostać.
Dlaczego tak wcześnie pojechałeś do Salzburga?
Miałem spotkanie z moim przyjacielem w sprawie festiwalu
muzycznego. Objąłem go patronatem. Czy moja żona już
wróciła?
Nie, oczywiście, że nie. Wyjechali dopiero półtorej godziny
temu. Myślę, że zatrzymają się gdzieś na lunch.
Rozumiem. - Ricardo przybrał surowy wyraz twarzy. - Nie
podoba mi się, że ona przestaje z ludzmi takimi jak Ruddy
Hofstetten. Nie lubię go.
Ale dlaczego? Wydaje się bardzo miłym młodym człowiekiem.
A Jamie jest zabawny. Opowiada takie śmieszne historyjki.
Ja z kolei słyszałem raczej nieciekawe opowieści o Ruddym i
jego kumplach - powiedział Ricardo, kiedy wchodzili do salonu.
- Nie podoba mi się, że moja żona jest z nim sama.
Nie jest z nim sama - powiedziała Constanza. - Jamie jest z
nimi.
Hmmm. - Nie mógł pozbyć się tego niewygodnego uczucia,
które prześladowało go przez cały ranek. Uczucia, że coś jest nie
tak. - Gdzie oni pojechali? - zapytał, biorąc z rąk siostry
kieliszek szampana.
Nie wiem gdzie dokładnie. Ale dlaczego tak się tym martwisz?
Gabriella po prostu dobrze się bawi.
Nie o to chodzi.
Doprawdy, Ricardo, zachowujesz się jak zazdrosny mąż.
S
R
- To śmieszne - odparł. - Po prostu martwię się
tym, że przy tak złej pogodzie ona jest gdzieś tam
z dwoma beztroskimi młodymi mężczyznami.
Constanza spojrzała na niego wymownie, ale nic nie
powiedziała. Może sam musiał dojść do wniosku, że jest
bardziej zaangażowany w związek ze swoją młodą żoną, niż
chce to przyznać. Im dłużej znała Gabriellę, tym bardziej ją
lubiła. Miała nadzieję, że tych dwoje dojdzie w końcu do
porozumienia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]