[ Pobierz całość w formacie PDF ]
220 PRAWDZIWY DIAMENT
patrzyłeś na mnie jak na kobietę... zaprotes-
towała, starając się wyzwolić spod jego uroku.
Nieprawda. Od początku widziałem w tobie
kobietę. Piękną, wrażliwą, która swą kobiecość
próbuje ukryć przed całym światem, a która mimo
to niezwykle silnie oddziałuje na moje zmysły.
Wściekało mnie, że budzisz we mnie pożądanie;
że emocje, jakie we mnie wywołujesz, przesła-
niają mi rozum; że gotów jestem zapomnieć
o swoich planach i dążeniach, byleby tylko móc
cię wziąć w ramiona...
>owisz tak, bo ci się zrobiło mnie żal
przerwała mu. Bo Miranda powiedziała ci,
że...
%7łe co? %7łe mnie kochasz? Tak, Cassie?
Nie wytrzymała lekkiej drwiny, którą słyszała
w jego głosie. Puściły jej nerwy.
Tak, do jasnej cholery! Tak! Kocham cię!
Ale nie myśl sobie, że...
Zamknął jej usta pocałunkiem.
Och, Cassie mruknął, na moment odrywa-
jąc od niej wargi. Jak inteligentna kobieta może
być aż tak głupia?
Pocałunek był długi, namiętny, taki, o jakim
zawsze marzyła. Odwzajemniała go żarliwie,
bezwstydnie, czerpiąc rozkosz z doznań i mówiąc
sobie, że nic innego się nie liczy.
Cassie, jak mogłaś podejrzewać, że cię nie
Penny Jordan 221
kocham? spytał, puszczając ją. Przecież wte-
dy, w nocy...
Sądziłam, że nie wiesz, do kogo się tulisz.
Nie odzywałeś się, więc...
Ze strachu, że cię zraziłem do siebie... że ci
zadałem ból. Czułem potworne wyrzuty sumie-
nia. Rozumiesz to? Oparł czoło o jej czoło
i kontynuował cicho: Myślisz, że gdyby ktokol-
wiek inny powiedział to, co ty powiedziałaś
o moich rodzicach, tobym uwierzył? Tylko dlate-
go, że te słowa padły z twoich ust, postanowiłem
porozmawiać z matką. Nikogo innego nawet bym
nie wysłuchał. Wiesz, chyba byłem zakochany
w tobie, kiedy się pobieraliśmy. Sprawa finansów
i firmy służyła jedynie za pretekst. Ale ilekroć cię
dotykałem, czy choćby się do ciebie zbliżałem, ty
mnie odtrącałaś...
Bałam się ujawnić swoje uczucia. Myślałam,
że mną pogardzasz. Byłam taka szara, nijaka...
Nie mów tak, bo to nieprawda. Po prostu nie
umiałaś wydobyć swojej naturalnej urody. Po-
nownie ją pocałował. Hm, powinniśmy chyba
dokończyć to, cośmy zaczęli...
Wybuchnął śmiechem na widok zdziwienia
w jej oczach. Najwyrazniej nie wiedziała, o czym
on mówi.
Dziś raniutko przerwano nam w najbardziej
nieodpowiednim momencie wyjaśnił.
222 PRAWDZIWY DIAMENT
Twarz Cassie oblała się rumieńcem.
Ale twoja mama... Przecież oni zaraz wró-
cą... Boże, Joel, co ona sobie o mnie pomyśli?
Najpierw odmawiam pójścia z wami na lunch,
potem ty ich zostawiasz, żeby wrócić do mnie...
Kiedy zobaczyła, jak siedzę z nosem na
kwintę, sama kazała mi tu przyjechać.
I zdradziła ci, że cię kocham?
Zasugerowała, że oboje cierpimy na tę samą
dolegliwość. A ponieważ wiedziałem, na jaką ja
cierpię, domyśliłem się, o co chodzi. Kochasz
mnie, Cassie?
Czy ci tego nie powiedziałam dziś rano? Bez
słów, posługując się samym dotykiem? szep-
nęła nieśmiało.
Hm, może byś mi odświeżyła pamięć? za-
proponował, z trudem zachowując powagę. Zgar-
nąwszy Cassie w ramiona, zbliżył się do łóżka.
Najlepiej zacznijmy od początku...
Jeśli tego chcesz szepnęła. Ja...
Przysunął wargi do jej ucha i cichutko wyjawił,
czego naprawdę chce. Policzki Cassie znowu się
zaczerwieniły.
A to dopiero na początek dodał Joel,
obserwując promieniejącą radością twarz żony.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]