[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kolejne pytanie, dodał: - Tak jak w wypadku Elise, oszczędności Charlesa leżą na koncie i
procentują.
- Ciekawe.
- Powiesz mi, o co chodzi? Czy to ma coś wspólnego ze sprawą, którą zajmujecie się
na prośbę Susan?
- Owszem. - Matt wbił wzrok w przyjaciela.
- Poznałeś Susan?
- Wpadłem do Promesse d'Amour. - Lekki rumieniec wypłynął na policzki
mężczyzny.
Mattowi przypomniał się obraz sprzed laty, kiedy jego kumpel stracił głowę dla
studentki medycyny. Ale Curt nie był już tym marzycielem co dawniej; dziś był zdolnym,
ambitnym i niezwykle skutecznym prawnikiem.
- Opowiedziała mi o Anne i jej listach. Zdołacie jej pomóc?
- Robimy z Laurel, co możemy - odparł Matt.
- W porządku. - Curt dopił piwo. - Słuchaj, muszę lecieć, jestem umówiony, ale kiedyś
chciałbym z tobą jeszcze pogadać o tej sprawie.
- Jasne. Dzięki, stary.
Siedząc sam przy stoliku, Matt pogrążył się w zadumie. Coś tu nie gra. Owszem,
dwoje zakochanych ludzi może odciąć się od przyjaciół i rodziny, to się zdarza, ale żeby
przez dziesięć czy dwanaście lat nie tykać pieniędzy na koncie? Zrezygnować z sumy, która
niejednego człowieka przyprawiłaby o zawrót głowy?
Albo z miłości postradali zmysły, albo oboje nie żyją. Ta druga wersja wydała się
Mattowi bardziej prawdopodobna.
Zapalił papierosa. Gdyby po opuszczeniu Heritage Oak mieli wypadek, chyba ktoś
dokonałby identyfikacji zwłok? Różne myśli kołatały mu po głowie, ale zawsze wracał do
punktu wyjścia, czyli do Anne Trulane. Jeżeli jego podejrzenia były słuszne, to ktoś popełnił
nie jedno morderstwo, lecz trzy.
Wpatrując się w wiszący w powietrzu obłok dymu, zaklął pod nosem. Za dużo czasu
minęło, aby ustalić, co Louis porabiał w dniu zniknięcia Elise i Charlesa. Jutro zaś jest
niedziela, nie zdoła więc dotrzeć do żadnych informacji. Zgasił papierosa. Ale w
poniedziałek... tak, w poniedziałek, choćby się Laurel sprzeciwiała, on rozpocznie prawdziwe
dochodzenie.
Wstał od stolika, rzucił dwa banknoty na blat i opuścił lokal. Najwyższy czas, aby
odbyli poważną rozmowę.
Laurel siedziała z zaaferowaną miną, kiedy Matt wrócił do redakcji. Skierował się w
jej stronę, po czym, zerknąwszy na zegar, skręcił do własnego biurka. Zbliża się pora oddania
artykułów - nie należy nikomu przeszkadzać.
Na twarzy Laurel malowała się nieskrywana radość. Kraksa w centrum miasta, trzy
uszkodzone samochody, w dodatku w drugim jechała żona burmistrza. Na szczęście nikomu
nic się nie stało. Opisując zdarzenie, Laurel zachichotała pod nosem. To było naprawdę
śmieszne: żona burmistrza, zapominając o godności i zasadach dobrego wychowania,
wyskoczyła z samochodu i niemal zaczęła okładać biedaka, który tak niefortunnie zatrzymał
się na jej zderzaku. Z kolei siła impetu sprawiła, że pani burmistrzowa uderzyła w tył
samochodu stojącego przed nią. Widok był przezabawny: elegancka, szykownie ubrana
kobieta z przypiętym do sukni bukiecikiem kwiatów chwyta za poły potężnie zbudowanego
faceta i krzyczy, że mu rozkwasi nos. W tym samym momencie z chłodnicy w jej
samochodzie tryska w górę fontanna wody.
Zadowolona z siebie, Laurel dokończyła artykuł. Niech sobie ludzie poczytają, jak to
osobom na stanowiskach puszczają nerwy podczas niegroznej stłuczki. Tak, tekst na pewno
trafi na pierwszą stronę.
- Goniec! - krzyknęła, spoglądając na zegar. Zdążyła! I nagle napotkała wzrok Matta.
Poczuła dziesiątki emocji, frustrację, złość, ale najsilniejsza była miłość. - Nie widziałam,
kiedy wszedłeś - powiedziała, porządkując biurko.
- Parę minut temu. Byłaś zajęta. - Dookoła panował istny chaos: bieganina, stukot
maszyn do pisania, rozmowy, wołanie gońca. - Skończyłaś?
- Muszę poczekać, czy naczelny nie będzie miał uwag...
- Chcę z tobą porozmawiać. Czy możemy umówić się na kolację?
- Dobrze - odparła, zdziwiona jego poważnym tonem. Zanim zdołała cokolwiek
więcej powiedzieć, zadzwonił telefon na jej biurku. - Dział miejski, Laurel Armand.
Słucham?
Nagle Matt spostrzegł, jak krew odpływa jej z policzków.
- Przepraszam - rzekła, wskazując oczami, żeby czym prędzej podniósł drugą
słuchawkę. - Nic nie słyszę, panuje tu straszny hałas. Proszę mówić głośniej.
- Dostałaś dwa ostrzeżenia - oznajmił szeptem człowiek na drugim końcu linii. -
Przestań interesować się sprawą śmierci Anne Trulane.
Laurel miała wrażenie, że w głosie swego rozmówcy słyszy nutę strachu.
- To od ciebie był ten wąż w pudełku? - spytała, patrząc, jak Matt pośpiesznie wykręca
jakiś numer.
- To było ostrzeżenie. Następny wąż nie będzie martwy.
Po plecach przebiegł jej dreszcz.
- I to ty wczorajszej nocy pchnąłeś mnie na bagnach?
- Jeśli jeszcze raz tam pójdziesz, nie wyjdziesz żywa.
- Czego się boisz? %7łe coś znajdę?
- Zmierć dosięgła Anne na bagnach. Miej to na uwadze.
Rozmówca się rozłączył; w słuchawce rozległ się ciągły sygnał. Po chwili Matt zaklął
i też się rozłączył.
- Psiakrew! Za szybko przerwał połączenie! Nie rozpoznałaś głosu? Nic cię nie
tknęło?
- Nie.
Podniósł notes, w którym widniał sporządzony przez Laurel stenograficzny zapis
rozmowy.
- Nasze działania zaczynają kogoś bardzo denerwować. - Kogoś, dodał w myślach, kto
przypuszczalnie zabił już trzy osoby.
- I co? Chcesz zawiadomić policję? - Laurel westchnęła. - Posłuchaj, Matt. Może masz
rację, może powinniśmy. Ale najpierw chciałabym wszystko na spokojnie przemyśleć -
mówiła pośpiesznie, nie dopuszczając go do głosu. - Człowiek, który dzwonił, chce, żebyśmy
się poddali. No i przez weekend nie będziemy nic robić. Potrzebuję czasu, żeby się
zastanowić, omówić z tobą różne możliwości. Jeżeli pójdziemy na policję, to w poniedziałek,
dobrze? Uzbrojeni w informacje, a nie znaki zapytania.
Mądrze mówiła, ale pomysł mu się nie podobał. Może podczas weekendu uda mu się
wymyślić coś, żeby zniechęcić ją do prowadzenia śledztwa.
Zamiast kolacji przy świecach, zamówili do domu frytki i hamburgery. Jedli u Laurel
w kuchni, przeglądając notatki. Jak przystało na zawodowców, nie wracali do wcześniejszej
kłótni.
- Na podstawie poszlak, jakimi dysponujemy, możemy śmiało stwierdzić, że śmierć
Anne Trulane nie nastąpiła w wyniku nieszczęśliwego wypadku - oznajmiła Laurel.
- Jakbym słyszał Curta przemawiającego w sądzie - mruknął Matt.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]