[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pamiętam, napis na bramie cmentarza: Przyjdzie godzina, w której wszyscy, co są w
grobach, usłyszą głos jego *, dobrze wiedziałem, że wcześniej czy pózniej nadejdzie czas,
kiedy i ja, i Kicia, i jej mąż, i oficer w białym mundurze będziemy leżeć za ogrodzeniem pod
ciemnymi drzewami, wiedziałem, że obok mnie idzie nieszczęśliwy, poniżony człowiek
wszystko to wyraznie sobie uzmysławiałem, a jednocześnie niepokoił mnie ciężki, paskudny
strach, że Kicia wróci i nie będę mógł powiedzieć jej tego, co chciałem. Nigdy jeszcze myśli
wzniosłe nie łączyły się w mojej głowie tak mocno z najbardziej niską, zwierzęcą prozą, jak
tamtej nocy... Okropieństwo!
Znalezliśmy w pobliżu cmentarza woznicę. Dojechaliśmy do ulicy Dużej, gdzie mieszkała
matka Kici, odprawiliśmy woznicę i poszliśmy chodnikiem. Kicia cały czas milczała, a ja
patrzyłem na nią i złościłem się na siebie: Zaczynaj! To odpowiednia chwila! W dwudziestu
krokach od hotelu, w którym mieszkałem, Kicia zatrzymała się i rozpłakała.
Nikołaju Anastasyczu! powiedziała płacząc, śmiejąc się i patrząc mi prosto w twarz
mokrymi, błyszczącymi oczami. Nigdy nie zapomnę pańskiego współczucia... Jaki pan jest
dobry! Jakie zuchy z was wszystkich! Szlachetni, wielkoduszni, życzliwi, inteligentni Ach,
jak cudownie!
Widziała we mnie inteligentnego i światłego pod każdym względem człowieka, a na jej
mokrej, uśmiechniętej twarzy, wraz ze wzruszeniem i zachwytem, które wzbudzała u niej
moja osoba, był wypisany żal, że rzadko spotyka takich ludzi i że Bóg nie dał jej szczęścia być
żoną jednego z nich. Szeptała: Ach, jak cudownie! Dziecinna radość na twarzy, łzy, łagodny
*
Ewangelia wg św. Jana, 5, 28 (przyp. tłum.).
63
uśmiech, miękkie włosy przykryte chustką, i sama chustka, niedbale narzucona na głowę,
przypomniały mi dawną Kicię, którą chciało się pogłaskać jak kotkę...
Nie wytrzymałem i zacząłem głaskać jej włosy, ramiona, ręce...
Kiciu, no czego ty chcesz? mówiłem. Chcesz, żebym cię stąd zabrał? Zabiorę cię z
tego więzienia i zrobię szczęśliwą. Kocham cię... Pojedziesz ze mną, moja piękności? Tak?
Dobrze?
Na twarzy Kici pojawiło się zdumienie. Odsunęła się od latarni, pod której staliśmy, i
patrzyła na mnie dużymi przerażonymi oczami. Chwyciłem ją mocno za rękę i zacząłem
całować jej twarz, szyję, ramiona, zapewniając ją o miłości i obsypując przyrzeczeniami.
W sprawach miłosnych klątwy i przyrzeczenia stanowią konieczność wprost fizjologiczną.
Nie można się bez nich obejść. Nieraz wiesz, że kłamiesz i że obietnice tu na nic, a jednak
przyrzekasz i obiecujesz. Zaskoczona Kicia cofała się cały czas do tyłu i patrzyła na mnie
dużymi oczami...
Nie trzeba! Nie trzeba! szeptała, odpychając mnie rękami.
Mocno ją objąłem, a ona nagle histerycznie się rozpłakała i na jej twarzy pojawił się ten
sam bezmyślny, tępy wyraz, jaki miała w altance... Nie pytając ją o zgodę i nie dopuszczając
do głosu, pociągnąłem ją siłą do hotelu... Była osłupiała i nie chciała iść, więc wziąłem ją pod
rękę i prawie poniosłem... Pamiętam, kiedy wchodziliśmy po schodach na górę, jakiś
jegomość z czerwonym otokiem ze zdziwieniem popatrzył na mnie i ukłonił się Kici...
Ananjew zaczerwienił się i zamilkł. Przeszedł się w milczeniu wokół stołu, podrapał się z
rozdrażnieniem w tył głowy i kilka razy nerwowo wzruszył ramionami jakby poczuł chłód na
swych szerokich plecach. Zrobiło mu ciężko i wstyd od tych wspomnień...
Niedobrze! powiedział, wypijając szklankę wina i potrząsając głową. Mówią, że
przed każdym wykładem o kobiecych chorobach radzą studentom medycyny, żeby zanim
rozbiorą i zbadają chorą kobietę, przypomnieli sobie, że mają matkę, siostrę, narzeczoną... Ta
rada przydałaby się nie tylko medykom, ale każdemu, kto ma w swoim życiu styczność z
kobietami. Teraz, kiedy mam żonę i córkę, jak ja rozumiem tę radę! Jak rozumiem, Boże
kochany! Ale słuchajcie, co działo się dalej... Zostawszy moją kochanką, Kicia podeszła do
sprawy inaczej niż ja. Zakochała się namiętnie i mocno. To, co było dla mnie zwykłą miłosną
przygodą, stanowiło dla niej prawdziwy przewrót w życiu. Wyglądała na szaloną. Po raz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]