pdf > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Ja, Najwy\szy Wódz Kwanyjczyków, tak mówię. Od kiedy przychodzisz do mnie nie przynosząc ich
\yczeń? Obojętnie, czy za ich wiedzą, czy nie.
 Najwy\szy Kapłan chciałby dowiedzieć się wszystkiego, co wiesz o upadku Xuchotl  powiedział Ryku.
 Chce te\, aby powróciła niewolnica złapana przez Ichiribu w czasie nocnego wypadu.
To drugie \yczenie było nowością.
 Nic więcej?
 To zadowoli Najwy\szego Kapłana. Chabano zaśmiał się szorstko.
 Powiedziałbym, \e dziewka w jej wieku jest więcej ni\ odpowiednia dla takiego starucha. Czego od niej
chce?
Ryku miał dość odwagi, \eby rzucić Chabano wyzywające spojrzenie, choć wielu za to ginęło.
 Czy\ nie wiesz, jak to jest, gdy mę\czyzna ma swoją kobietę? Opowiem ci piękną historię o wielkim
wodzu Kwanyjczyków, który&
 & wycisnął mózg z Człowieka Boga, co miał za długi język  dokończył Chabano i odwzajemnił
spojrzenie. Ryku zamilkł.
 Zobaczę co mo\na zrobić, by zachowując ostro\ność odbić dziewczynę. Znajdę ludzi, którzy to zrobią.
Chyba w to nie wątpisz.
 Nie wątpię  rzekł Ryku. Był na tyle ostro\ny, by nie obiecywać nic swoim panom, którzy nie wiedzieli o
jego podwójnej roli.
 A co wiesz o losie Xuchotl?
 Właściwie nic  odparł Chabano.  Odnalezć tych, którzy władają wielką magią, to jakby kazać wę\owi
upolować lamparta. Tylko przy wielkim szczęściu uda mi się zdobyć coś wa\nego.
Gesty i wyraz twarzy Ryku powiedziały Chabano, \e nic się nie zmieniło. Ludzie Bogowie nie u\yczą swej
mocy Kwanyjczykowi, nawet po to, by szukał przyczyny upadku Xuchotl. Wolą pozostać w niewiedzy ni\
zaryzykować oddanie innym swej mądrości.
To ró\niło Najwy\szego Kapłana śywego Wiatru i Najwy\szego Wodza Kwanyjczyków. Chabano oddał
wiele, by zdobyć wiedzę, a oddałby jeszcze więcej. Była te\ inna ró\nica. Wódz wiedział, \e Ludzie Bogowie
u\yliby czarów pogromców Xuchotl nawet przeciw Kwanyjczykom. Jeśli zdoła, nie pozwoli im zdobyć mocy,
która zgubi jego lud.
Ryku odbył po\egnalny rytuał myśliwego i wodza, po czym odszedł. Słychać go było jeszcze haniebnie
długo, ale przynajmniej próbował iść ciszej.
Valeria klęczała przy szkielecie i jarzącym się stosie ognistych kamieni. Gdy zobaczyła to, co zauwa\ył
przed nią Conan, podniosła się. Zdawało się jej, \e ka\dy ruch, ka\dy oddech wzbudzał głośne echo, które
mogło zwabić to, co czaiło się w głębi tego koszmarnego tunelu.
Chciała coś powiedzieć, ale kiedy otworzyła usta, nie wydobył się z nich \aden dzwięk. Wreszcie wzięła
głęboki wdech, uznała, \e najwy\szy czas przestać się bać, i głośno się roześmiała.
 Więc w końcu Złote Wę\e nie są legendą? Ta bestia straciła łuski całkiem niedawno, wszystko mo\na
wyczytać z jej wyglądu.
Conan skinął głową.
 Myślę sobie, \e le\y tu nie dłu\ej ni\ ten stwór, którego ścierwo znalezliśmy w pieczarze pod grzybami.
 Wolałabym, \ebyś nie miał racji  westchnęła Valeria.  Och, \eby tak mieć kawałek tego grzyba! To
byłby bankiet.  Popatrzyła na Cymeryjczyka.  Na co się tak gapisz? Na kształt mojego brzucha, od trzech
dni pustego?
Cymeryjczyk uśmiechnął się.
 Jakoś nie przejęłaś się faktem, \e dzielimy te tunele ze Złotymi Wę\ami.
Valeria mrugnęła i uświadomiła sobie, \e do oczu napłynęło jej coś wilgotnego. Odwróciła się, a Conan
pozwolił jej tak stać, a\ odzyska panowanie nad sobą.
 A co mam robić?  powiedziała wreszcie.  Jak w ka\dej cię\kiej próbie, mo\na albo oszaleć, albo się
śmiać. Ja będę się śmiała, jeśli ci to nie przeszkadza.
Conan ryknął takim śmiechem, \e spadło kilka kamieni ze stosu. Ucałował ją w oba policzki, potem w usta.
Na koniec dał lekkiego klapsa w pupę.
 Będę musiał postawić butelkę temu pryszczatemu kapitanowi, kiedy go następnym razem zobaczę.
Przecie\ gdyby nie zmusił cię do ucieczki, nie zdobyłbym sobie takiego przyjaciela.
 Nie wiadomo, nie wiadomo. Co do mnie, to wolałabym pływać z bagiennym diabłem.  Usiadła na
podłodze i zdjęła buty.
 Co to ma znaczyć?
Strona 30
Green Roland - Conan i bogowie gór
 Conanie, mo\e to ostatni taki skład ognistych kamieni. Zapomniałeś, \e nale\ę do Czerwonego
Bractwa? Dobrzy piraci nie zostawiają takiego łupu!
Conan zaśmiał się krótko i dołączył do niej. Ogniste kamienie były dość lekkie, tak \e nasypane do
czubków butów nie cią\yły im zbytnio.
Tkwi w nich zapewne ta sama magia, co rządziła w Xuchotl. Być mo\e przyciągną inne Złote Wę\e, które
będą chciały pomścić kradzie\ skarbów martwego pobratymca. Valerii to nie obchodziło. Czająca się wokół
magia zabije ją i Conana& albo nie zabije. O tym zdecyduje przeznaczenie. Trzeba przestać się bać.
A Złote Wę\e? Niech przyjdą! Za dzień, dwa da radę nadziać takiego na miecz, a potem zjeść na surowo!
VI
 Conanie  szepnęła Valeria  czuję sma\ony tłuszcz. Albo ju\ całkiem zwariowałam.
Conan pociągnął nosem. Według niego powietrze było bardziej wilgotne i cuchnące ni\ poprzednio.
Przeszli ju\, jak oceniał, pół mili w tej brudnej wodzie, która jednocześnie wypływała spod spodu i skapywała
ze sklepienia. Być mo\e znajdowali się pod rzeką albo pod jeziorem.
Miejscami woda była tak płytka, \e kamienne podło\e pokrywała tylko cienka warstewka szlamu, zdradliwa
nawet dla dwojga zwinnych wojowników. Gdzie indziej woda sięgała im do kostek lub nawet do kolan. Po
przejściu przez pierwszą płyciznę Valeria zarzuciła buty na szyję. Postura Cymeryjczyka pozwalała mu nieść [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cyklista.xlx.pl
  • Cytat

    Do wzniosłych (rzeczy) poprzez (rzeczy) trudne (ciasne). (Ad augusta per angusta). (Ad augusta per angusta)

    Meta