[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wymijająco, bo nie miał ochoty psuć sobie humoru, rozmawiając o zawodowych kłopotach związanych z
osławioną sprawą Bartlettów.
Szef kancelarii adwokackiej ze zrozumieniem podszedł do rozterek Cliffa, lecz nieustannie podkreślał, że
rzeczywistość jest bezwzględna i ma swoje prawa. Klient płaci i wymaga, a utrzymanie kancelarii sporo
kosztuje. Jeśli oskarżony trafi za kratki, odmawia często zapłacenia rachunku, a poza tym zle się wyraża o
swoich obrońcach, psując im opinię, co oznacza mniej zleceń i pustki w kasie. Co więcej, amerykański
system gwarantuje każdemu prawo do obrony, choćby wszystkie dowody potwierdzały jego winę.
Cliff przyjął do wiadomości te argumenty. Nie miał innego wyjścia. Zawsze szedł na kompromis. Nie
należał do idealistów gotowych w imię niezłomnych zasad robić mnóstwo zamieszania wokół siebie i
swoich spraw.
Mimo to nadal dręczyły go wątpliwości. Zanosiło się na dziwną rozprawę. Policjant, którego wiarygodność
miała zostać podważona, to zacny człowiek, dobry gliniarz z ogromnym doświadczeniem. Od dwudziestu lat
pracował w policji, miał żonę i dzieci. Nagonka, którą zamierzali przeprowadzić starsi koledzy Cliffa, może
być dla niego prawdziwą katastrofą i zaważy ponadto na życiu całej rodziny.
- Mówisz o tym bez przekonania - stwierdziła Mallory, widząc jego ponurą minę.
- Przyjąłem do wiadomości, że linia obrony nie może być inna. - Mimo wszystko nadał był oburzony, że ją
przyjęto. - Bywa czasem, że przez całe życie o coś zabiegamy, stawiając wszystko na jedną kartę, a gdy
marzenia wreszcie się spełniają, jest inaczej, niż sądziliśmy.
- Co masz na myśli? - Przechyliła głowę na bok, rozważając jego słowa.
- Można powiedzieć, że w mojej branży codzienność nie przystaje do ideałów zawartych w książkach i
filmach. - Bezradnie wzruszył ramionami. - Jako młody chłopak z zazdrością patrzyłem na zamożnych
prawników, którzy jeżdżą po mieście luksusowymi limuzynami i mieszkają w eleganckich rezydencjach.
Postanowiłem zostać jednym z nich.
- Zmieniłeś zdanie? - spytała cicho, ściskając jego dłoń.
- Nie, ale uświadomiłem sobie, że kto decyduje się bronić w sprawach karnych, siłą rzeczy mnóstwo czasu
spędza w towarzystwie zwykłych kryminalistów.
- Chcesz powiedzieć, że twoi klienci nie są bezbronnymi owieczkami zaszczutymi przez okrutny wymiar
sprawiedliwości? - rzuciła kpiąco.
- Niestety, przeważają wśród nich czarne charaktery. Przez chwilę patrzyła na niego, jakby się wahała, czy
zadać kolejne pytanie.
- W takim razie czemu ich bronisz, skoro masz świadomość, że są winni?
- Już o tym wspomniałem. - Uśmiechnął się z goryczą. - Nasz system prawny zakłada, że każdemu należy
36
się obrona. Poza tym istnieje domniemanie niewinności.
Oskarżonemu trzeba udowodnić, że popełnił przestępstwo. Dobry prawnik nie przesądza z góry o winie
klienta. Takiego myślenia uczą nas na uniwersytetach. Tylko sędziowie określają winę i karę.
- Jutro poniedziałek. - Niespodziewanie zmieniła temat. - Trzeba wrócić do domu.
- Wiem - odparł, kiwając głową. Mallory odsunęła deser i powiedziała, spoglądając na niego ponad
migotliwym płomieniem świecy:
- Nie chcę stąd wyjeżdżać.
- Ja również. - Mówił prawdę. Na samą myśl, że trzeba będzie znowu stawić czoło przykrej codzienności,
żołądek podchodził mu do gardła. Mallory uśmiechnęła się smutno, a Cliffowi zrobiło się ciężko na sercu.
- Nie sądzę, żebyś miał ochotę uciec ze mną na koniec świata, ale moim zdaniem taki pomysł ma swoje
zalety, bo oznacza, że nie trzeba wracać do rzeczywistości.
Z całego serca pragnął z nią się zgodzić i zwiać gdzie pieprz rośnie.
- Szkoda, że nie możemy się na to zdecydować, ale gdybyśmy uciekli, na pewno nie przeszłabyś do
ogólnokrajowej sieci telewizyjnej. Pamiętaj, że czeka cię błyskotliwa kariera. Ja natomiast muszę dopiąć
swego i zostać wspólnikiem w mojej kancelarii.
Długo przyglądała mu się bez słowa.
- To chyba nie są złe perspektywy.
- Oczywiście. Urzeczywistnimy swoje pragnienia. Od lat mamy jasno określone życiowe cele, prawda?
Rzuciła mu badawcze spojrzenie, puściła jego dłoń i wstała.
- Musimy już iść.
Była smutna i zrezygnowana, a jej słowa zabrzmiały jak wyrok. Cliff nagle zdał sobie sprawę, że tak
właśnie jest. Pora opuścić bezpieczną kryjówkę i wrócić do zajęć, które mogły im przynieść wymierne
korzyści. Najważniejsze, by pięli się szybko po szczeblach zawodowej kariery.
Ich romans nabrał rumieńców, bo poznali się lepiej i oswoili ze sobą. Namiętne uściski i szalone noce dały
im wiele radości. Byli teraz mocno ze sobą związani. Cliff do niedawna bardzo się obawiał takiej zażyłości,
ale gdy zbliżył się do Mallory, niepokój charakterystyczny dla większości zatwardziałych kawalerów nagle
zniknął.
Krótka wyprawa spełniła wszystkie jego oczekiwania. Nie mógł tylko zrozumieć, czemu odczuwa głęboki
żal na myśl o powrocie do życia, na którym zawsze tak bardzo mu zależało.
ROZDZIAA DZIEWITY
- Zrezygnowali, Mallory - w słuchawce rozległ się zirytowany głos Lenny ego. - Zatrudnili kogoś innego.
Od przyjazdu z górskiej osady minęły trzy tygodnie. Przez cały ten czas daremnie łudziła się nadzieją, że
pochopna decyzja nie zaprzepaści jej szans na przeniesienie do Nowego Jorku. -
- Jesteś pewny? Czy to ich ostateczna decyzja? Nie zmienią zdania? - Osunęła się bezwładnie na fotel i
oparła czoło na dłoni.
- Wykluczone. Nie będę ci powtarzać słowo w słowo, co mówili, gdy im oznajmiłem, że nie możesz
spotkać się z nimi w piątek, bo masz inne plany. Najogólniej mówiąc, uznali to za przejaw karygodnego
lekceważenia. Twierdzą, że nie można na tobie polegać. Byli oburzeni taką postawą.
Mallory kątem oka popatrzyła na swoją dłoń, która lekko drżała. W pierwszej chwili wydało jej się, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]