[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tym wieku, zdradzał dziwne zainteresowanie willą Berndta,
przyglądał mu się i najwyrazniej miał ochotę wejść do środka.
Ruth patrzyła przed siebie niewidzącymi oczyma drżąc z
podniecenia. Ten obcy mógłby być przecież wnukiem wuja
Rochusa. To tłumaczyłoby jego osobliwe zachowanie. I owo
podobieństwo, wielkie podobieństwo obu mężczyzn, które
właśnie sobie uświadomiła.
Sprawiasz wrażenie roztargnionej, Ruth doszły ją
słowa
Rochusa Berndta.
Drgnęła i spojrzała na niego zmieszana.
Co przez to rozumiesz,
wuju?
Zmiejąc się pogroził jej palcem.
30
Moja mała Ruth jest najwyrazniej pod wrażeniem
dzisiejszego
podboju. Dwa razy cię pytałem, czy byłaś na spacerze, a ty mi
nie odpo
wiedziałaś.
Odgarnęła włosy z czoła.
Ach, wuju Rochusie, to ty dokonałeś podboju, nie ja,
wiem to
dobrze. Ale rzeczywiście jestem nieco rozkojarzona, wybacz.
Jest taka
jedna sprawa, która mnie zaprząta, i chciałabym ją z tobą
omówić.
Zaciekawiasz mnie. Cóż takiego leży ci na sercu?
To być może potrwa nieco dłużej, więc usiądz, proszę, w
fotelu.
Starszy pan uśmiechając się zasiadł w fotelu i pozwolił sobie
nawet
podłożyć poduszkę pod plecy.
Siedzę już wygodnie, Ruth. Twoje przygotowania mnie
intrygują.
Ruth zajęła miejsce naprzeciwko i odetchnęła głęboko, po
czym zaczęła:
Wuju Rochusie, byłam dziś przed południem na
strychu. Wiszą tam
twoje stare ubrania i płaszcze. Niestety dobrały się do nich
mole. Byłaby
szkoda, gdyby te rzeczy niszczały bezużytecznie. Można by je
komuś poda
rować. Są ludzie, których by one uszczęśliwiły. Myślałam o
posłańcu Maxie
Reichercie. Jego matka jest wdową i ma oprócz niego do
wyżywienia
dwóch chodzących jeszcze do szkoły chłopców. Mogę mu coś
z tego poda
rować?
- Czy to dlatego byłaś taka roztargniona, moja mała
samarytanko? Jeśli o mnie chodzi, nie widzę przeszkód.
Spokojnie możesz podarować te stare rzeczy Maxowi.
On się bardzo ucieszy, wuju Rochusie. Tam na górze są
skarby
wszelkiego rodzaju. Między innymi stoją tam dwie walizki z
rzeczami,
które twoja córka miała w Anglii.
Utkwił wzrok w wiszącym nad biurkiem portrecie.
Rzeczywiście, walizki Marii! Poleciłem je tam wynieść,
gdyż każde
przypomnienie o niej było wtedy nie do zniesienia. Wtedy nie
wierzyłem,
że czas leczy najcięższe rany. Wydawało mi się to niemożliwe.
A przecież
tak się stało. Ciągle jeszcze tylko przepełnia mnie ogromny
smutek, że takie
młode, kwitnące życie musiało skończyć się tak tragicznie,
skazując mnie
na samotność.
Serce Ruth skoczyło do gardła.
Nie mogłam o tym nie myśleć, wuju Rochusie, gdy
przeglądałam
suknie twej córki, sprawdzając, czy przypadkiem i tam nie
zagniezdziły się
31
mole. Na szczęście nie zauważyłam wyrządzonych przez nie
szkód. Wszystkie ubrania twej córki są w doskonałym stanie.
Uszyto je z dobrych materiałów, takich dziś się nie spotyka. O
tyle lat przeżyły swoją właścicielkę...
Tak, tak, dziecko westchnął. Człowiek umiera
szybciej niż
tysiące bezwartościowych przedmiotów. Jeśli uważasz, że z
tych sukienek
mógłby jeszcze ktoś mieć pożytek, to muszę ci wyznać, że nie
zdobędę się
na to, aby oddać je w obce ręce. Niech tam leżą do mej
śmierci.
Ujęła jego dłoń.
Nie to miałam na myśli, wuju Rochusie. Ja... ja
chciałam tylko
porozmawiać o twej córce. Wiesz, gdy spoglądam na jej
portret, zawsze
myślę, jakie to okrucieństwo losu, że tyle piękna, dobroci i
wdzięku musiało
zginąć. Bardzo ją kochałeś, prawda?
Przytaknął ze spochmumiałą twarzą.
Po przedwczesnej śmierci mej żony Maria była dla
mnie
wszystkim. Kochałem ją, jak tylko ojciec może kochać
dziecko.
A przecież odmówiłeś jej najgorętszemu pragnieniu.
No cóż, stało się westchnął. Jakże małostkowa
wydaje mi się moja gniewna odmowa, którą podyktowała
mi wtedy próżna duma ojcowska.
Prawda, że dałbyś jej jednak pewnego dnia
przyzwolenie, gdybyś zauważył, że za żadne skarby nie
chce zrezygnować z mężczyzny, którego kocha?
Rochus Berndt zapatrzył się w przestrzeń.
Moje drogie dziecko, nieszczęście, jakie mnie spotkało,
potrafi skruszyć największy upór. Nie wiem dziś, jak długo
bym się jeszcze opierał temu związkowi. Wiem tylko tyle,
że chciałem widzieć mą córkę szczęśliwą, ale nie
wyobrażałem sobie, że mogłaby znalezć to szczęście u
boku tamtego człowieka. Wydawało mi się, że moja córka
zasługuje na kogoś lepszego. Czy byłem dla niego
niesprawiedliwy, tego nie wiem, wiem tylko, że oddałbym
własne życie i wszystko, co posiadam, gdybym mógł
odwołać moje ostatnie słowa wypowiedziane do niej w
gniewie. Gdy widziałem moje dziecko leżące przede mną
martwe, jakże małostkowy i żałosny wydał mi się mój opór
przeciwko temu małżeństwu.
Przebaczyłbyś jej teraz wszystko, gdyby mogła być
[ Pobierz całość w formacie PDF ]