pdf > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

człowieka, który będzie go musiał dopaść w tym labiryncie. Trzeba zachować wszystkie
środki ostrożności.
- Cóż - Jellico wstał - to już nie nasza sprawa. Patrol teraz wszystkim dowodzi, niech
oni się martwią. Im wcześniej wystartujemy z tej okropnej planety, tym lepiej dla nas.
Jesteśmy Branżowcami, a nie policją.
- Tak - odezwał się Van Ryck ciągle siedząc w fotelu ukradzionym zapewne niegdyś z
jakiegoś liniowca. - Musimy myśleć o Branży przede wszystkim, wyłącznie o interesach. - W
jego oczach nie było niecierpliwości, którą można było łatwo dostrzec w niemal
przezroczystych niebieskich oczach Kapitana. Był zupełnie spokojny, jakby miał rozpocząć
swoje zwykłe zajęcia. Danowi przyszło do głowy, że Van Ryck nie zakończył jeszcze
interesów na Otchłani i nie obchodziło go zupełnie, co postanowił Patrol.
Mimo swoich deklaracji, Kapitan nie zarządził powrotu na Królową. Przechadzał się
natomiast ostrożnie po pokoju przystając czasami przed jakimś eksponatem, który Salzar
najwidoczniej upodobał sobie na tyle, by go tu umieścić. Van Ryck spojrzał na Dana i Murę.
- Proponuję - powiedział łagodnie - żebyście skorzystali z sypialni Doktora Richa.
Myślę, że łóżko wam się spodoba - jest znacznie wygodniejsze niż koja.
Dan zastanawiał się, dlaczego nie wysłano ich na statek, gdzie już od paru godzin
przebywali Kosti i Ali, ale ruszył posłusznie za stewardem w stronę apartamentu Richa. Van
Ryck miał rację: łóżko było zupełnie ziemskich rozmiarów, a pokrywał je puszysty koc z
automatycznym nagrzewaniem.
Młody Branżowiec zrzucił haubę, gruby, niewygodny pas oraz buty i zanurzył się w
wełnianą miękkość. Kątem oka zauważył, że Mura idzie w jego ślady i zajmuje drugi koniec
obszernego legowiska. Po paru sekundach spał już głęboko.
Był teraz w sterowni Królowej i miał wprowadzić statek w nadprzestrzeń. Naprzeciw
niego stał Salzar Rich z twarzą tak surową jak wtedy, gdy po raz pierwszy spotkali się na
Naxos. Zadaniem Dana było ustalić wszystkie współrzędne, a gdyby się pomylił, to Salzar
zabije go i jego ciało spadnie do labiryntu, gdzie coś czyha na nie w ciemnościach.
Dan otworzył oczy i wpatrywał się w szarość mroku ponad głową. Trząsł się z zimna.
Ręce miał lodowate i mokre od potu. Chciał sprawdzić, czy to już rzeczywistość i ledwo
powstrzymał się od dotknięcia dłonią puszystej pościeli. Nie wolno mu było się poruszyć.
Wyczuł obecność czegoś straszliwego w tym pokoju, czegoś, co zagrażało jego życiu.
Kontrolował swój oddech - powinien być głęboki i równy. Mura był obok, ale Dan nie
mógł odwrócić głowy, żeby sprawdzić. Zaczął zmienić swą pozycję stopniowo, przesuwając
się o milimetry. Nie miał pojęcia, co dokładnie mu grozi, ale wystarczyło to niemal
namacalne poczucie strachu, żeby zachować maksimum ostrożności.
Dostrzegł wreszcie drzwi. Dochodziły stamtąd głosy. Może Kapitan i Van Ryck nadal
tam siedzeli. Dobrze, to są drzwi, a teraz kawałek ściany przy nich. Zobaczył trójwymiarowe
malowidło, jaskrawy krajobraz z jakiegoś dziwnego świata, świata martwego, pozbawionego
życia, a mimo to w jakiś niesamowity sposób pięknego, zdecydował się przesunąć rękę pod
lekkim kocem. Chciał obudzić Murę. Wiedział, że steward nie zdradzi ich, nawet jeśli
zostanie wyrwany ze snu.
Ręka przesunięta, głowa też. Jest malowidło, a przy nim pas tkanego materiału z
diamentami i szmaragdami. Kamienie lśnią, że aż oczy bolą. A obok - obok jakieś ramiona
zasłaniają częściowo to dzieło&
Salzar!
Tylko dzięki silnej woli, o którą Dan nawet się nie podejrzewał, zdołał pozostać w
bezruchu. Na szczęście przestępca nie spoglądał w stronę łóżka. Bezszelestnie przesunął się w
kierunku drzwi.
Rich najwyrazniej stał się na powrót człowiekiem, ale w jego oczach widać było
szaleństwo. W ręku trzymał dziwaczną tubę z jeszcze bardziej dziwną rękojeścią. To na
pewno była broń. Nie stał już przy gobelinie - jego głowa zasłaniała częściowo obraz. Jeszcze
dwa kroki i będzie przy drzwiach. Ręka, która miała obudzić Murę, napotkała na przyjazną
dłoń sprzymierzeńca w samą porę. Steward też nie spał - było więc ich dwóch!
Dan próbował zaplanować następny ruch. Leżał na plecach, przykryty grubym kocem.
Niemożliwe, żeby udało mu się zaskoczyć Salzara. A jednak przestępca nie może dojść do
tych drzwi, nie można mu pozwolić na strzały.
Mura pchnął lekko dłoń Dana. To był znak. Czy na pewno dobrze zinterpretował ten
ruch? Dan napiął wszystkie mięśnie i w momencie, gdy rozległ się przerazliwy wrzask kolegi,
zsunął się błyskawicznie na podłogę.
Płomień rozdarł powietrze i łóżko stanęło w ogniu. Dan gwałtownie szarpnął dywan,
na którym stał Salzar, ale ten nie stracił równowagi. Oparł się o ścianę i skierował broń w
stronę zaplątanego w koc Branżowca. Nagle spokojne, pewne dłonie zaczęły się zaciskać na
gardle przestępcy. To Van Ryck zaskoczył Richa od tyłu i stopniowo zwiększając ucisk
zmusił go do poddania się. Mura i Dan powstali z kolan. Aoże, które przed chwilą było dla
nich oazą spokoju, zżerał ogień.
Przez jakiś czas trwało ogólne zamieszanie: przybyło mnóstwo ludzi z Patrolu i było
trochę strzelaniny. Policjanci odprowadzili gdzieś Salzara. Dan usiadł na ławce: na zawsze
chyba pozostanie mu niechęć do łóżek. Marzył tylko o tym, żeby wreszcie wyciągnąć swoje
zmęczone ciało na własnej koi. Gdyby tak mógł znowu zasnąć na Królowej!
Van Ryck położył na stole broń odebraną przestępcy.
- Coś nowego - powiedział. - Może kolejna zabawka Przodków, a może to z jakiegoś
statku.
Służba Federacji na pewno rozwiąże wiele zagadek. My możemy być przynajmniej
spokojni, że nasz drogi doktor jest pod kluczem.
- Wyłącznie dzięki panu, Szefie! - zaznaczył Dan.
Van Ryck uniósł brwi.
- Ja jedynie dokończyłem to, co wy zaczęliście. Gdyby nas nie zaalarmował twój
krzyk, Mura - skinął głową w stronę stewarda - może już by nas nie było.
Mura ziewnął zasłaniając twarz dłonią. Miał rozpiętą tunikę i był trochę rozczochrany,
ale jak zwykle doskonale kontrolował emocje.
- Zatem było to wspólne przedsięwzięcie, proszę pana - odpowiedział. - Nie
wrzasnąłbym tak, gdyby wcześniej nie obudził mnie Thorson. To on również pociągnął ten
dywan. Zastanawiam się, dlaczego Salzar nie spalił nas, zanim ruszył do was.
Dan zadrżał. Zapach spalonego łóżka i pościeli był tak silny, że zaczęło go mdlić.
Musi natychmiast odetchnąć świeżym powietrzem, musi się nim zachłysnąć. I nie chce
myśleć o tym, co by było gdyby&
- To chyba wszystko - Kapitan Jellico w asyście Dowódcy Patrolu wszedł do pokoju. -
Macie Richa, ale co z nimi? Mamy tu siedzieć i czekać, aż przeszukacie wszystkie zakamarki
i policzycie wszystkie splądrowane statki?
- Nie sądzę, Kapitanie, żebyście musieli zatrzymywać się tu dłużej niż parę godzin -
zaczął Komandor, ale przerwał mu Van Ryck.
- Ależ nam się zupełnie nie spieszy. Jest przecież kwestia naszych praw do Otchłani.
Jeszcze tego nie omówiliśmy. Nabyliśmy na legalnej aukcji Inspekcji prawa do tej planety na
dwanaście miesięcy ziemskich. Powstaje pytanie, w jakim stopniu te prawa odnoszą się do
ocalonych przez nas wraków pojazdów kosmicznych oraz tego, co zawierają&
- Wraków, które są dowodem działalności przestępczej - zaczął znowu Komandor,
lecz i tym razem Szef Aadowni wszedł mu w słowo.
- Jednakże wraki znajdowały się na planecie jeszcze zanim odkrył ją Salzar. Maszyna
włączała się od czasu do czasu już po odejściu Przodków. Z historycznego punktu widzenia te [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cyklista.xlx.pl
  • Cytat

    Do wzniosłych (rzeczy) poprzez (rzeczy) trudne (ciasne). (Ad augusta per angusta). (Ad augusta per angusta)

    Meta