[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bo to już ostatnie dni. Mamy drugi klucz od drzwi.
Ale nie mamy klucza od furtki, więc trzeba będzie przelezć przez ogrodzenie.
Pawełek skrzywił się niechętnie.
Niepotrzebnie ojciec zagrodził ten miejski kawałek siatką. Wszystkie inne domy są
ogrodzone w połowie, a tylko nasz dookoła. Nie wiem, po co mu to było.
%7łeby krowy nie wchodziły. Nie szkodzi, mógł przelezć złodziej, możemy i my. Dzisiaj
Chaber wywęszy wszystko i będziemy wiedzieli, co robić, a jutro mogłoby mu być trudniej.
Księżyc świeci i jest całkiem widno. Dowiemy się możliwie dużo i potem się zastanowimy co
dalej. A możliwe, że oni od razu dzisiaj coś zrobią.
Co zrobią? Dlaczego dzisiaj?
Bo skąd wiesz, co na tej lampie było wydrapane? A oni będą wiedzieli. Już wiedzą.
Jestem pewna, że umieją czytać po arabsku.
O rany! Masz rację! To już& !
Czekaj, niech odjadą&
Państwo Chabrowiczowie odjechali w chwilę potem, pozostawiając dzieci w domu i
zamykając za sobą furtkę na klucz.
Jestem pewien, że ich za chwilę diabli gdzieś wyniosą powiedział pan Roman z
niepokojem, zapalając silnik. Co ty masz za pomysły&
Jestem pewna, że Chaber ich przypilnuje odparła pani Krystyna stanowczo. Nie
pozwoli im zrobić nic głupiego, a oni są mu posłuszni o wiele bardziej niż nam. Nie narażą go
na żadne niebezpieczeństwo za nic w świecie. A jeżeli uda im się zorientować, kim są ci
złodzieje&
Tego się właśnie boję najbardziej!
A ja nie. Dzieciom nic nie zrobią. A godzić się na okradanie, to jest po prostu
obrzydliwe. Wy naprawdę nie wiecie, kto tu kradnie?
Skąd mamy wiedzieć? Policja się pewnie domyśla, ale to za mało. Muszą mieć dowody.
Powiem ci, że jestem przerażony tą swobodą naszych dzieci.
Nie denerwuj mnie! Uważam, że najlepiej będzie z nimi współpracować. Dowiemy się
potem dyplomatycznie, co osiągnęły, i może uda nam się uchronić ich od najgorszego. W
każdym razie wierzę w psa.
Przedostanie się przez ogrodzenie w miejscu, gdzie pan Chabrowicz pomiędzy murem a
domkiem przymocował siatkę, nie było zbyt skomplikowane. Chaber od dawna przywykł do
różnych ćwiczeń akrobatycznych i teraz przeskoczył siatkę z łatwością, odbiwszy się od
pleców Pawełka. Znalazłszy się na zewnątrz, podetknęli mu pod nos kieszeń złodzieja,
umieszczoną w plastikowej torebce.
Szukaj, piesku! Szukaj i prowadz!
Chaber nie musiał obwąchiwać szmaty, pamiętał jej woń doskonale. Bez chwili wahania
ruszył przed siebie. Migając w plamach księżycowego światła przemknął przez niedokładnie
ogrodzone osiedle, przeskoczył przez nasyp toru kolejowego, okrążył olbrzymie, straszliwie
cuchnące śmietnisko, przebiegł przez szosę i wpadł w dziurę w ogrodzeniu starego cmentarza.
%7łe też nie obejrzeliśmy tego cmentarza w dzień& mruknął Pawełek, przełażąc za
psem.
Trudno, może jutro obejrzymy. Przytrzymaj mi te patyki&
Chaber nie zatrzymał się na cmentarzu. Przebiegł go, przeskoczył przez niski, zrujnowany
murek i śmignął w górę po zboczu.
Janeczka zatrzymała się na chwilę dla złapania oddechu.
Popatrz, czy myśmy nie szli tamtędy przedwczoraj? spytała zadyszana, wskazując
zbocze rozciągające się na prawo od nich, za głębokim rowem.
Pawełek również przystanął na chwilę i popatrzył.
Chyba tak. A potem przelezliśmy przez dół gdzieś tam, za górą.
Chodzmy. Chaber czeka&
Księżyc oświetlał srebrzystym blaskiem zbocze, na które włazili za prowadzącym psem,
potykając się ustawicznie na jakichś nierównościach. Chaber skierował się w lewo i dotarł do
wydeptanej ścieżki. Zcieżką biegło się łatwiej. Wierzchołek wzgórza, na które weszli dwa dni
temu, został na skos za nimi. Na prawo, o wiele dalej, znajdowała się owa nędzna wieś, a
jeszcze dalej, za wsią, usłana szkieletami dolina i las. Przed sobą mieli długi, łagodny grzbiet,
który po lewej stronic opadał w dół, ku miastu, a wprost przed nimi, ale też daleko, powinno
leżeć osiedle dostojników, zasłonięte grzbietem i niewidoczne.
Pies skierował się nieco w dół, łagodny grzbiet przesunął się na ich prawą stronę i nagle
skończył urwiskiem. Zjechali stromym zboczem i znalezli się w szerokim wjezdzie do
kamieniołomu.
No tak powiedział Pawełek, zatrzymując się na chwilę okazuje się, że to jest
najkrótsza droga od nas do kamieniołomu!
Bardzo dobrze, trzeba ją zapamiętać&
Chaber biegł dalej. Znów pod górę, krawędzią kamieniołomu, powyżej drogi, którą wracali
z pierwszej wycieczki. Rozpoznali łagodne zbocze, oglądane wówczas przez lornetkę. Przed
nimi były slumsy.
Teren był tu nierówny, wszędzie wznosiły się jakieś skałki i kamienie rzucające czarny
cień. Nieco wyżej połyskiwały słabe światełka. Chaber wciąż dążył prosto przed siebie, teraz
jednak szedł wolniej, ostrożnym, skradającym się krokiem. Wykorzystując plamy cienia,
podeszli za nim aż do budynków.
Nędzne, brudne, zaśmiecone osiedle nie spało jeszcze. Pomiędzy glinianymi lepiankami
kręcili się ludzie, gdzieniegdzie błyszczało światło, prawie wszyscy siedzieli przed domkami i
jedli pod gołym niebem. Hałasowali i rozmawiali, przekrzykując się wzajemnie.
A, rozumiem! szepnął Pawełek. Oni teraz dopiero mogą jeść. Całą noc tak będą
siedzieli, niedobrze&
Janeczka cichym sykiem wezwała psa. Wysforowany do przodu Chaber zawrócił.
Kryj się! poleciła mu pani. Ostrożnie. Prowadz ostrożnie!
Chaber rozumiał wszystkie rozkazy. Ruszył znowu do przodu powoli, ale pewnie, niekiedy
przypadając do ziemi i kryjąc się w cieniu. Dzieci skradały się za nim. Chaber ominął gwarną
lepiankę, której mieszkańcy posilali się, siedząc wprost na gołej ziemi, i za nią dotarł do
następnej, cichej i prawie ciemnej. Przemknął pod wejście, zatrzymał się, wyciągając pysk,
uniósł przednią łapę i wyprężył się jak struna. Następnie obejrzał się na Janeczkę.
Jest! szepnęła Janeczka z triumfem. Tutaj mieszka złodziej. Chodz, piesku&
Chaber wrócił, ale wyraznie był niezadowolony. Niecierpliwie wykazywał zamiar pójścia
jeszcze gdzieś dalej.
Czekaj, chwileczkę! zatrzymał go Pawełek. Trzeba popatrzeć!
Lepianka wydawała się pusta, chociaż w środku świeciło słabe światełko. Być może jej
mieszkańcy poszli chwilowo z wizytą gdzieś obok. Otwarta była całkowicie, nędzny,
zniszczony murek otaczał część mieszkalną, składającą się, sądząc z rozmiarów, z jednej
małej izby. Pawełek zaryzykował.
Pilnujcie tu! szepnął i przemknął ku wejściu, prawie niewidoczny w ciemnościach.
Zajrzał ostrożnie do środka, przez chwilę nie było go wcale widać, po czym znów się
pojawił.
Obraz nędzy i rozpaczy oznajmił szeptem. Nic tam nie ma. Ani naszej lampy, ani
w ogóle nic. Leży tylko marynarka złodzieja. Sprawdziłem, z oberwaną kieszenią. Ale
złodzieja też nie ma.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]