[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Popatrz, co za frajer - nie pije!
- W dołach społecznych ju\ zgroza.
- Ty, to jakiś skurwiel, bo nie pije!
- Z ludzmi niepijącymi nic się nie załatwia.
Nie pomaga się im, nie dopuszcza, nie awansuje.
Są, a ich nie ma.
Wódka jest cementem, który zespala środowisko.
W cemencie nie mo\e być zanieczyszczeń.
Myślą więc nieszczęśliwi projektujący trzezwość: przestanę pić - dostanę kopa!
I idą z cementowym zespołem do knajpy.
Gorzej, gdy po paru latach muszą odwiedzać szpitale psychiatryczne, a jeszcze
gorzej, gdy nałóg zaprowadzi kilku nieszczęśliwców na Wólkę, gdy\ podobno na
Strona 43
16474
Bródnie i Powązkach miejsc brak...
Alkoholizm wytycza przed człowiekiem trakt udręki.
Szczególnie tragiczny dla tych, którzy postanowili wyzwolić się z niego.
Część nie wytrzymuje koszmaru, kończy samobójstwem.
Miałem przyjaciela, który wysiłkiem własnej woli zdołał zejść z traktu.
Podziwiałem go.
Po siedemnastu tragicznych latach nałogu utrzymywał abstynencję ju\ od ośmiu
lat.
Pewnego jesiennego wieczoru spotkaliśmy się.
W nocy popełnił samobójstwo.
- Jak wiesz, od ośmiu lat nie piję - mówił - powodzi mi się niezle, nawet
dobrze.
Rano, przed wyjściem do pracy, spoglądam na śpiącą \onę i córeczkę.
Wiem, \e mają sny spokojne, a Obudzą się szczęśliwe.
W domu naszym panuje zgoda i miłość.
Zamykam cicho drzwi i odchodzę spokojny, zadowolony.
A wiesz, z czego najbardziej?
Myślisz, \e z rodzinnego ciepła, dobrobytu?
Oczywiście, z tego tak\e, lecz najbardziej z tego, \e wczoraj prze\yłem trzezwy
dzień i \e dziś Obudziłem się trzezwy.
Stop!
Opowiedziałem ci, jak było do lipca.
Dziś mija trzeci miesiąc i jest inaczej.
Zaczęło się, gdy zostałem sam.
śona z córką wyjechały nad morze.
Rytm dnia uległ zmianie.
Rano nie było kogo \egnać spojrzeniem, dom stał się chłodniejszy, nie
zabierałem do pracy ciepła.
Po powrocie trochę domowych obowiązków.
Obiad, kolacja i pustka.
Parę wieczorów zajęła mi ksią\ka.
Historia człowieka, który kosztem ogromnych wyrzeczeń osiągnął wszystko, co
zaplanował.
Ostatnie rozdziały czytałem kilkakrotnie.
Autor opowiadał w nich o nagłym załamaniu psychicznym bohatera.
Był to stary człowiek.
Uwa\ał, \e niczego ju\ nie osiągnie, \e na następny cel \ycia za pózno.
Opanowała go obsesja bezsensu istnienia.
Przez ostatnie rozdziały ten człowiek obumierał.
Pewnej nocy się zabił.
Po tej lekturze nic ju\ nie mogłem czytać.
Telewizji nie lubię.
Siadałem w fotelu i myślałem o tym człowieku, o jego \yciu i śmierci.
Dlaczego to zrobił?
Dziwne, lecz w jego historii widziałem los własny.
Tak\e osiągnąłem wszystko w naszym rozumieniu.
Wygrałem z nałogiem.
Z samym sobą.
To walka najcię\sza.
A jednak...
Po tygodniu zauwa\yłem, \e rano nie cieszę się z trzezwości.
Jest, to jest.
Obowiązek ikropka..
Z domu wychodziłem przygnębiony, w pracy tak\e mi nie szło.
Wpadałem w stany drętwej apatii.
A myśli ciągle przy starym samobójcy z powieści.
W domu przestałem się czymkolwiek zajmować.
Coś tam jadłem ii fotel pod okno.
Godzinami patrzyłem na park.
Po miesiącu czułem się fatalnie.
Opanował mnie niczym nie uzasadniony smutek, przygnębienie.
Nawet niechęć do myśli, dlaczego tak się dzieje.
Nie mogłem sklecić listu do \ony.
W końcu napisałem.
Chyba tragiczny.
śe mi zle, \e tęsknię i nie wiem, co się ze mną dzieje.
Wrzuciłem do skrzynki.
Rano nie poszedłem do pracy, pobiegłem na pocztę odebrać list.
Strona 44
16474
Lękałem się o \onę i córkę, mogły pomyśleć, \e znów zacząłem pić.
Listu mi nie zwrócili.
Wracając, przechodziłem obok restauracji.
Przysiadłem na ławce naprzeciw.
Marzyłem, \e jestem wewnątrz, podają mi du\ą wódkę.
Piję - i pózniej wspaniały świat bez smutku, bez starego durnia, który się
zabił.
Ale nie wszedłem.
Do domu wchodziłem ju\ nie w smutku, lecz w najczarniejszej rozpaczy.
Mijały dni.
Wiedziałem, \e prze\ywam coś złego.
Wyobraz sobie, \e bez najmniejszej przyczyny!
I tak jest do dziś.
Wyznaję to tylko tobie.
Boję się, rozumiesz?
Boję się!
Przecie\ nie dlatego, \e \ona z córką wyjechały.
śe przeczytałem ksią\kę.
Dziwna, ale właściwie banalna historia.
Z okien skaczą milionerzy, sławne aktorki trują się.
W końcu \ona z córką wróciły.
Nie z powodu listu.
śona mówiła, \e był śmieszny, jakby pisał inny człowiek.
A mnie teraz z nimi jeszcze cię\ej.
Muszę kryć mą rozpacz.
Pytasz o wódkę?
Nie!
Nie!
Nie mogę, za \adną rozpacz świata!
Nie wiem, czy to wszystko nie z powodu tamtych lat.
I tych teraz, które musiałbym zniszczyć.
Wierz mi, \e wbrew wszystkiemu, \onie, córce, logice - boję się przyszłości...
- Dokończyliśmy kawę i po\egnaliśmy się.
Powiedziałem mu jedno słowo: - Wytrzymaj!
- i podałem rękę.
Byłem wstrząśnięty jego tragedią.
Znałem go tyle lat.
Piliśmy w tych samych knajpach.
Razem trzezwieliśmy.
Wyrwał się z naszego kręgu alkoholików.
Spotykałem ich we trójkę.
Zazdrościłem.
Nie zerwał ze mną kontaktu, radził, przekonywał.
Znów lata mijały i ciągle widziałem go trzezwego.
Tak jak wtedy wieczorem.
A w nocy ju\ go nie było...
Przeczytałem tę nieszczęsną ksią\kę.
Tamten człowiek w ostatnich godzinach zdawał sobie sprawę, \e jednak nie
odchodzi bezu\ytecznie.
Ale zabił się.
Zniszczyła go bardziej świadomość obumierania \ycia ni\ poczucie jego bezsensu.
Wiało z tej ksią\ki okrucieństwem ludzkiego losu.
Wszystko, co minęło, w Obliczu śmierci stawało się niczym, pyłem w pustynnej
zawiei.
Sądziłem, \e atmosfera beznadziejności, towarzysząca bohaterowi powieści w
ostatnim okresie \ycia, mogła mieć wpływ na rozwój depresji mego przyjaciela,
lecz nie powinna była wywołać decyzji ostatecznej!
A mo\e bardziej bał się powrotu nałogu ni\ śmierci?
Mo\e wolał zostawić smutek pośmiertny ni\ ofiarować rodzinie wraz z \yciem -
rozpacz nałogu...?
Le\eliśmy na brzegu rzeki nagrzani słońcem.
Woda w Pilicy pluskała.
Opodal pasły się czerwono białe krówki.
Wewnątrz nas promieniowało wino.
Brakowało, co prawda, kobiet i śpiewu do pełni alkoholowego szczęścia.
Zpiew się znalazł.
Ktoś przeciągle zawył: Wołga, Wołga...
Z kobietami było zle.
Strona 45
16474
Ciałem nieobecne, a w wyobrazni jakieś niemrawe.
Pozostaliśmy przy śpiewie i winie.
A\ posnęliśmy.
Jeden z kolegów miał niespokojny sen, rzucał się, wierzgał nogami, przewracał.
Gdy obudziliśmy się, le\ał z twarzą w krowim łajnie, jeszcze świe\utkim.
Wyglądał biedaczyna jak w kosmetycznej maseczce.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]