[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dyskretnie dzie\\c/ynę, którą Gotfryd wolał od Cykimy.
Zdziwił się. Po cichu zadawał sobie pytanie, jak to mo\liwe, \e wybór jego brata padł
na dziewczynę, która była wprawdzie córką księcia, lecz tak\e Buriatką. W jej rysach nie
mógł odkryć nic azjatyckiego. Kiedy tak przed nim stała, mogła raczej uchodzić za Niemkę
ubraną w buriacki strój ludowy. Jakoś nie potrafił sobie wyobrazić, \e Bulą i Kalyna, te
okrągłe osóbki są rodzicami tej uroczej i tak zuchwałej istoty.
Nie miał czasu na dłu\sze kontynuowanie swoich obserwacji, poniewa\ z zewnątrz
dobiegł tętent koni i turkotanie kół, czemu towarzyszyły okrzyki powitania i trzaskanie batów
- Przyjechali jacyś obcy! - powiedział tejsz. - Zaraz usłyszymy, kto to jest.
Rzeczywiście nie upłynęło wiele czasu i do namiotu wszedł jeden z jego Buriatów.
- Przybył właśnie wysłannik rządu ze swoją świką. Chciał jechać do miasta, lecz
kiedy dowiedział się, \e obcy, którego spotkał po drodze przebywa u nas, tutaj skierował
swoje konie i wozy.
- Ach, nie mogło się lepiej zło\yć! - zawołał uradowany Herman i wybiegł z namiotu.
Między namiotami zatrzymały się cztery kibitki załadowane rzeczami przybysza.
Herman von Adlerhorst zbli\ył się do pierwszego powozu i podał rękę mę\czyznie, który
właśnie z niego wysiadał. Ksią\ę równie\ wyszedł przed namiot, lecz stał zbyt daleko, aby
zrozumieć sens słów, którzy ci dwaj wymieniali między sobą Rychło jednak obaj panowie
zbli\yli się do niego i ksią\ę mógł wreszcie powitać urzędnika.
- Mój młody przyjaciel - powiedział pełnomocnik, - chciałby przekazać mi wa\ną
informację. Pomimo ograniczonego czasu, jakim dysponuję, uczynię mu tę przysługę i
wysłucham go.
- Wasza ekscelencja z pewnością nie zmarnuje swego cennego czasu - odparł
Herman uprzejmie, - poniewa\ to, co mam panu do opowiedzenia jest jak najściślej związane
z celem pańskiego-zadania. Muszę zło\yć na tutejsze władze uzasadnioną skargę.
- Czy to mo\liwe? Przyjechał pan dopiero wczoraj i nie poznał pan jeszcze
naczelnika powiatu!
- Nie chodzi tu o moją osobę, lecz o moją rodzinę.
- Zaciekawia mnie pan. Pozwoli pan, ksią\ę, \e wejdę na chwilę do pańskiego
namiotu?
- Będę zaszczycony, wasza ekscelencjo! Mój skromny dach jest pańską własnością! -
odpowiedział tejsz z uprzedzającą grzecznością.
Weszli do namiotu, gdzie ksią\ę zapoznał wysokiego gościa ze wszystkimi obecnymi
i posadził go na honorowym miejscu.
Herman von Adlerhorst przedstawił w zarysie historię swej rodziny i opowiedział,
jakie przypuszczenia przywiodły go tutaj, do Wierch-nieudinska. Potem nastąpiła dokładna
relacja z wydarzeń, o przebiegu których usłyszał wczoraj.
Urzędnik słuchał z uwagą, nie przerywając ani słowem, podczas gdy ksią\ę, księ\na i
Karpala, którzy dopiero teraz dowiadywali się związków pomiędzy tymi wszystkimi
zdarzeniami raz po raz wydawali głośne okrzyki zdumienia. Naturalnie Herman von
Adlerhorst przemilczał wszystko, co mogłoby narazić Buriatów na przykrości, jak na
przykład ich pomoc jego bratu w ucieczce, tajemnicze zniknięcie broni i to, \e Karpala była
aniołem zesłańców" .
Kiedy skończył, urzędnik zamyślił się głęboko, a między jego brwiami zaznaczyła się
głęboka grozna bruzda.
- Proszę pokazać mi to pismo, które tak obcią\a naczelnika! - zaczął wreszcie.
Sam Hawkens sięgnął do kieszeni i wyjął papier. Urzędnik sprawdził go dokładnie, po
czym zło\ył i schował do kieszeni.
- To nieprawdopodobne, ale ten dokument dowodzi prawdziwości pańskich słów.
Wyznanie to prędko zakończy sprawy, które mnie tu przywiodły. Musi pan wiedzieć, \e do
uszu namiestnika Irkucka od dawna dochodziły ró\ne skargi ludności na zarządzanie
powiatem Wierchnieudinsk. Znalazłem się tutaj, aby sprawdzić ich zasadność i nawet nie
mogłem marzyć o takim rozwoju śledztwa. Syberia jest wielka, - zwrócił się jakby
przepraszająco do Hermana von Adle-rhorsta, - a w kraju, którego władca tak bardzo zdany
jest na praworządność swoich urzędników, mogą rzecz jasna wydarzyć się sprawy, które
gdzieś indziej byłyby nie do pomyślenia. Ale proszę się nie martwić! Winni zostaną osądzeni
jak najsurowiej, a hrabia Wasylkowicz i jego syn otrzymają zadośćuczynienie, jakie tylko
będzie w tym przypadku mo\liwe.
- Ekscelencja uszczęśliwia mnie tą obietnicą.
- Ju\ dobrze. Teraz muszę się po\egnać. Proszę przyjść z towarzyszami za godzinę do
budynku rządowego' Tak\e pana, ksią\ę, proszę o przyjście wraz z mał\onką i córką.
Będziecie wszyscy świadkami mojej rozprawy z tymi łotrami. Do zobaczenia1
Podniósł się z miejsca i prowadzony przez księcia i Hermana opuścił namiot. Wkrótce
wszyscy usłyszeli turkot odje\d\ającego wozu.
- Good lack! - powiedział Sam Hawkens. - Sprawy mają się całkiem niezle. Nie
chciałbym tkwić teraz w skórze naczelnika i jego syna, jeśli się nie mylę.
Kiedy niewielka grupa zaproszonych dokładnie po godzinie dotarła do domu
naczelnika, natknęła się na spory tłum oblegający budynek. Bardzo szybko rozniosło się, \e
przybył wysoki urzędnik i wszyscy chcieli go zobaczyć.
Herman von Adlerhorst i jego towarzysze przedarli się jakoś przez ci\bę, podeszli do
wejścia i tu zatrzymał ich wartownik.
- Stop! Nikomu nie wolno wchodzić!
- Odsuń się, głupcze! - skarcił go Niemiec. - Zostaliśmy wezwani
- Czy to prawda, ojczulku?
- Myślisz, \e kłamię?
Kozak nie odwa\ył się na dalszy opór i ustąpił.
Scena ta powtórzyła się przed drzwiami kancelarii. Ale kiedy i ta przeszkoda została
usunięta i mogli wejść do środka, zauwa\yli natychmiast, \e w pomieszczeniu panowała
burzliwa atmosfera..
Za stołem siedział wysłannik rządu. Na jego czole wyryta była owa grozna bruzda.
Ponurym wzrokiem mierzył naczelnika, który stał przed nim w pozie jak najbardziej uni\onej
i kornej. Rotmistrz, który otrzymał rozkaz powstrzymania ka\dego, kto ośmieliłby się
zakłócać pracę urzędnikowi, ustawił się tu\ przy drzwiach.
- Czego tu chcecie? - rzucił gniewne pytanie, jeszcze zanim wchodzący zdołali
powiedzie choćby jedno słowo., - Nie macie tu nic do szukania!
- Kto ci to powiedział, synku'? - odpowiedział uprzejmie Sam Hawkens. - Zostaniemy
tu!
- A ja wam rozkazuję natychmiast opuścić pokój!
- Nie masz nam nic do rozkazywania. Milcz, kiedy nikt cię o nic nie pyta!
Rotmistrz wpadł we wściekłość W ostatnim czasie musiał znosić największe
upokorzenia nie mogąc się nawet bronić. Teraz uznał, \e
201
nadeszła wreszcie pora na odpłacenie się prześladowcom. Miał nadzieję, \e obecność
[ Pobierz całość w formacie PDF ]